Aleksandra Aleksandra
180
BLOG

Spór o Muzeum II Wojny Światowej - usunięcie portretów - moje uwagi

Aleksandra Aleksandra Kultura Obserwuj notkę 3
Spór, a może już wojna, która wpisuje się w szerszy kontekst?

W 2008 roku napisałam notkę https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/91270,spor-o-muzeum-ii-wojny-swiatowej. Wtedy rządziła koalicja PO-PSL. Muzeum dopiero rozpoczynało działalność. Opozycja (głównie PiS) krytykowała wystawę, że nie pokazuje w wystarczający sposób bohaterstwa narodu polskiego. Ja nie tyle odnosiłam się do samej wystawy, co do ogólnej wizji II wojny światowej. Nieco karykaturalnie (dla uproszczenia) podzieliłam te wizje na:

1) manichejską - wojna rozumiana jako walka absolutnego Dobra z Absolutnym złem,

2) rewizjonistyczną - w większym lub mniejszym stopniu próba rehabilitacji jeśli nie samego Hitlera i nazizmu to niektórych jego sojuszników,

3) tragiczna - przedstawianie wojny wyłącznie jako tragedii dla obu stron konfliktu, bez wnikania w to kto ją wywołał.

Nie zajmowałam się koncepcją rewizjonistyczną, gdyż w Polsce stanowi ona margines (ot, jakiś portret Degrelle'a, jakiś "hinduski symbol szczęścia"). Wśród polityków i historyków ścierają się koncepcje manichejska i tragiczna, przy czym mało kto wyznaje je w formie "czystej". Raczej chodzi tu o rozłożenie akcentów. Autorzy wystawy w Muzeum II Wojny Światowej wyraźnie przychylili się do koncepcji tragicznej. W oświadczeniu, do którego będę nawiązywać później użyli określeń (rozszerzając je na całą wizję historii) wizja refleksyjna (odpowiadająca tragicznej, może z pewną domieszką rewizjonistycznej) i apologetycznej (odpowiadającej manichejskiej). 

Gdy w 2015 r. do władzy doszedł PiS można było przewidzieć, że będzie chciał zmienić wystawę, ale najpierw zmienić trzeba było dyrektora muzeum. Ponieważ nie można tego było zrobić "ot tak" połączono Muzeum II WŚ z Muzeum Westerplatte. Nowy dyrektor wprowadził o wiele mniejsze zmiany niż można było się obawiać. Postanowił uzupełnić wystawę o element bohaterstwa Polaków. Poza końcowym filmem, który zamienił na inny, dokonał jedynie drobnych zmian, między innymi dodając portrety i biogramy postaci odznaczających się wyjątkowym poświęceniem w ratowaniu życia ludzi. Autorzy wystawy podali nową dyrekcję do sądu, który wprawdzie uznał naruszenie praw autorskich, kazał zapłacić nawiązkę, usunąć film (bez konieczności umieszczania poprzedniego), ale zezwolił na pozostawienie innych zmian (w tym pozostawienie kwestionowanych portretów). 

Nowa władza w 2024 r. zmieniła dyrektora (już zdaje się nie bawiąc się w zawiłości prawne, tak ot, bo się nie podobał). Nowy dyrektor nakazał usunięcie portretów rotmistrza Pileckiego, ojca Maksymiliana Kolbego i rodziny Ulmów. W czym naraziły się te postacie? Rtm. Pilecki symbolizuje walkę z dwoma totalitaryzmami. Zginął z ręki komunistów. Czyżby nowej władzy ten fakt przeszkadzał? Ojciec Kolbe - wiadomo - oddał życie za współwięźnia, ale fakt, że został świętym Kościoła Katolickiego, który przecież trzeba "opiłowywać" wyklucza możliwość umieszczenia na wystawie. Podobnie z rodziną Ulmów. Zostali wprawdzie (na razie) "tylko" błogosławionymi, poza tym byli osobami świeckimi, ale to też podejrzane, poza tym burzy narrację o "polskim antysemityźmie", bo próbowali ratować Żydów. Wprawdzie doniósł na nich też Polak (niektórzy twierdzą, że Ukrainiec, ale dawny obywatel polski), więc może coś z antypolskiej narracji dałoby się zachować, ale lepiej nie ryzykować. Czy tak rozumowała dyrekcja Muzeum?

W oświadczeniu nie ma o tym mowy. Podawane są inne argumenty, ale nie wytrzymują one krytyki. Przyjrzyjmy się im:


Obecnie powracamy do pierwotnej wersji scenariusza

Upieranie się przy "pierwotnej wersji" miałoby sens gdyby Muzeum było instytucją prywatną. Wtedy autorzy mają prawo przedstawiać własną koncepcję, nawet niezgodną z ogólnie przyjętą wiedzą (np. udowadniać, że wojnę wywołali kosmici). Muzeum jest jednak placówką państwowom o charakterze edukacyjnym. W takiej sytuacji ważniejsze od zachowania pierwotnego kształtu jest przekazanie wiedzy, a ta bez eksponowania istotnych postaci jest niekompletna.


Każdy barak jest poświęcony innemu aspektowi życia więźniów. W tej części wystawy celowo nie zostały wyróżnione kategorie zawodowe, narodowe czy społeczne, nie zostali wyróżnieni np. więźniowie polityczni czy homoseksualiści. Nie bez powodu nie było tam przedwojennych fotografii więźniów ani historii powszechnie znanych osób. Pokazano za to takie elementy codzienności, jak obozowy reżim, głód, eksperymenty medyczne, opór, czas wolny itp. Wprowadzenie gabloty poświęconej wyłącznie duchownym rzymskokatolickim oraz zawieszenie w centralnych punktach tej przestrzeni portretów o. Kolbego i rtm. Pileckiego zaburzyło antropologiczny charakter narracji. 

Nie bardzo wiem o co chodzi z tym antropologicznym charakterem, ale mówienie o II WŚ bez historii znanych postaci jest zubożeniem merytorycznej wartości wystawy. Poza tym postacie te może znane są w Polsce, ale Muzeum odwiedzane jest przez gości zagranicznych. Warto  by było żeby dowiedzieli się coś o tych osobach. Kategorie więźniów też są istotne.


Podobnie umieszczenie wielkoformatowej fotografii rodziny Ulmów w sekcji „Droga do Auschwitz”, opowiadającej o śmierci więźniów w obozach masowej zagłady, rozbiło kompozycję artystyczną i spójność narracyjną tej części ekspozycji. Dodajmy, że wszelkie zmiany wystawy narracyjnej nie dość, że z zasady powinny przebiegać w porozumieniu z autorami, to powinny mieć charakter przemyślany, merytorycznie i scenograficznie konsekwentny. Nawet ważny i potencjalnie atrakcyjny temat czy artefakt umieszczony w przypadkowym miejscu nie służy opowieści lecz wprowadza chaos. 

Być może faktycznie należałoby fotografię rodziny Ulmów umieścić w innej w sekcji. Ulmowie i ukrywana przez nich rodzina zostali rozstrzelani na miejscu, więc nie byli w drodze do Auschwitz. Tyle tylko, że zamiast umieścić informacje o rodzinie Ulmów w innym miejscu, dyrekcja po prostu je usunęła. W oświadczeniu nie ma żadej sugestii, że kiedykolwiek fotografia zostanie przywrócona, tyle że w miejsce nie rozbijające kompozycji artystycznej i spójnościnarracyjnej. 


Naszym celem jest, aby „polityka historyczna” pozwalała obywatelom troszczyć się o wspólnotę. Aby była niewykluczająca i zgodna z ustaleniami badaczy, nawet jeśli miałaby wyglądać ona trochę inaczej, niż sobie to wyobrażał minister czy prezes partii. Nie trzeba cenzurować wystaw i walczyć z artystami, by budować narodową wspólnotę i pielęgnować pamięć.

To chyba jakiś żart. Co wspólnego z troską o wspólnotę ma usuwanie postaci, które w budowie tej wspólnoty pomagają? Co wykluczającego lub niezgodnego  z ustaleniami badaczy jest fotografiach Pileckiego, Kolbego czy Ulmów?  Wycinanie tych postaci to właśnie cenzurowanie i wykluczanie. Jak na razie udało się Państwu skłócić nie tylko społeczeństwo, ale nawet koalicję rządzącą.

Na tym można by zakończyć, ale problem jest szerszy. Sprawa Muzeum IIWŚ wpisuje się w szerszy kontekst traktowania ludzi przez obecnie rządzących i ich zwolenników. PiS-owi zarzucano dzielenie ludzi i   wykluczanie niektórych grup społecznych, a przynajmniej niedostateczną walkę z wykluczeniem. Zarzucano też naginanie prawa do swoich celów. Część zarzutów miała uzasadnienie. O ile jednak PiS prawo naginał, obecna koalicja je po prostu łamie. PiS opóźniał drukowanie niekorzystnych wyroków TK, zaczekał na zmianę ustawy i wtedy opublikował, jako już nieaktualne, a obecna koalicja w ogóle nie publikuje wyroków i nie stosuje się do nich, pod pretekstem, że w składzie orzekającym byli tzw. dublerzy, czyli sędziowie wybrani na miejsce wybranych "z zapasem" przez Sejm wcześniejszej kadencji. Gdy jednak zapadło orzeczenie wydane bez "dublerów", rząd i tak go nie publikuje, "bo nie".  Zmiany w mediach też podjęto z lekceważeniem prawa - "bo tak".  I tu pojawia się kwestia wykluczenia. Jak wytłumaczyć lekceważenie Konstytucji w sytuacji, gdy przez ostatnie 8 lat deklarowało się jej obronę? Trzeba stworzyć wroga i maksymalnie go odhumanizować. Przyzwoitość, przestrzeganie prawa, dotyczy przecież ludzi. Trzeba więc kogoś odczłowieczyć by wszystkie chwyty były dozwolone. Wtedy można wtargnąć do Pałacu Prezydenckiego i uwięzić osoby już raz ułaskawione, można wyśmiewać się z czyjejś choroby i cynicznie twierdzić, że jak ta osoba umrze to się ją przeprosi, można wyśmiewać się nawet z katastrofy czy śmierci, można bez żadnych dowodów materialnych kogoś oskarżać, można sugerować, że dana osoba powinna spróbować seksu, można wreszcie aresztować kogoś dlatego, że jest księdzem i przyjął od rządu dużą dotację. Przy okazji można bez konsekwencji podawać o tymże księdzu nieprawdziwe informacje.  Można, bo to wszystko "pisiory". Czy nie jest to przykład wykluczenia?

Odbiegłam od tematu MIIŚ, ale obiecałam szerszy kontekst. Wicepremier i Minister Obrony Narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz ma nadzieję, że portrety zostaną przywrócone. Gdy napisał to na twitterze spotkał się ze złośliwymi uwagami z obu stron. Zwolennicy zmian dokonanych przez nowe kierownictwo rzecz jasna krytykowali wicepremiera. Z kolei przeciwnicy wątpili w szczerość intencji. Sądzili, że polityk napisał tak by zyskać zwolenników, ale nic się nie zmieni. Padło nawet pytanie:

A jak nie zostaną przywrócone, to podasz się pan do dymisji?

Pan minister nie odpowiedział.




Aleksandra
O mnie Aleksandra

Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura