26 listopada 2024 r. twórca i szef Kanału Zero, Krzysztof Stanowski ogłosił, że 10 grudnia w programie Godzina Zero przeprowadzi wywiad z Januszem Walusiem. Pomysł ten nie spodobał się Cezaremu Łazarowiczowi, autorowi książki "Nic osobistego", traktującej o sprawie Janusza Walusia - zabójcy Chrisa Haniego.
O sprawie Janusza Walusia pisałam kilkakrotnie. Ostatni mój wpis dotyczył decyzji sądu o warunkowym zwolnieniu. Po tej decyzji Janusz Waluś został pchnięty nożem przez współwięźnia i trafił do szpitala. Ostatecznie na wolności (w zasadzie to w areszcie domowym) znalazł się 7 grudnia 2022 r. Warunki zwolnienia nakładały liczne ograniczenia, w związku z czym Janusz Waluś musiał pozostać w RPA. Ponieważ w chwili skazania obowiązywało prawo, że osoba warunkowo zwolniona z więzienia po dwóch latach staje się w pełni wolna. Te dwa lata właśnie minęły lub miną za parę dni (zależy czy liczymy od decyzji sądu czy faktycznego wyjścia z więzienia. Tak czy owak Janusz Waluś wraca do Polski.
O ile w czasie zwolnienia warunkowego nie mógł kontaktować się z dziennikarzami, o tyle po upływie tego okresu żadnych ograniczeń nie ma. Z sytuacji skorzystał Krzysztof Stanowski i zaprosił Janusza Walusia do swojego programu Godzina Zero na 10 grudnia. Decyzja Stanowskiego spotkała się z krytyką, że nie należy afirmować zabójców. Na tę krytykę Stanowski odpowiedział całkiem sensownie, że wywiad można przeprowadzać z każdym, o ile ma się pełną swobodę zadawania pytań, a fakt przeprowadzenia wywiadu nie oznacza, że pochwala się czyny danej osoby. Dokładniej na ten temat napisano już w Salonie https://www.salon24.pl/newsroom/1413725,stanowski-bombardowany-za-walusia-najlepsze-dopiero-przed-nami , więc nie o tym mam zamiar pisać. Nie można oceniać programu, który jeszcze nie powstał.
Można natomiast przyjrzeć się wypowiedzi Cezarego Łazarewicza, krytykującego pomysł wywiadu, choć sam kiedyś właśnie taki wywiad przeprowadził, a nawet napisał książkę. Łazarewicz odnosi się do tego argumentu stwierdzając:
Jest różnica między wywiadem talk show na żywo z mordercą a rozmową z nim za więzienną kratą. W drugim przypadku skazany jest petentem wobec dziennikarza, który przyszedł go wysłuchać. Ostatecznie jednak dziennikarz ma potem jeszcze możliwość opatrzeć taki głos komentarzem. Dodać i poszerzyć to, co konieczne.
Różnica faktycznie jest, ale inna niż podaje Łazarewicz. Za więzienną kratą skazany musi liczyć się z tym, że jakieś niewłaściwe słowo może zniszczyć jego szanse na warunkowe zwolnienie lub doprowadzić do tego, że będzie w więzieniu gorzej traktowany. Wypowiedź więźnia może (choć nie musi) nie być całkiem szczera. Po odbyciu kary takich obaw już nie ma, szansa na szczerość jest więc większa, choć oczywiście gwarancji nie ma nigdy. Jeśli chodzi o możliwość opatrzenia wypowiedzi komentarzem to istnieje ona zawsze, w przypadku talk show również.
Dalej Cezary Łazarewicz stwierdza:
Zapraszając do studia programu na żywo osobę, która popełniła najstraszniejszą ze zbrodni — zabójstwo polityczne — i prosząc, by je komentowała, dajemy mordercy przestrzeń, by dokonał kolejnego sądu nad ofiarą.
Po pierwsze: nie chcę epatować przykładami o wiele straszniejszych zbrodni niż zabójstwo polityczne, ale sądzę, że każdy jest w stanie podać przynajmniej kilka przykładów. Kodeksy karne różnych krajów wyróżniają wprawdzie zamach na przywódcę kraju, jako szczególną zbrodnię, ale Chris Hani nie sprawował żadnej funkcji państwowej, był jedynie przywódcą jednej z partii. Zbrodnia ta nie była więc najstraszniejsza ani w wymiarze moralnym ani prawnym.
Sąd nad ofiarą w rozumieniu oceny postępowania ofiary nie jest niczym niezwykłym. Jest on nawet rzeczą konieczną w sytuacji gdy ofiara jest gloryfikowana, jak ma to miejsce w tym przypadku. Rzecz jasna przemoc, zwłaszcza zabójstwo nie jest właściwym sposobem załatwiania sporów politycznych, ale tak się składa, że w tym przypadku stosowanie jej akceptował zarówno sprawca, jak i ofiara, przy czym, w przeciwieństwie do sprawcy, ofiara akceptowała również przemoc w odniesieniu do osób postronnych. Chris Hani, był szefem Umkhonto we Sizwe (MK), organizacji stanowiącej zbrojne skrzydło Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC). Na naradzie w Kabwe (Zambia) w 1985 r. ANC, MK i Południowoafrykańska Partia Komunistyczna zadecydowały, że walka zbrojna nie będzie ograniczać się do zamachów na cele bezpośrednio związane z utrzymywaniem systemu apartheidu (policja, wojsko), ale będzie też można atakować cele cywilne. Zamachy takie faktycznie były organizowane. Pod samochody farmerów podkładano miny-pułapki, był też zamach na centrum handlowe. Pomijanie tego kontekstu czyni obraz sytuacji niepełnym.
Wbrew temu, co sugeruje Łazarewicz Janusz Waluś nie "zabił dlatego, że ktoś myślał inaczej niż on". Zabił, bo uznał, że w ten sposób uchroni swoją drugą ojczyznę przed komunizmem. Redaktor twierdzi wprawdzie, że:
[...] my w Polsce naprawdę nie jesteśmy w stanie zrozumieć dziś tego, co tam się w Republice Południowej Afryki wtedy działo. Całe to gadanie o tym, jak to Waluś "nie pozwalał komuchom dojść do władzy", najlepiej tego dowodzi. Komunizm w południowej Afryce był czymś zupełnie innym, wywodził się z innych korzeni. Osoby czarnoskóre wstępowały do partii komunistycznej dlatego, że była to jedyna partia, która ich przyjmowała i w obrębie której mogli się organizować...
Otóż niezupełnie: komunizm w południowej Afryce był zasadniczo tym samym, co w innych krajach. Pewne różnice istniały, ale nie były one wiele większe niż różnice w poszczególnych krajach europejskich. Inaczej przecież funkcjonował komunizm w ZSRR, inaczej w Polsce, NRD czy Rumunii. Nikt jednak nie ma jednak wątpliwości, że był to ten sam ustrój. Również korzenie były te same - Moskwa. ANC i partia komunistyczna utrzymywała świetne relacje z Moskwą, ale też z dyktatorami o sympatiach komunistycznych. Być może faktycznie dla części osób czarnoskórych partia komunistyczna była postrzegana przede wszystkim jako siła w walce z apartheidem, nie była ona jedyną formacją przeciwstawiającą się segregacji rasowej, a obok postulatu zniesienia segregacji rasowej wysuwała też inne postulaty - np. konfiskaty własności ziemi, do której wprawdzie nie doszło, ale postulat dalej jest podnoszony.
W rozmowie z Łazarewiczem Emilia Sarnowska przywołuje postać Grzegorza Brauna, który cieszy się z uwolnienia Janusza Walusia. Od razu pojawił się wątek antysemityzmu. Pytanie dlaczego, skoro nie ma on żadnego związku ani z Januszem Walusiem, ani nawet polityką apartheidu w RPA? System apartheidu zaliczał Żydów do rasy białej, w związku z czym mieli oni takie same prawa jak wszystkie inne osoby pochodzenia europejskiego. Rząd RPA w czasach apartheidu utrzymywał bardzo dobre stosunki z Izraelem, czego o obecnym rządzie powiedzieć nie można.
Cezary Łazarewicz zadaje (dla niego retoryczne) pytanie:
Czego miałbym się z takiej rozmowy dowiedzieć? O co można Janusza Walusia zapytać?
Mogę podpowiedzieć. Ja zadałabym pytanie o przynależność do Afrykanerskiego Ruchu Oporu (AWB). Informacja taka często pojawia się (również w tym artykule), okraszona słowem "neonazistowski". Spytałabym czy faktycznie przymiotnik ten jest uprawniony i co skłoniło Janusza Walusia do wstąpienia do tej organizacji (jeśli fakt ten miał miejsce). Spytałabym też o system apartheidu. Jak postrzegał ten system kiedyś i jak postrzega go teraz? Co sądzi o współczesnej RPA? Jak widzi przyszłość tego kraju? A przede wszystkim czy chciałby powiedzieć coś, czego nie mógł powiedzieć będąc w RPA.
Mam zamiar oglądać wywiad i postaram się go skomentować po obejrzeniu.
Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo