Dostałem cios wibrującej pięści, a kto historię Bruce'a Lee zna, to wie, o czym mówię. Cios przyszedł w kopercie, miał znaczek, pieczątkę Polskiego Radia i zawierał pita. Bo się uparli zapłacić pożal się Boże coś tam w 2009 roku i teraz ten pit jako stygmat polskości....
Jako teoretycznie wyjęty spod polskiego prawa skarbowego (drukiem NIP-3 złożonym pięć lat temu w polskim US) stałem się tym samym beneficjentem usług i ew. restrykcji patrykowego urzędu z siedzibą przy O'Connell Street.
I wszystko byłoby cacy, gdyby nie ten 2009 rok, kiedy coś tam parę razy nagadałem do radia przez telefon, a oni w tym radiu uparli się zapłacić; przelali nawet na konto za każdą relację równowartość dwóch guinnessów. No i dosłali pita, który walał mi się po domu, walał się, ale już dzisiaj zaświelgolił żółtym światełkiem alarmu, więc pochyliłem się z troską.
- No, czas załatwić sprawę – myślę. Cap za telefon i dzwonię. Ale, że jeszcze mądrość pokoleń gdzieś tam iskrzy mi się w zwojach: małą łyżeczką zaczynam. Od powiatowego Urzędu Skarbowego, z którego się wylogowałem.
- Halo!
- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani: dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita i nie wiem, co począć z nim...
- To ja przełączę...
Buu, buu, buu
- Hallo!
- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...
- Chwileczkę... (Malwina, z zagranicy)..., Halo!
- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy w waszym urzędzie skarbowym, teraz dostałem jednego pita za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...
- Nazwisko!
- Taki a taki!
(stuku puku w klawiaturę...)
- Nie mamy pana w systemie, to znaczy mamy, ale mamy adnotację, że przeniesiony do województwa...
- Za co?!
- Nie no, wszystkich zagranicznych do województwa, numer telefonu, pan se zapisze. Xxxx
Dzwonię do województwa...
- Halo!
- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita z Polski za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...
- A pan jest zameldowany u nas?
- Nie, byłem zameldowany w powiecie C., ale w urzędzie w C. powiedzieli, że jestem już teraz u was...
- A jaka to firma?
- Żadna firma, ja jestem niefirmowy, normalny człowiek, żadna firma, taki a taki...
- My tylko firmy obsługujemy...
- No, ale to jest wojewódzki urząd skarbowy?
- Tak!
- No to mnie w powiatowym moim okłamali...
- Nie, nie okłamali, ale się chyba pomylili...
- To co mam zrobić teraz?
- Pan dzwoni do trzeciego oddziału wojewódzkiego..., numer xx x x x
Dzwonię do Trzeciego...
- Halo!
- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...
- Z zagranicy?
Tak, z Irlandii. Podobno zagranicznych obsługujecie.
- No tak i o co chodzi?
- Nazywam się taki a taki, widzi pani dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...
- Łączę...
(buuu, buuu, buuu)
- Halo!
- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani dzwonię z Irlandii, złożyłem pięć lat temu nipa trzy, teraz dostałem jednego pita za 2009 rok i nie wiem, co począć z nim...
- Hm..., chwileczkę (słuchawka przykryta dłonią, ale dochodzi: z Irlandii, pita, no teraz na linii...)
- Hallo...
- Tak, tak, wie pan, jest pan nietypowym przypadkiem, proszę poczekać, bo to nietypowa sprawa, pan poczeka kilka minut, bo musimy ustalić...
- Nietypowa, nietypowa, ale ja na irlandzkiej typowej prywatnej komórce już od godziny wiszę, więc proszę podać numer bezpośredni do pani, a ja za godzinkę, po tej konsultacji, zadzwonię...
- Hmmm, no dobrze, numer xxx xxxx x x x
- A jak pani godność, bo bym chciał bezpośrednio do źródła...
- Wie pan, wolałabym nie podawać nazwiska...
- Ale pani jest urzędnikiem państwowym i proszę mi podać swoje nazwisko!
- Hmmm, Sxxxxxxxx Magdalena.
- Dziękuję, zadzwonię za godzinę.
Dzwonię za godzinę
- Dzień dobry, nazywam się taki a taki, widzi pani...
- Tak, tak, wiem, S...Magdalena...
- No i co wiemy?
- Ustaliłam, że jeśli jest tak jak pan mówi, to zeznanie podatkowe zostało panu wysłane po to, by pan wykazał się nim przy rozliczaniu tam w Irlandii...
- Jednym słowem, przepraszam, że przerywam, jeśli ja teraz nie złożę żadnego kwitu w polskich urzędach skarbowych, to nikt mnie nie będzie za to ścigał...?
- No, tak, mam nadzieję, że tak...
- Pani ma nadzieję?! Czy ja rozmawiam z Wojewódzkim Urzędem Skarbowym?
- Tak.
- No to jaką nadzieję? Ja chcę mieć jasną wykładnię urzędnika, czy jestem zobowiązany do złożenia jakichkolwiek papierów w związku z tym ubolewania godnym przypadkiem. A pani mi tu najpierw nie chce się przedstawić, a teraz po konsultacjach ma nadzieję, że nie muszę składać zeznania w Polsce?
- Hm, no ale ja panu tylko przekazuję... Zresztą te sprawy prowadzi Warszawa Śródmieście. Oni będą wiedzieć na pewno najlepiej...
- Da pani numer do nich...
- No, nie mam akurat, pan poczeka, sprawdzę w internecie...
- Sam sprawdzę, do widzenia...
cdn
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie