O filmie Agnieszki Holland "Zielona granica" napisano i powiedziano już chyba (prawie) wszystko. Moja recenzja jest więc pewnie spóźniona, ale chciałabym podzielić się swoimi refleksjami nie tylko na temat filmu, ale też polityki tak migracyjnej, jak i informacyjnej.
Ponieważ na temat filmu "Zielona granica" panują skrajnie różne opinie, postanowiłam pójść do kina, kupić bilet (tańszy, bo był Dzień Kina) i film obejrzeć. Być może błędem było to, że przed obejrzeniem czytałam i wysłuchiwałam wszystkich możliwych recenzji (pozytywnych i negatywnych), bo dla mnie film był do bólu przewidywalny i nie wiem czy to wina scenariusza czy moja. Widziałam jednak osoby, które wychodziły z kina wstrząśnięta, więc kwestię czy film oddziaływał na emocje pozostawiam otwartą.
Ja poszłam raczej z nastawieniem analitycznym, próbując stwierdzić czy wypowiadane o filmie opinie są słuszne. Postaram się więc odpowiedzieć na pytania, które mnie nurtowały.
1) Czy film przedstawia wydarzenia autentyczne?
Odpowiedzi na to pytanie nie znajdziemy w samym filmie, musimy więc sięgnąć do innych źródeł. Jednym z nich jest wywiad z Agnieszką Holland: dla onetu . Jest tam jasna deklaracja:
Scenariusz "Zielonej granicy" udokumentowany jest bardzo dokładnie i praktycznie każde zdarzenie w nim opisane w mniejszym lub większym stopniu miało faktycznie miejsce. Rozmawialiśmy z uczestnikami tych zdarzeń, praktycznie z każdej ze stron barykady.
Wypowiedź ta całkowicie uzasadnia sens zadawania pytania o prawdziwość, bo ktoś mógłby powiedzieć, że przecież to film fabularny, więc autorzy nie mają obowiązku wiernie oddawać rzeczywistości. Nie chodzi mi rzecz jasna o zmiany związane z koniecznością dostosowania do wymogów filmu fabularnego - wydarzenia, które przytrafiły się różnym osobom w różnym czasie tu dotyczą kilku bohaterów opowieści, a akcja zamyka się w niespełna pół roku.
Chodzi mi o kilka drastycznych scen, które mogą pomóc w odpowiedzi na kolejne pytanie:
2) Czy film szkaluje polskie służby mundurowe?
Uwaga: będą spoilery!
Polska Straż Graniczna przedstawiona jest w zdecydowanie negatywnym świetle. Wyjątkiem jest jeden z głównych bohaterów, który zaczyna mieć wyrzuty sumienia i w końcu udaje, że nie widzi ukrytych migrantów, więc jego pozytywne działanie jest wynikiem złamania rozkazów. Jest też inny drobny wyjątek, o którym za chwilę.
Strażnicy robią to, co każą im władze (pojawiają się nazwiska polityków), czyli stosują push-backi, również dzieci i osób starszych, co akurat rzeczywiście ma miejsce, inna sprawa czy w aż tak drastyczny sposób jak pokazano w filmie. Ale strażnicy dopuszczają się też okrucieństw "z własnej inicjatywy". Przykładem jest scena, w której strażnik podaje jednemu z uchodźców termos, którym uprzednio celowo uderzał o drzewo, tak aby szklane wnętrze się porozbijało. Spragniony uchodźca chwyta termos i zaczyna łapczywie pić, po czym pluje krwią, gdy odłamki szkła dostały się do przełyku. Jedyną reakcją kolegów strażników jest pytanie jednego z nich "Poj...ło cię?" To właśnie ten drugi wyjątek, który nie akceptuje sadystycznego zachowania się kolegi, ale też nic z tym nie robi. Pytanie o prawdziwość sceny z termosem pojawiło się w wywiadzie
Przemka Guldy z Mikołajem Grynbergiem. M. Grynberg odpowiada:
To jest historia potwierdzona przez aktywistki i aktywistów. Opowiadały im o niej, niezależnie od siebie, co najmniej dwie osoby w drodze. Ich zdaniem to celowe, perwersyjne okrucieństwo.
Czyli jedyne źródło informacji to "aktywistki i aktywiści", którym o tej sytuacji opowiadały "co najmniej dwie osoby w drodze". Nie wiemy czy te "osoby w drodze" same poraniły się tłuczonym szkłem czy też zdarzenie to dotyczyło ich towarzyszy, a może jedynie o takiej historii słyszały. "Ich zdaniem to celowe, perwersyjne okrucieństwo" - czyli poza "ich zdaniem" nie ma dowodów na celowe działanie. Równie dobrze termos mógł się stłuc przypadkowo, a zraniony człowiek uznał, że winny musi być strażnik. Ale czy można wykluczyć, że zdarzenie miało przebieg taki, jak pokazano w filmie? Oczywiście, że nie. Sadystów, osoby przekraczające swoje kompetencje można spotkać w każdej grupie zawodowej, zwłaszcza tam, gdzie człowiek ma władzę nad innym człowiekiem. Absurdem byłoby sądzić, że Straż Graniczna jest jakimś wyjątkiem. Jeden sadysta nie pozwala jednak na negatywną ocenę całej formacji. Ale tu film rozwiewa nasze wątpliwości. Nie chodzi o jednego sadystę. Jest scena, w której dowódca na odprawie wyjaśnia, że migranci "to nie są ludzie, to są żywe pociski". Tu mam jeszcze większe wątpliwości co do prawdziwości tej sceny. O ile rzeczywiście priorytetem władz, a co za tym idzie SG jest niedopuszczenie do tego by osoby nielegalnie przekraczające granicę mogły przedostać się w głąb kraju czy też do innych krajów Unii Europejskiej, nawet za cenę ryzykowanie zdrowiem, a nawet życiem tych osób, to wątpliwe jest by ktoś oficjalnie mówił, że migranci to nie są ludzie. Być może (to mój domysł) scena ta jest nawiązaniem do wyrwanego z kontekstu stwierdzenia ministra Jacka Żałka, że "LGBT to nie są ludzie". Chodziło mu o to, że działaczom używającym szyldu LGBT nie chodzi o los poszczególnych osób nieheteronormatywnych, ale o stworzenie odpowiedniej ideologii. Można się z panem Żałkiem zgadzać lub nie, ale nie sugerował on tego, co mu przypisywano. Tak czy inaczej scenę tę uważam za bardzo wątpliwą i chciałabym by twórcy filmu wypowiedzieli się na ten temat.
Nie co lepiej przedstawiona jest policja. Wprawdzie zatrzymują aktywistkę, a nawet przeprowadzają rewizję osobistą każąc aktywistce rozebrać się do naga (takie praktyki istotnie mają miejsce, tak np. potraktowano uczestniczkę Marszu Niepodległości we Wrocławiu), ale policjantka odprowadzając kobietę do celi tłumaczy jej, że komendant przyszedł na zastępstwo i wszyscy mają go dość. Tak więc niesympatyczny komendant może być indywidualnym przypadkiem, a niekoniecznie częścią systemu.
Tu nasuwa się kolejne pytanie:
3) Czy jest to film antypolski?
To zależy od definicji "antypolskości". Ja raczej zapytam inaczej: czy cudzoziemiec oglądający film wyrobi sobie pozytywne czy negatywne zdanie o naszym kraju? Moim zdaniem, jeśli będzie już negatywnie nastawiony do Polski i Polaków to ten stereotyp pogłębi. Film jest zdecydowanie anty-PiS, ale przecież PiS został wybrany przez Polaków. Cudzoziemiec nie będzie niuansować. Film jest czarno-biały (poza pierwszymi kadrami pokazującymi zieloną puszczę). We współczesnych filmach zabieg taki stosuje się zwykle dla pokazania retrospekcji, a jeśli (prawie) cały film jest taki, to w przypadku stylizacji na stare filmy lub kroniki, zwłaszcza z II wojny światowej. Przykładem jest tu "Lista Schindlera". Ale przecież akcja "Zielonej granicy" toczy się współcześnie. Jest to więc świadome nawiązanie do II wojny światowej. Nawet niektóre sceny są stylizowane na ujęcia przedstawiające ofiary i katów z tamtych czasów. Mundurowi z psami przypominają esesmanów, uchodźcy przypominają ofiary Holokaustu. Być może odświeży się też teza o współudziale Polaków w Zagładzie. Jest nawet scena, gdy mundurowy podejrzewa jedną z bohaterek o bycie nielegalną migrantką, bo ma ciemną skórę. Aktywistka w odpowiedzi recytuje "Ojcze nasz". Jest to wyraźne nawiązanie do zachowania się ukrywających po aryjskiej stronie Żydów.
Aby nie było wątpliwości jest też scena, która dla mnie miała wymiar komiczny, ale nieświadomy cudzoziemiec może wziąć ją na serio. Pani psycholog prowadzi zdalną sesję terapeutyczną. Na ekranie pojawia się pacjent grany przez Macieja Stuhra, który jest załamany, bo polski rząd objął patronatem "marsz faszystów". Chodzi o Marsz Niepodległości, który prezydent Warszawy zawsze blokował, ale sądy zawsze anulowały te decyzje, bo podawane powody były mało przekonujące, ale w 2021 r. znalazł formalny powód, że wcześniej w tym samym miejscu i o tym samym czasie zgłoszono inną manifestację, a MN nie ma pierwszeństwa, bo przestał być imprezą cykliczną. Inna manifestacja zgłoszona była wyłącznie dla zablokowania Marszu. Rząd wtedy uczynił MN imprezą rządową, a takowa też ma pierwszeństwo. Ale z filmu się tego nie dowiemy.
Holland przekonuje, że przecież główni bohaterowie pozytywni to Polacy. Są to aktywiści i osoby, które później im pomagają. Jest to jednak niewielka grupa, która nie zmienia ogólnego negatywnego obrazu.
4) Jak w filmie przedstawieni są migranci i kryzys migracyjny?
Postacie migrantów są zróżnicowane. Główni bohaterowie to syryjska wielopokoleniowa rodzina oraz nauczycielka z Afganistanu, której brat pomagał Amerykanom. Występują też inne postacie, epizodyczne, każda z nich kwalifikowałaby się, jako uchodźca, którego życie w kraju pochodzenia jest zagrożone. Niektórzy wyraźnie mówią, że chcą azylu w Polsce, a władze ignorują prośby. Istotnie są takie relacje, więc wątek może być prawdziwy. Aktywiści twierdzą, że SG tłumaczy, iż osoby starające się o azyl powinny wypełnić specjalne formularze, ale ich nie dostarcza. Z kolei SG twierdzi, że migranci co innego mówią aktywistom, a co innego strażnikom. Dopuszczam obie możliwości. Zgodnie z konwencjami międzynarodowymi osobę starającą się o status uchodźcy należy przyjąć, umożliwić jej złożenie wniosku (dać ten formularz do wypełnienia). Na czas rozpatrywania prośby osoba ta powinna pozostać w Polsce, a decyzja o tym czy status dostanie nie zależy od SG. Nic więc dziwnego, że stosując push-backi SG wyjaśnia, że dana osoba nie prosiła o azyl. Możliwe jest też, że zatrzymane osoby nie składają prośby o status, bo nie chcą utknąć w Polsce. Ich celem jest Zachód, a fakt złożenia prośby o azyl w Polsce uniemożliwia staranie się o status uchodźcy w innym kraju UE. Film jednak nie analizuje tych wątków, co prawda nie jest to konieczne.
Wypadałoby jednak przedstawić pełniejszy obraz migrantów. Jest wprawdzie jeden człowiek z Maroka, co sugeruje ekonomiczny powód migracji, bo w Maroku nie ma wojny, nie ma też jakichś wielkich prześladowań politycznych. W filmie nie poznajemy jednak powodu, dla którego zdecydował się na wędrówkę.
Nie dowiemy się też zbyt wiele o agresywnych zachowaniach migrantów (w rodzaju rzucania kamieniami). Coś tam mówi radio, ale bohater je zaraz wyłącza. O problemach związanych z migracją mówi też wspomniany już oficer (ten, który mówi, że to nie ludzie), ale z oczywistych względów słowa te zostają zdyskredytowane, bo wypowiada je postać jednoznacznie negatywna. By jeszcze widz nie miał wątpliwości, że oficer ten jest jednoznacznym "czarnych charakterem", na koniec odprawy po chamsku żartuje, że funkcjonariusze mogą umawiać się z panią psycholog "na godziny".
To, co przedstawione jest w filmie uczciwie to to, że migranci zostali oszukani przez władze Białorusi. W ogóle służby białoruskie przedstawione są negatywnie. Negatywnie przedstawione są też władze Unii Europejskiej, które udają, że nie ma problemu.
Jednakże problemu migracji nie zostaje przedstawiony w całej pełni. Czy być musi? To już inna sprawa. Ale tu nasuwa się najważniejsze pytanie:
5) Czy film pomoże uchodźcom/migrantom?
Problem uchodźców/migrantów przedostających się przez polsko-białoruską granicę dzieli Polaków. Jedni widzą w nich ludzi, którym trzeba pomóc, a ewentualnych zagrożeń nie dostrzegają lub je marginalizują, inni widzą w nich zagrożenie, a wszystkie tragedie kwitują słowami "chcącemu nie dzieje się krzywda". Czy można skwitować, że prawda leży pośrodku? Niezupełnie. Podstawą powinno być humanitarne traktowanie. Niedopuszczalne jest wyrzucanie do lasu dzieci czy osób starszych i chorych. Oczywiście, jak sugerował jeden z publicystów, niehumanitarne traktowanie (on wyraził się dosadniej) może skuteczniej zniechęcić do przekraczania granicy, ale jesteśmy ludźmi, a człowieczeństwo wymaga od nas by nie robić pewnych rzeczy, które może są skuteczne, ale niegodne człowieka. Z kolei niekontrolowany przypływ migrantów jest zjawiskiem niebezpiecznym z wielu względów. Nie chodzi nawet o terroryzm czy przestępczość, bo to margines. Holland w jednym z wywiadów przyznała, że cywilizacja europejska się kończy, ale że może powstanie coś lepszego. Tu jest fundamentalna różnica w podejściu. Faktem jest, że kraj z dużą liczbą migrantów zmienia swoją tożsamość. Tym bardziej im bardziej obce kulturowo są te osoby. W tym sensie tożsamość narodowa może być zagrożona. Tyle tylko, że dla jednych (np. dla mnie) jest to problem, którego nie można lekceważyć, a dla innych tożsamość narodowa nie jest jakimś szczególnym dobrem, więc nie warto o niej myśleć w kontekście ewentualnych zagrożeń. Sądzę jednak, że mimo ewentualnych zagrożeń trzeba ludziom pomagać i źle się stało, że dyskusja na temat migracji toczy się wg schematu PiS (nie pomagać, wyrzucać, murem za mundurem) vs anty-PiS (refugees welcome). Film niestety wpisuje się w ten schemat, a to nie pomaga osobom potrzebującym.
Na koniec pytania do Czytelników: Kto widział film? Czy film coś zmienił w Państwa postrzeganiu problemu migracji?
Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura