Tarabanię się z pociągu, torba ciężka, ale na kółkach, normalnie z peronu drugiego zawsze chodziło się wiaduktem nad-torowym, ale sokiści widać wymarli, nikt nie goni, ludzie hycają sobie po torach, komu by się tam chciało po schodach łazić. A jak zapitala taki przykładowy Przemyśl-Szczecin, to i tak się zatrzyma i może nie rozjedzie. Ale do rzeczy.
Chata moja ze Stefanem dość jednak hektar, w zasadzie mogę iść piechotą jak setki razy wcześniej, pogoda jest, słońce ze swojej katapulty strzela precyzyjnie w obszar zachodniopomorskiego, jest poranek, ale: pospacerować, to sobie innym razem. Co szybciej do tatulka, wiadomo! Tymczasem: kierunek - postój taksówek. A jakże, stoją dwie.
Tu dość istotna dla toku opowieści informacja; przy stacji PKP jest ów "postój", a nie ma w mieście radiotaksi, więc jak kto zamawia taryfę, to dzwoni na stacjonarny, a stacjonarny stoi sobie na stalowej nodze w budce żelaznej, drzwiczki na zawiasach zamykane na klucz. Jak kto dzwoni i zamawia, to szofer słyszy dzwonienie w budce, wyłazi z auta, podnosi słuchawkę, halo halo mówi i jedzie tam, gdzie komu potrzeba.
Pan taksówkarz widzi, że zmierzam ku niemu klekocząc kółkami czemadana, wyłazi, otwiera kufer czyli bagażnik, ja ładuję torbę i moszcze się na przednim siedzeniu. Pasy zapinam, gdzie jedziemy, tam i tam jedziemy, patrzę mimochodem na budkę żelazną na słupku z telefonem.
Ale między telefonem, a ścianką budki poukładane, jedna na drugiej, paczki papierosów. Marlboro, jakieś tam Strike, inne...
Pan już zapuszcza motor, mamy jechać, ja do niego:
- Ale chwila chwila, co to za fajki w skrzynce?
- Jakie fajki? (ale już jedziemy).
- No tam w skrzynce...
- Aaa, heh, to puste pudełka...
- Po co wam puste pudełka?
- To dla pani Marii, ona zbiera.
- A po co pani Marii puste pudełka po ćmikach?!
- Ona jest bezdomna, gdzieś tam za stacją w pustostanie mieszka i ma taki układ..., jakby tu panu wytłumaczyć, no, ludzi u nas nie stać na papierosy, to są tacy, co kupują tytoń krojony, nabijają gilzy i sprzedają po pięć zeta za paczkę...
- Ale jaki to ma związek z tymi pudełkami w budce?
- No, bo jak oni nabiją, to do pudełka wchodzi 17 papierosów, ale w czymś muszą sprzedawać, a nie mają pudełek...
- A co ta pani Maria z tego ma?
- Jednego papierosa od dostarczonego pustego pudełka.
- Hm. Przynajmniej ma co palić!
- Ona nie pali.
- Jak to?
- Daje te fajki swojemu facetowi. A on z kolei zbiera złom i puszki, a jak nie ma co zapalić, to nie zbiera.
- Dobry interes, ona wie jak go prowadzić...
- Interes? Ja bym powiedział, że, pan wybaczy, prawdziwa miłość.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka