Wprowadzenie
Jak Państwo zdążyli zauważyć tematyka osób uwięzionych często pojawia się na moim blogu. Zwłaszcza przed świętami https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/950182,nie-tylko-o-sprawie-tomasza-komendy, https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/855268,swieta-wielkanocne-nie-dla-wszystkich-wesole . Może była w tym pewna niestosowność, bo w święta powinny dominować tematy lekkie i przyjemne, ale cóż… Też tegoroczne Święta Wielkanocne zapowiadają się jednak niezbyt wesoło, więc tym razem tematyka więzienna będzie się wpisywać w poważniejszy, choć może niekoniecznie smutny, nastrój.
Ponieważ opisywana przeze mnie sprawa ma wątek polityczny, rozpocząć muszę od nakreślenia tła historycznego. Cały tekst jest długi, ale można czytanie rozpocząć od ostatniego rozdziału, moim zdaniem najistotniejszego.
Miejsce akcji
Sprawa, którą dzisiaj omówię pochodzi z obszaru, o którym wiedza jest na ogół niewielka, i który rzadko gości w serwisach informacyjnych. Chodzi o drugą, co do wielkości i pierwszą, co do górzystości wyspę świata – Nową Gwineę. Jak spojrzymy na mapę polityczną, to zobaczymy, że wyspa „przecięta” jest na pół jakby ktoś do mapy przyłożył linijkę i zrobił kreskę (jedynie na krótkim odcinku granica ma naturalny przebieg). Tak też istotnie było. Linijkę przyłożyli w 1848 r. Holendrzy, którzy wzięli zachodnią część wyspy i Brytyjczycy, którzy wzięli część wschodnią. Obie części zamieszkiwane były (i są) przez plemiona Papuasów i Melanezyjczyków. Z antropologicznego punktu widzenia pierwotni mieszkańcy Nowej Gwinei należą do grupy melanezyjskiej. Mają ciemną skórę, ale nie są spokrewnieni z mieszkańcami Afryki. Włosy mają wprawdzie wełniste, ale rysy twarzy inne. Ciekawostką jest, że trafiają się tam blond włosy (zwłaszcza u dzieci), ale uwarunkowane są innym genem niż blond włosy Europejczyków.
Mapa Nowej Gwinei. Czerwoną "pinezką" zaznaczona Wamena - miejscowość istotna z punktu widzenia dalszego opisu wydarzeń. Wg. google.maps
Wracając do podziału Wyspy to część brytyjska została „odziedziczona” przez Australię, a w 1975 roku stała się niepodległym państwem o nazwie Papua-Nowa Gwinea (pełna nazwa Niezależne Państwo Papui-Nowej Gwinei). Inaczej potoczyły się losy części holenderskiej (zachodniej). Kolonializm przestał być modny po II wojnie światowej. Z jednej strony wyniszczone wojną państwa europejskie nie miały sił i środków na utrzymywanie kolonii, z drugiej zaś ONZ (zdominowana przez dwa zwycięskie mocarstwa: Stany Zjednoczone i Związek Radziecki) wywierała silne naciski na to by przeprowadzać dekolonizację. Dekolonizacja jednak była (i jest) specyficznie rozumiana (choć nikt nigdy nie przyznał się do takiej wykładni oficjalnie). ONZ w praktyce przeszkadzał jedynie „biały” kolonializm. Wtedy chętnie szermowano hasłami dekolonizacji, nawet, gdy nie chciała jej miejscowa ludność. Inaczej jednak sprawa się miała, gdy kolonizatorzy mieli ciemniejszy odcień skóry. Tak było w przypadku Indonezji, która na drodze militarno-dyplomatycznej przejęła zachodnią część wyspy. Szczegółowy przebieg wydarzeń nie jest dla nas w tym momencie istotny, dość powiedzieć jedynie, że Indonezja by być w zgodzie z wymogami ONZ musiała przeprowadzić referendum co do losów wyspy. Indonezyjczycy poradzili sobie z tym w sposób osobliwy. Wybrali 1026 mężczyzn i kobiet, których uprawniono do udziału w referendum. Cała ludność liczyła ok. 800 tysięcy (uprawnionych do głosowania pewnie byłoby około połowy). Ponieważ dopuszczono jedynie osoby będące zwolennikami przyłączenia się do Indonezji – 100% zagłosowało na tak. Nic nie trzeba było fałszować.
Nie wszyscy Papuasi pogodzili się z panowaniem indonezyjskim. Niektórzy pragną uzyskania niepodległości w sposób pokojowy (domagając się powtórzenia referendum), inni zdecydowali się na walkę zbrojną. Rzecz jasna rząd indonezyjski przedstawia aneksję zachodniej części Nowej Gwinei, jako „powrót do macierzy”. Równocześnie, od pewnego czasu rząd chce uchodzić za demokratyczny i nawet mu się to udaje, gdyż w Indeksie Demokracji https://en.wikipedia.org/wiki/Democracy_Index kraj ten klasyfikowany jest jako wadliwa wprawdzie, ale demokracja (flawed democracy) – indeks 6,48 na 10 możliwych punktów, 64 miejsce w świecie. Do tej samej kategorii wadliwych demokracji autorzy zaliczają też Polskę (6,62; 57 miejsce), ale też i USA (7,96; 25 miejsce). Z założeniami indeksu można by długo polemizować, ale to obszerny temat i nie będę go rozwijać. Dla dzisiejszych rozważań ważne jest czy fakt, iż Indonezja chce się uważać poniekąd jest uważana za kraj demokratyczny to dobrze czy źle. Paradoksalnie nie ma na to prostej odpowiedzi, ale o tym później.
Flaga Papui Zachodniej używana przez zwolenników niepodległości (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Papua_Zachodnia )
Konflikt w Papui Zachodniej (do 2002 r. w Indonezji używani nazwy Irian Zachodni – Irian Barat) nie wygasł nigdy. Przykładem tego może być fala zamieszek, które przetoczyły się przez tę część wyspy, a nawet wyszły poza nią (demonstracja w Dżakarcie w zeszłym (2019) roku. Polityka władz w stosunku do miejscowej ludności jest taka, że oficjalnie dba się o kulturę plemienną, popiera zespoły folklorystyczne, zachęca turystów by je oglądali, ale spontaniczne kontakty z miejscową ludnością są źle widziane, choć niby formalnego zakazu nie ma.
Konflikt pomiędzy władzą a zwolennikami niepodległości Papui dość często błędnie przedstawia się jako konflikt religijny: muzułmańsko-chrześcijański. Tymczasem sprawa jest bardziej złożona, choć Istotnie muzułmanie stanowią większość w Indonezji, zaś na Papui większość stanowią chrześcijanie (są też animiści). Sam konflikt nie ma jednak podłoża religijnego, lecz etniczne oraz ekonomiczne. Papua stanowi bowiem obszar pełen bogactw naturalnych. Znajduje się tam największa na świecie kopalnia złota, a zarazem druga na świecie kopalnia miedzi. Jest to kopalnia Grasberg, której właścicielem jest Freeport-McMoRan Inc. Kopalnia też była widownią protestów i zamieszek, prowadzących nawet do ofiar w ludziach. Protestowano przeciwko zagrożeniu ekologicznemu, jakie niesie ze sobą eksploatacja oraz temu, że jedynie bardzo minimalna część dochodu płynącego z wydobycia trafia na potrzeby lokalne. Innym bogactwem naturalnym jest drewno.
Kim jest Jakób Skrzypski?
Jakób Skrzypski pochodzi z Olsztyna. Pisownię jego imienia jest dość nietypowa, tak jak przed reformą ortografii. Pan Skrzypski taki zapis preferuje, więc ja też będę tak pisać. W tekstach na temat sprawy (na dole umieszczę wybrane linki wraz z opisem) można spotkać zarówno tę formę, jak i częstszą formę współczesną – Jakub.
Pan Jakób od 2009 roku mieszka w Szwajcarii. Jest podróżnikiem. Był w 45 krajach Europy i Azji. Wiele razy odwiedzał Indonezję. Tam mieszkają bliskie mu osoby. W niektórych doniesieniach prasowych pojawiają się bardziej sensacyjne informacje na jego temat. Miałby być rzekomo „turystą ekstremalnym”, czy celowo szukającym „mocnych wrażeń” oraz terenów ogarniętych wojną. Nie odpowiada to prawdzie. Jakób Skrzypski podróżował po wielu krajach, z których jedynie Irak i niektóre obszary Indonezji (w tym Papuę Zachodnią) można uznać za ogarnięte konfliktem.
W roku 2018 wybrał się w dłuższą podróż do Azji Południowo-Wschodniej. Odwiedził nie tylko Indonezję, ale też Malezję, Singapur i Papuę-Nową Gwineę. Pojechał też do Papui Zachodniej. Cel wyjazdu właśnie tam był turystyczno-towarzyski. Chciał odwiedzić dawnych znajomych, którzy przeprowadzili się do tego regionu. Podróżnik nie podejmował więć żadnych nielegalnych działań. Mimo to został aresztowany. Czy jest więc więźniem politycznym? Sam za takiego się nie uważa, gdyż nie prowadził działalności politycznej. Moim jednak zdaniem mamy prawo nazywać więźniami politycznymi nie tylko osoby, które prowadziły jakąś zakazaną działalność, ale też te, które zostały o takową fałszywie oskarżone lub, których uwięzienie ma przyczyny polityczne, niezależnie od formalnie stawianych zarzutów.
Aresztowanie
W roku 2018 Jakób Skrzypski postanowił odwiedzić Papuę Zachodnią. Wraz z Eduardem (w skrócie Edo) Wandikiem (mieszkaniec Papui Zachodniej) pojechał do położonej w środku interioru Wameny. 25 sierpnia w hotelu zjawiła się policja i poprosiła by Jakób i Edo (wtedy nieobecny) zjawili się na komisariacie w celu złożenia wyjaśnień. Gdy obydwaj tam się zjawili poinformowano ich, że u kogoś z rodziny Edo znaleziono amunicję. Wtedy jeszcze sprawa nie wyglądała groźnie. Mówili tylko by Polak uważał na „tych ludzi”. Spytali o dalsze plany. Gdy dowiedzieli się, że Jakób chce wrócić do Dżajapury (miasto na wybrzeżu Papui Zachodniej), a potem na Jawę, powiedzieli ze pomogą znaleźć bilet na samolot (do Dżajapury). Jakób twierdził, że znajdzie przez Internet, ale policjanci wyjaśnili, że w Wamenie nie jest to możliwe. Wrocił do hotelu. Następnego dnia rano policjanci zawieźli Jakóba i Edo na lotnisko.
Po powrocie do Dżajapury obaj podróżujący zobowiązani zostali złożyć raport dla policji. Po udaniu się na komisariat zostali zatrzymani. 27 sierpnia rano policja przekazała sprawę do działu dochodzeniowego. W tym czasie szefem policji prowincji, był Martuani Sormin Siregar, a jego zastępcą i szefem wydziału dochodzeniowego Fernando Sanches Napitupulu. Szefem ekipy śledczej był Lintong Simanjuntak.
Dokumenty o aresztowaniu Jakób Skrzypski otrzymał 29 sierpnia około godziny trzeciej nad ranem. Obydwu podejrzanych od razu rozdzielono. Później okazało się, Edo Wandik złożył zeznania obciążające Polaka. Miał zeznać, że Skrzypski szukał w Wamenie kontaktów z Ludźmi Wolnej Papui. Ten zwrot (po indonezyjsku Orang Papua Merdeka) odnosi się do osób walczących o niepodległość Papui Zachodniej. Jakób Skrzypski żadnych kontaktów z bojownikami nie szukał. Jedynie sfotografował siedzibę KNPB - organizacji działającej na rzecz niepodległości Papui Zachodniej, ale w sposób pokojowy, proponując zorganizowanie referendum w tej sprawie. Nie jest to organizacja nielegalna. Do fałszywych zeznań Edo Wandik został zapewne skłoniony obietnicą wypuszczenia (dotrzymaną). Jego pierwsze zeznania Jakób Skrzypski zobaczył przypadkowo na biurku inspektora i była tam mowa o celu turystycznym. W sądzie natomiast Wandik występował, jako świadek oskarżenia i mówił już o kontaktach z separatystami.
Inną osobą prawdopodobnie (słowo prawdopodobnie użyte dla ostrożności) przymuszoną do złożenia obciążających zeznań była Lydia Fakaubun, u której Jakób nocował za pośrednictwem serwisu Couchsurfing. Zeznała, że pod nieobecność Polaka przeszukała jego plecak (co jest mało prawdopodobne) i znalazła broszurę o dostępie do broni w Polsce. Dziwne jest, że znalezienie takiej broszury miałoby być obciążające. W końcu wiele osób stara się o dostęp do broni i nic nielegalnego w tym nie ma. Broszura zresztą nie istniała. Ostatecznie Lydia Fakaubun odmówiła stawienia się w sądzi i powtórzenia złożonych na policji zeznań.
Początkowe dochodzenie prawdopodobnie miało przedstawić Jakóba Skrzypskiego, jako handlarza bronią. W takim duchu wypowiadała się o nim indonezyjska prasa. W „chmurze” znaleziono zdjęcie Jakóba trzymającego broń. Okazało się, że to ze strzelnicy ze Szwajcarii, ale pasowało do narracji o dostarczycielu broni. Ostatecznie jednak wątek broni zarzucono (choć w prasie przewijał się stale) i nie znalazł się on w akcie oskarżenia.
Na początku września postanowiono zrobić konferencję prasową pokazując podejrzanego oraz przedmioty mające świadczyć o jego winie. Na stole leżał paszport, aparat fotograficzny, plecak, scyzoryk (w futerale), a także… mała flaga szwajcarskiego kantonu Vaud. Flagę tę podróżnik zabrał po trosze jako talizman, po trosze, jako potencjalny prezent dla kogoś wartego obdarowania. O czym miała ta flaga świadczyć? Gdyby to była flaga Papui, to bym rozumiała, ale flaga szwajcarskiego kantonu? Jaki miała mieć związek ze sprawą?
Flaga kantonu Vaud (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Vaud )
Za stołem stanąć miał Jakób Skrzypski – „groźny przestępca”. Ale odmówił, nawet gdy zaproponowano mu że stanie tyłem. Za karę trafił do izolatki – zakratowanego pomieszczenia na końcu korytarza aresztu. Pomieszczenie to nie miało wentylatora, a klimat w Dżajapurze jest gorący. Było to działanie całkowicie bezprawne, gdyż nigdzie na świecie aresztowany (a więc nawet nie skazany) nie ma obowiązku stawania przed kamerą telewizyjną. Chyba ktoś się zorientował, bo Jakób Skrzypski po kilku godzinach wrócił do normalnej celi.
Później jeszcze raz trafił do izolatki, tym razem już na kilka dni. Znaleziono u niego telefon komórkowy, który pożyczył od kolegi z celi. Podejrzaną sprawą było to, że strażnicy zachowywali się tak jakby dobrze wiedzieli czego szukają. Być może miało to związek z (nieprzyjaznym zresztą Skrzypskiemu) artykułem, który pojawił się w szwajcarskiej prasie, a wynikało z niego, że pan Skrzypski ma dostęp do komórki. W dodatku, choć formalnie więźniom nie wolno korzystać z telefonów komórkowych, większość takowe posiada i posługuje się nimi, a strażnicy „przymykają oko”. W przypadku Jakóba Skrzypskiego wydano zakaz pożyczania mu telefonu przez innych więźniów. Widać komuś bardzo zależało na izolowaniu go, a także zastraszeniu, czy przynajmniej „zmiękczeniu” czemu miał służyć dwutygodniowy pobyt w izolatce. Na szczęście nie trwało to aż tak długo. Prawdopodobnie interweniowała adwokat.
Z adwokatem też był problem. 7 września 2018 r. Jakób Skrzypski został poinformowany, że polska ambasada zaprzestała pomocy. Była to informacja fałszywa. Ambasada, bowiem poinformowała policję, że do 9 września zostanie wybrany adwokat. W tym momencie chodziło jedynie o adwokata, który miałby być obecny przy przesłuchaniach, gdyż pan Skrzypski nie zgadzał się składać wyjaśnień bez adwokata. Zgodził się więc na adwokata z urzędu, którego (jak zapewniono) miał prawo później zmienić lub dodać innego adwokata. Prawo indonezyjskie zezwala na korzystanie przy jednej sprawie z usług do 20 adwokatów. Gdy jednak pan Jakób wybrał na swojego adwokata panią Latifah Anum Siregar, władze zaczęły robić wszystko by do zaangażowania pani Anum nie doszło. Najpierw mówili, że do zmiany adwokata konieczny jest dokument z ambasady, co rzecz jasna jest nieprawdą. Później utrudniano mu kontakt z adwokat, do tego stopnia, że przysługujące mu prawo do obrony, zmuszony był egzekwować groźbą strajku głodowego. Pani Latifah Anum Siregar jest znaną obrończynią w procesach politycznych i wybór właśnie jej bardzo się władzom nie podobał. Jeden z przesłuchujących pytał nawet pana Jakóba czemu akurat wybrał tę osobę. Być zaangażowanym obrońcą w sprawach politycznych w Indonezji wymaga odwagi. Przekonała się też o tym pani Latifah, gdy w 2014 była obecna na przesłuchaniu jednego ze swoich klientów. Gdy wracała do hotelu napadli ją „nieznani sprawcy”. Zranili ją nożem w rękę i zrabowali walizkę z laptopem i dokumentami w prowadzonej przez nią sprawie .
Proces i wyrok
2.10.2018 r., pan Jakób zostaje przewieziony do aresztu w Wamenie. Tam odbywać się będzie proces. Miasto to jest trudnodostępne, jedyny sposób dotarcia tam to samolotem. Zapewne o to właśnie władzom chodziło, gdyż wysiłki na rzecz zmiany miejsca procesu nie przyniosły rezultatów. A były to intensywne wysiłki. Pani adwokat najpierw starała się o oddalenie aktu oskarżenia (zawierał błędy), a gdy to się nie udało starała się zapobiec przeniesieniu do Wameny, a gdy już do tego doszło – doprowadzić do ponownego przeniesienia do Dżajapury. Również oskarżony początkowo odmawiał stawienia się na rozprawie. Na jednej istotnie się nie stawił, na kolejną został doprowadzony siłą. Prokurator jednak powiedział prasie, że z Jakóbem Skrzypskim jedynie porozmawiano i przekonano go do pójścia na rozprawę.
Oficjalne tłumaczenie dlaczego proces musiał odbyć się w Wamenie było takie, że tam popełniono przestępstwo, tam więc musi być proces. Odstępstwa od tej zasady są jednak na tyle częste by uznać takie wyjaśnienie za pretekst. Np. oskarżonych o uprawianie „dziennikarstwa bez pozwolenia” Francuzów sądzono w Dżajapurze, choć „przestępstwa” dokonali w interiorze. W Dżajapurze sądzono też trójkę przemytników broni, zatrzymanych w Wamenie. Jest więc oczywiste, że wybór miejsca podyktowany był chęcią utrudnienia dostępu adwokatom, obrońcom praw człowieka oraz dziennikarzom. Wzrosły znacznie koszty obrony, z uwagi na konieczność podróży samolotem i noclegów w hotelu. Dodatkowym powodem wyboru miejsca mogła być chęć zrobienia pokazowego procesu, mającego zniechęcić miejscową ludność do kontaktów z cudzoziemcami.
Proces rozpoczął się 17.12.2018 r. Nie obyło się bez kłopotów organizacyjnych. Najpierw prokuratorzy mieli problem z poprawnym sporządzeniem aktu oskarżenia. Następnie trzeba było sprowadzać sędziego, bo na miejscu sędziów było za mało. A na pierwszej rozprawie nie było tłumacza, więc się nie odbyła. Później już rozprawy odbywały się raz lub dwa razy w tygodniu.
Prokuratorów było dwóch: Febiana Wilma Sorbu oraz Ricarda Arsenius, który był jednocześnie rzecznikiem prasowym prokuratury. Sędzią głównym był Yajid.
Oskarżenie powołało się na paragrafy 106, 110, 111, 53, 55 oraz 87. Obejmują one działania takie jak: zdrada, zamach stanu, działania na rzecz separatystów, współpracę z nimi, również usiłowanie i planowanie tego typu działań. Teoretycznie grozi za nie kara do 20 lat lub dożywocie (w Indonezji, podobnie jak u nas przy wysokich karach kończy się „ciągłość”, nie można więc dostać np. 26 lat więzienia). W praktyce jednak cudzoziemców nie skazywano nigdy na tak wysokie kary, chyba że za przestępstwa narkotykowe (tu padały nawet wyroki śmierci i zdarzało się, że były wykonywane), ale w tym przypadku coś takiego nie wchodziło w grę. Cudzoziemców wspierających separatystów zazwyczaj się po prostu deportuje od razu lub po paru miesiącach. Australijczyków, którzy brali udział w demonstracji na rzecz niepodległości Papui Zachodniej deportowano od razu. Wspomnianych już Francuzów skazano na 2,5 miesiąca więzienia (za „dziennikarstwo bez pozwolenia” grozi do 5 lat), co odpowiadało czasowi spędzonemu w areszcie (w ich przypadku był to ośrodek deportacyjny, gdzie warunki są znacznie lepsze), tak by mogli być deportowani po otrzymaniu wyroku. Ich papuaski towarzysz dostał wyższy wyrok.
Tym razem prokuratura zażądała 10 lat więzienia, co, zwłaszcza w przypadku cudzoziemca, było nietypowe. Obrona wnioskowała o uniewinnienie z braku dowodów oraz zwrotu skonfiskowanych, jako dowód w sprawie przedmiotów oraz przywrócenia dobrego imienia (tak zostało to sformułowane). Jedynymi dowodami, a właściwie poszlakami było zeznanie Edo Wandika i Lydii Fakaubun, choć to ostatnia, jak już wspomniałam, nie pojawiła się na procesie, a poza tym fakt znalezienia rzekomej broszurki o niczym nie świadczył. Były też ogólnie dostępne zdjęcia z Internetu, takie jak np. zdjęcie deklaracji niepodległości Papui Zachodniej oraz fakt, że oskarżony sfotografował siedzibę KNPB.
Dnia 2.05.2019 r. sąd wydał wyrok: 5 lat więzienia. To również jest niezbyt typowe, gdyż zazwyczaj w tego typu sprawach. Zwykle, w przypadku uznania za winnego, w tego typu sprawach zapadają wyroki stanowiące 1/3 żądanego przez prokuraturę. W tym samym procesie skazany zostaje też Simon Magal. Otrzymuje 4 lata. Skazani natychmiast składają odwołanie od wyroku. Tydzień później robi to prokurator. W lipicu 2019 r. sąd wyższej instancji pozostawia oba wyroki bez zmian. Simon Magal już się nie odwołuje. Jakób Skrzypski dalej odwołuje się, co też czyni prokuratura.
Bardzo trudno oprzeć się wrażeniu, iż w tej sprawie wyrok zapadł już w momencie decyzji o zatrzymaniu, a może nawet wcześniej. O zapewnienie sprzyjającej oskarżeniu propagandzie zadbali jeszcze w Dżajapurze rzecznik prowincjonalny policji Ahmad Mustofa Kamal oraz krajowy rzecznik policji w Dżakarcie Dedi Prasetyo. Z kolei na samej rozprawie rzucało się w oczy nieprofesjonalne zachowanie pani prokurator Febiany Sorbu. Osoba ta nie była w stanie, bądź nie miała zamiaru ukryć swoich negatywnych emocji względem oskarżonego.
Sprawa Jakóba Skrzypskiego robi się głośna. 21.10. 2019 r. Parlament Europejski przyjmuje rezolucję, wzywającą indonezyjski parlament do zmiany polityki względem Papui Zachodniej i dostosowania wszystkich przepisów do międzynarodowych standardów praw człowieka i międzynarodowych zobowiązań Indonezji. Jednym z punktów tej rezolucji jest żądanie uwolnienia Skrzypskiego.
Rezolucja nie przynosi jednak efektów, a być może przynosi efekty przeciwne do zamierzonych, bowiem 19.12. 2019 r. Sąd Najwyższy przychyla się do odwołania prokuratury i podwyższa wyrok do 7 lat. Czy było to wynikiem chęci pokazania, że „nie będą nam obcy dyktować, kogo zwalniać, a kogo nie, czy też był to zbieg okoliczności – nie wiemy, faktem pozostaje to, że Jakób Skrzypski został potraktowany najsurowiej ze wszystkich cudzoziemców zatrzymanych w Indonezji za wspieranie separatystów. Czy to dlatego, że jest Polakiem? A jeśli tak to czy to z takiego powodu, że Indonezja coś konkretnie ma przeciw naszemu krajowi czy też po prostu chcieli zrobić pokazowy proces jakiemuś cudzoziemcowi (dla ostrzeżenia innych by się „nie pchali”), a wybrali Polaka, bo z Polską nie łączą Indonezji zbyt ważne interesy, a i reakcja Polski ograniczy się do może nawet szczerych i poprawnych, ale czysto formalnych działań dyplomatycznych, które łatwo można zignorować? Nie mogę odpowiedzieć na te pytania z całą pewnością. Raczej nie podejrzewam działania wymierzonego akurat w Polskę. Sądzę, że jest kilka krajów, w przypadku których Indonezja postanowiła „uważać” i Polska niestety do nich nie należy. Nie chcę tu przesadnie krytykować polskiej dyplomacji, bo akurat w tej sprawie (inaczej niż w niektórych innych) stara się działać, ale może trzeba wyjść poza działania rutynowe (noty, rezolucje itp.), ale o tym na końcu, w rozdziale „Co można zrobić?”.
Wiele wskazuje na to, że wyrok był z góry ustalony. Chodziło o to by Jakóba Skrzypskiego skazać, a za co to już nie tak znów istotne. Gdyby bowiem faktycznie chodziło o kontakty z rebeliantami, Polak w śledztwie wypytywany byłby o nazwiska, miejsca spotkań itp. Tymczasem nikt o to nie pytał. Na ostatnim przesłuchaniu (już w obecności adwokat z wyboru) Jakób Skrzypski nawet prowokacyjnie zaproponował, że wskaże bazy rebeliantów (oczywiście nie mógł wskazać żadnych baz, bo ich nie znał). Gdyby istotnie władzom chodziło o niedozwolone kontakty zapewne staraliby się podjąć ten trop. Nawet gdyby podejrzewały, że informacje będą mało wiarygodne, zadałyby sobie trud wysłuchania podejrzanego. Tymczasem przesłuchujący nie wykazał żadnego zainteresowania. Zwrócił przesłuchiwanemu uwagę, że ma jedynie odpowiadać na pytania. Sugeruje to, że prokuratura od początku wiedziała, że oskarża fałszywie. No, może nie od początku, bo może istotnie sądzili, że schwytali przemytnika broni, a gdy okazało się, że nie to zdecydowali się na inne oskarżenie, bowiem informacja o ujęciu „groźnego przestępcy” znalazła się w prasie i głupio by było przyznać się do pomyłki.
Więzienie
Jakób Skrzypski obecnie wciąż przebywa w areszcie policyjnym w Wamenie. Zgodnie z prawem, już od momentu, gdy prokuratura wydała postanowienie o aresztowaniu powinien zostać przeniesiony do więzienia. Z jakichś względów jednak zrobiono wyjątek i jak na razie przenosin nie dokonano. Oficjalne tłumaczenie to przepełnienie więzienia w Wamenie. Areszt policyjny nie jest przystosowany do długotrwałego pobytu. Nie ma na przykład żadnych możliwości wychodzenia na spacery. Panu Jakóbowi jednak brak spacerów specjalnie nie przeszkadza i na przenosinach w tej chwili mu nie zależy. Gorszą sprawą jest jedzenie. Ponieważ, mimo wszystko podlega pod więzienie, jest ono przywożone stamtąd właśnie. Więziennictwo ma mniejszy budżet niż policja, więzienne jedzenie jest więc dużo gorsze niż to, które otrzymują osoby zatrzymane, będące jeszcze pod jurysdykcją policji. Jakób Skrzypski nie je dostarczanego mu jedzenia i wszyscy (również strażnicy) o tym wiedzą. Czasem dostanie jedzenie od odwiedzających znajomych, czasem od rodzin innych osadzonych, zdarza się też, że jakiś strażnik coś przyniesie. Czasem jedzenia jest dużo, czasem przez kilka dni nic nie je. Dzieje się tak dwóch powodów: po pierwsze - warunki więzienne, cała sytuacja z procesem, świadomość jak niesprawiedliwie go potraktowano spowodowała, że utracił apetyt, a dostarczane jedzenie w rozbudzaniu apetytu nie pomaga; po drugie – protestuje w ten sposób przeciw temu, że jest traktowany inaczej niż jego towarzysze z celi.
Jakób Skrzypski nie chce jednak by opisujący jego sprawę skupiali się głównie na trudnych warunkach więziennych i kłopotach ze zdrowiem oraz nieadekwatną opieką lekarską (miał infekcję oka). Przy każdej możliwej okazji podkreśla, że nie domaga się poprawy warunków więziennych, ani przenosin, ani częstszych wizyt konsula, lecz jedynie wypuszczenia na wolność oraz zwrotu zabranych mu przedmiotów (o tym w dalszej części).
Areszt w Wamenie ma pewne zalety, nie jest tam gorąco, gdyż jest to rejon górski. W areszcie jest 6 cel, w każdej po kilku więźniów. Każda cela wyposażona jest w toaletę kompletnie odgrodzoną. Woda pitna (zimna) rozlewana jest każdego ranka do butelek czy pojemników należących do więźniów. Gorzej z gorącą wodą, bo oficjalnie nie przysługuje, ale można poprosić strażników by przynieśli. Na strażników Pan Jakób nie narzeka. Są wyrozumiali. Czasem jednak pojawiają się funkcjonariusze BRIMOB (policja paramilitarna) i robią w celach rewizję. W wyniku takiej rewizji w listopadzie 2018 r. Panu Skrzypskiemu zabrano odtwarzacz mp3 ze słuchawkami, a także rzeczy osobiste o dużej wartości emocjonalnej (np. torbę z pamiątkami, podkoszulki). Interwencje u strażników, szefa straży, lokalnej policji, konsula, a także konsula nic nie dały. Oficjalnie nie wiadomo, co się z tymi przedmiotami stało. Zgodnie z prawem albo w ogóle nie powinny być zabrane albo trafić do policyjnego depozytu, ewentualnie zostać zwrócone wskazanej przez więźnia osobie (np. polskiej ambasadzie). Tak się jednak nie stało. Nie są to jedyne rzeczy, które zostały zabrane. W momencie aresztowania policja zabezpieczyła jako materiał dowodowy telefon komórkowy, iPod i paszport. Zniszczenie komórki czy iPoda jest barbarzyńskie, ale podobno taka jest w Indonezji procedura (sąd zleca zniszczenie materiału dowodowego po zakończeniu procesu, dziwić może jedynie, że za takowy uznano iPod). Natomiast zdecydowanie niezgodne z prawem międzynarodowym jest niszczenie dokumentu wydanego przez obce państwo. W tej chwili nie wiadomo czy przedmioty te zostały już zniszczone, a jeśli nie to co się z nimi dzieje. Konsul interweniował, ale bezskutecznie.
Co można zrobić?
Zgodnie z prawem Indonezji pozostaje jeszcze możliwość zmiany wyroku, gdyby pojawiły się nowe okoliczności sprawy. Jakieś dowody na niewinność (jakkolwiek by to nie zabrzmiało). Adwokat stara się takie dowody znaleźć, ale czy zostaną one uznane? Proces miał charakter wybitnie polityczny, skazanie odbyło się jedynie na poszlakach i to słabych (nawet wymuszone zeznania świadków nie wskazywały na jakieś szczególnie groźne dla „integralności terytorialnej Indonezji” działania), ale nie po to skazywano na tej wątłej podstawie, by później przyznać się do tego, że popełniono błąd.
Inną możliwością prawną jest ułaskawienie ze strony Prezydenta Republiki Indonezji. Może pretekstem do takiego gestu mogłaby być 65 rocznica nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy oboma krajami? Nie wiem czy w polskich więzieniach przebywają jacyś Indonezyjczycy, jeśli tak to nasz Prezydent też powinien ich ułaskawić.
Jakób Skrzypski przez długie lata mieszkał w Szwajcarii, brakło mu jednak kilku lat do otrzymania obywatelstwa tego kraju. W związku z tym władze Szwajcarii nie podejmują (o ile mi wiadomo) starań na rzecz jego uwolnienia. Być może jednak udałoby się je przekonać do działań wspólnych z władzami polskimi? W końcu pan Skrzypski mieszka tam, pracuje i pewnie płaci podatki. Może też udałoby się przekonać opinię międzynarodową do starań o uwolnienie?
Ze Szwajcarią bowiem władze indonezyjskie się liczą. Przykładem jest tu historia Oswalda Itena, szwajcarskiego dziennikarza. Historia jest z 2000 roku, więc już dość stara, ale pewne mechanizmy się nie zmieniły. Szwajcara aresztowano 2 grudnia 2000 r. za fotografowanie demonstracji w rocznicę ogłoszenia przez Papuę Zachodnią niepodległości (1961 r.). Fotografowanie demonstracji wyczerpywało znamiona przestępstwa polegającego na uprawianiu dziennikarstwa bez pozwolenia. Oswald Iten zwolniony został po 12 dniach. Podczas pobytu w więzieniu był świadkiem nieludzkiego traktowania innych więźniów.
Do wszelkich tego typu działań potrzebna jest wola polityczna. Czy jest ona ze strony polskich władz? Nie można powiedzieć, że jej zupełnie nie ma. Minister Spraw Zagranicznych Jacek Czaputowicz zwracał się do swojej indonezyjskiej odpowiedniczki Retno Marsudi o „sprawiedliwy proces” dla Jakóba Skrzypskiego. Ta jednak ta odpowiedziała, że nie może ingerować w działania niezawisłych sądów.
Polskie władze odrzuciły też utworzoną przez Artura S. petycję pt. „Stop kryminalizacji Jakuba Skrzypskiego! Apel do polskich władz o działania.” (linku nie daję, bo regulamin nie pozwala, ale radzę poszukać, bo zawiera dużo faktów, o które tu z uwagi na to by nie przedłużać i tak długiej notki pominęłam). Powodem był fakt, że ocenia ona system prawny Indonezji. A dlaczego miałaby nie oceniać? Na początku zastanawiałam się czy to dobrze czy źle, że Indonezja klasyfikowana jest, jako kraj demokratyczny (choć to demokracja wadliwa), oraz że odpowiedź nie jest prosta.
Niby w demokratycznym państwie władze starają się pewnych granic nie przekraczać, większa jest więc szansa na lepsze traktowanie, jednakże szansa na skrócenie wyroku jest mniejsza, gdyż władzom łatwiej zasłaniać się „niezawisłymi” sądami. Tymczasem dyktatorowi zrobić jest to trudniej. Nawet jeśli próbuje – nikt mu nie uwierzy. Jeśli natomiast zorientuje się, że uwolnienie więźnia będzie dla niego korzystne – zrobi to. Nie znaczy to oczywiście, ze dyktatura jest lepsza, ale wskazuje na potencjalne trudności, na które mogą napotkać interweniujący.
Ponadto demokracja oznacza, że prezydent musi stosować się do woli większości, bo inaczej nie będzie wybrany. Dyktator czy monarcha nie muszą tego robić. A w Indonezji niestety wola ludu (a przynajmniej najbardziej aktywnej jego części) jest taka, że chętnie widzieliby jeszcze surowsze kary dla „wichrzycieli”. Pewną nadzieję jednak budzi fakt, że jest to druga i ostatnia kadencja Prezydenta Joko Widodo. Może więc aż tak „wolą ludu” nie będzie musiał się przejmować. Nacisk polskich władz miałby więc pewne szanse.
Trzeba sobie uświadomić, że walka o uwolnienie Jakóba Skrzypskiego to może być naprawdę walka o jego życie. Stan zdrowia Polaka pozostawia dużo do życzenia, a opieka lekarska w indonezyjskich więzieniach bardzo słaba. Poprawa warunków w więzieniu, przeniesienie do „lepszego” więzienia nic nie da, bo żadne z indonezyjskich więzień nie spełnia podstawowych warunków dla zapewnienia odpowiedniego stanu zdrowia. Teraz doszło nowe zagrożenie w postaci Covid-19, który - gdy trafi do zatłoczonego więzienia - prawdopodobnie spowoduje zarażenie wszystkich więźniów (i strażników też).
Wiedzą o tym władze indonezyjskie, które zaczęły wypuszczać niektórych więźniów. Do tej pory zwolniono 22 tysiące. Docelowo planuje się zwolnienie 30 tysięcy (https://www.aa.com.tr/en/asia-pacific/indonesia-releases-22-000-prisoners-over-covid-19-fears/1791209 ). Zwolnienie w związku z pandemią dawałoby władzom indonezyjskim na uwolnienie więźnia bez obawy bycia posądzonym (przez swoich obywateli) o pobłażliwość, uleganie naciskom z zewnątrz itp. Ale do tego potrzebna jest stanowcza postawa naszych władz.
Apeluję więc do Pana Prezydenta Andrzeja Dudy, Pana Premiera Mateusza Morawieckiego i Pana Ministra Spraw Zagranicznych Jacka Czaputowicza o podjęcie wszelkich wysiłków na rzecz tego by Pan Jakób Skrzypski znalazł się wśród tych 30 tysięcy zwolnionych. Panie Prezydencie, Panie Premierze, Panie Ministrze, rozumiem, że w tej chwili myślimy przede wszystkim o sytuacji w kraju. Nie powinniśmy jednak zapominać o naszych rodakach zagranicą. Teraz okazja by przekonać indonezyjskie władze jest naprawdę dobra.
Apeluję też do dziennikarzy, bloggerów, a także wszystkich moich Czytelników by nagłaśniali sprawę. Dotyczy ona człowieka, który nie popełnił żadnego przestępstwa, więc walka o jego uwolnienie nie powinna budzić kontrowersji. Opinia publiczna przy tego typu sprawach wbrew pozorom jest istotna.
Do Pana Jakóba Skrzypskiego apeluję by nie tracił Pan nadziei (to taka banalna fraza, ale muszę to napisać) i dbał o swoje zdrowie, choć zdaję sobie sprawę, że w więzieniu może to być zadanie trudne.
Źródła (jest tego więcej, ale dałam wybrane):
Artykuły i dokumenty w Internecie
Artykuł Damiana Żuchowskiego w Salon24 odnosi się do sytuacji krótko po zatrzymaniu, obszernie przedstawia też kontekst polityczny sprawy https://www.salon24.pl/u/damzuchowski/891985,proba-kryminalizowania-polskiego-podroznika-w-indonezji
Najnowszy artykuł na portalu Wolne Media https://wolnemedia.net/rzad-polski-i-prezydent-rp-milcza-ws-polskiego-wieznia-politycznego-w-indonezji/
O rezolucji Parlamentu Europejskiego: https://www.tvp.info//skazany-w-indonezji-pe-w-rezolucji-wzywa-do-uwolnienia-polaka
Artykuł we „Wprost” https://www.wprost.pl/tygodnik/10294551/polska-sie-mna-nie-interesuje.html
Informacja ze strony MSZ – odbyło się spotkanie Ministra Czaputowicza z panią Ambasador Indonezji. W komunikacie ani słowa o Jakóbie Skrzypskim, ale jest mowa o przypadającej w 2020 r. rocznicy nawiązania z Indonezją stosunków dyplomatycznych: https://www.gov.pl/web/dyplomacja/spotkanie-ministra-jacka-czaputowicza-z-ambasador-indonezji-w-polsce-siti-nugraha-mauludia
Link opisujący historię Oswalda Itena. Link rzuca też światło na stosunki panujące w Indonezji i historię Papui Zachodniej: http://wpik.org/Src/jail-rescue.html
Książki
Peter Bang: Papua Blood, 2018
Eben Kirksey: Freedom in Entangled Worlds: West Papua and the Architecture of Global Power, 2012
Carmel Budiardjo & Liem Soei Liong: West Papua: The Obliteration of a People, 1988.
Robin Osborne: Indonesia’s Secret War: The Guerilla Struggle in Irian Jaya, 1985
George Monbiot: Poisoned Arrows, 1989
Zobacz galerię zdjęć:
Jakób Skrzypski i Papua Zachodnia
Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka