oranje oranje
2424
BLOG

US - cios wibrującej pięści!

oranje oranje Technologie Obserwuj notkę 22

Dostałem cios wibrującej pięści, a kto historię Bruce'a Lee zna, to wie, o czym mówię. Cios przyszedł w kopercie, miał znaczek, pieczątkę Polskiego Radia i zawierał pita. Bo się uparli zapłacić pożal się Boże coś tam w 2009 roku i teraz ten pit jako stygmat polskości....

 

Jako teoretycznie wyjęty spod polskiego prawa skarbowego (drukiem NIP-3 złożonym pięć lat temu w polskim US) stałem się tym samym beneficjentem usług i ew. restrykcji patrykowego urzędu z siedzibą przy O'Connell Street.

I wszystko byłoby cacy, gdyby nie ten 2009 rok, kiedy coś tam parę razy nagadałem do radia przez telefon, a oni w tym radiu uparli się zapłacić; przelali nawet na konto za każdą relację równowartość dwóch guinnessów. No i dosłali pita, który walał mi się po domu, walał się, ale już dzisiaj zaświelgolił żółtym światełkiem alarmu, więc pochyliłem się z troską.

- No, czas załatwić sprawę – myślę. Cap za telefon i dzwonię. Ale, że jeszcze mądrość pokoleń gdzieś tam iskrzy mi się w zwojach: małą łyżeczką zaczynam. Od powiatowego Urzędu Skarbowego, z którego się wylogowałem.

- Halo!

- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani: dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita i nie wiem, co począć z nim...

- To ja przełączę...

Buu, buu, buu

- Hallo!

- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...

- Chwileczkę... (Malwina, z zagranicy)..., Halo!

- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy w waszym urzędzie skarbowym, teraz dostałem jednego pita za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...

- Nazwisko!

- Taki a taki!

(stuku puku w klawiaturę...)

- Nie mamy pana w systemie, to znaczy mamy, ale mamy adnotację, że przeniesiony do województwa...

- Za co?!

- Nie no, wszystkich zagranicznych do województwa, numer telefonu, pan se zapisze. Xxxx

Dzwonię do województwa...

- Halo!

- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita z Polski za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...

- A pan jest zameldowany u nas?

- Nie, byłem zameldowany w powiecie C., ale w urzędzie w C. powiedzieli, że jestem już teraz u was...

- A jaka to firma?

- Żadna firma, ja jestem niefirmowy, normalny człowiek, żadna firma, taki a taki...

- My tylko firmy obsługujemy...

- No, ale to jest wojewódzki urząd skarbowy?

- Tak!

- No to mnie w powiatowym moim okłamali...

- Nie, nie okłamali, ale się chyba pomylili...

- To co mam zrobić teraz?

- Pan dzwoni do trzeciego oddziału wojewódzkiego..., numer xx x x  x

Dzwonię do Trzeciego...

- Halo!

- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...

- Z zagranicy?

Tak, z Irlandii. Podobno zagranicznych obsługujecie.

- No tak i o co chodzi?

- Nazywam się taki a taki, widzi pani dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...

- Łączę...

(buuu, buuu, buuu)

- Halo!

- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...

- Hm..., chwileczkę (słuchawka przykryta dłonią, ale dochodzi: z Irlandii, pita, no teraz na linii...)

- Hallo...

- Tak, tak, wie pan, jest pan nietypowym przypadkiem, proszę poczekać, bo to nietypowa sprawa, pan poczeka kilka minut, bo musimy ustalić...

- Nietypowa, nietypowa, ale ja na irlandzkiej typowej prywatnej komórce już od godziny wiszę, więc proszę podać numer bezpośredni do pani, a ja za godzinkę, po tej konsultacji, zadzwonię...

- Hmmm, no dobrze, numer xxx xxxx x x x

- A jak pani godność, bo bym chciał bezpośrednio do źródła...

- Wie pan, wolałabym nie podawać nazwiska...

- Ale pani jest urzędnikiem państwowym i proszę mi podać swoje nazwisko!

- Hmmm, Sxxxxxxxx Magdalena.

- Dziękuję, zadzwonię za godzinę.

Dzwonię za godzinę

- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani...

- Tak, tak, wiem, S...Magdalena...

- No i co wiemy?

- Ustaliłam, że jeśli jest tak jak pan mówi, to zeznanie podatkowe zostało panu wysłane po to, by pan wykazał się nim przy rozliczaniu tam w Irlandii...

- Jednym słowem, przepraszam, że przerywam, jeśli ja teraz nie złożę żadnego kwitu w polskich urzędach skarbowych, to nikt mnie nie będzie za to ścigał...?

- No, tak, mam nadzieję, że tak...

- Pani ma nadzieję?! Czy ja rozmawiam z Wojewódzkim Urzędem Skarbowym?

- Tak.

- No to jaką nadzieję? Ja chcę mieć jasną wykładnię urzędnika, czy jestem zobowiązany do złożenia jakichkolwiek papierów w związku z tym ubolewania godnym przypadkiem. A pani mi tu najpierw nie chce się przedstawić, a teraz po konsultacjach ma nadzieję, że nie muszę składać zeznania w Polsce?

- Hm, no ale ja panu tylko przekazuję... Zresztą te sprawy prowadzi Warszawa Śródmieście. Oni będą wiedzieć na pewno najlepiej...

- Da pani numer do nich...

- No, nie mam akurat, pan poczeka, sprawdzę w internecie...

- Sam sprawdzę, do widzenia...

cdn

 

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Technologie