„Olka, we no kopsnij tego boksa co spoczywa pod oknem”- mówi
do mnie kolega. A ja oczywiście podaję pudełko spod okna. Czemu niby miałabym
nie podać…-„Dobra lachony, ja zwijam na hausa, bo starsi czekają”-
mówi pośpiesznie Justyna pod koniec jednego z naszych spotkań. Oczywiście, że
ja rozumiem jej pośpiech, na mnie też rodzice czekają i lepiej ich nie
denerwować.Rozumiem slang. Żyję w XXI wieku, w dobie
komputerów, telefonii komórkowej, więc umiem przetłumaczyć sobie to, co otacza
mnie tak naprawdę wszędzie gdzie jestem- w szkole, w supermarkecie, czy w
autobusie. Te wszystkie słowa- te odkopywane ze starych dziejów i reaktywowane,
bądź te powstające na nowo należą do pierwszej grupy słów „zaśmiecających” mowę
polską. Nie denerwują mnie tak bardzo. Proces ich powstawania jest zresztą
nieodwracalny i nieunikniony, bo przecież „język starzeje się co dziesięć lat”,
jak powiedział w jednej z audycji radiowych językoznawca, prof. Markowski.
Do drugiej grupy należą ludzie którzy
z różnych względów(bo urodzili się na wsi lub nie w Polsce- choćby na Kresach)
kaleczą nasz język. Zamiast szybkiego „ć” mówią przeciągające się „ci”, albo
„i” zamieniają na „y”.
Trzecią rzeczą, wpływającą na to, że niektórzy z nas mówią jak mówią, jest…ich własny UPÓR!!! Nie mam do takich ludzi siły. Bo najpierw grzecznie oznajmiam, że nie mówi się „pisze” tylko „jest napisane”. Przy innej okazji, już z lekką irytacją, lecz grzecznie mówię,
że nie kupiłem „se”, lecz „sobie”. Grzesiowi niestety, niemalże młotkiem
próbuję wbić do głowy, że nie „weszłem”, ale „wszedłem”. Jak na razie
bezskutecznie.Niedbalcy!- nie
wstyd wam? Nie? A powinno! Choćby przed przodkami, którzy, nie ważne czy
szabelką, czy karabinem, ale walczyli i bronili nas przed germanizacją i
rusyfikacją. A my tym pomiatamy…Wiem, że ludzie teraz emigrują( za chlebem, pracą, czy studiami). Osiadając za granicą i ucząc się obowiązującego w nowym miejscu zamieszkania języka robią niestety to samo, co z ojczystym. Wymyślają skróty, upraszczają. Po co? Po to, by taki np. polski emigrant w Anglii mógł się
dogadać tylko z Polakami, a już ze starym Brytyjczykiem nie? Bez sensu…
Nie wstydźmy się mówić po polsku, a wręcz przeciwnie- pochwalmy się tym. Bądźmy chociaż w mowie patriotami. 300% Polakami.