Uprzedzam: wpis jest długi, ale podzielony na rozdziały, te mniej ciekawe można pominąć.
Wiadomości z RPA i nie tylko
Ostatnio w RPA miało miejsce dość sporo wydarzeń z pozoru może mało znaczących, ale znamiennych. Wspomnę o trzech sprawach:
1) Wiadomość sprzed prawie miesiąca, ale niestety aktualna. Prezydent RPA, Cyril Ramaphosa przy okazji Dnia Pojednania wygłosił mało pojednawczą mowę wybitnie fałszującą historię
2) Burza wokół zmian w głównej partii opozycyjnej nie cichnie. Sprawa zaczęła się w październiku, kiedy to szef Sojuszu Demokratycznego (Democratic Alliance – DA) Mmusi Maimane zrezygnował. Był on bowiem obwiniany za słabszy wynik partii w majowych wyborach. Do gry wróciła dawna przewodnicząca Helen Zille, którą tymczasowo (do zjazdu) wybrano Przewodniczącą Rady Federalnej partii. Oznacza to odwrót od polityki przekształcającej partię w nieco mniej radykalną wersję partii rządzącej – komunistycznego ze swej istoty ANC – Afrykańskiego Kongresu Narodowego. Mmusi Maimane lubił bowiem mówić o „uprzywilejowaniu białych”, podając nawet jako przykład swoją białą żonę, która rzekomo otrzymała z łatwością i od razu, to do czego on doszedł sam. Coraz bardziej skłaniał się też do opinii, że jakieś formy uprzywilejowania „poprzednio dyskryminowanych” (previously disadvantaged) powinny istnieć. Helen Zille natomiast reprezentuje liberalizm w klasyczne postaci: wolny rynek i brak jakiejkolwiek dyskryminacji. W czasach apartheidu była dziennikarką i odważnie występowała przeciw władzy (Maimane, ur. W 1980r. był wtedy niemowlakiem lub chodził do podstawówki). Teraz Helen Zille jest również przeciwna innemu traktowaniu ludzi z uwagi na rasę, co niektórym się nie podoba i teraz lewicowi komentatorzy oskarżają ją o dostarczanie argumentów skrajnej prawicy oraz bycie zagrożeniem dla demokracji (artykuł https://www.businesslive.co.za/fm/features/2020-01-09-zille-the-race-to-the-bottom/?utm_medium=Social&utm_source=Twitter#Echobox=1578549100 – tyko dla subskrybentów, ale omówienie - dla wszystkich https://www.youtube.com/watch?v=08HjZ8JGIrg .
3) Sprawa Vicki Momberg (uwięziona za zbluzganie policjanta, następnie zwolniona w wyniku amnestii) przybrała nieoczekiwany obrót. Teraz to pani Momberg domaga się odszkodowania za (1) bezprawne aresztowanie i uwięzienie od 6 listopada – 27 grudnia 2019 – chodziło o to, że zrobiono to bez nakazu aresztowania, (2) zniesławienie, spowodowanie cierpienia, bólu i udręczenia, (3) malicious legal proceedings – dosłownie „złośliwe procedury prawne” oraz wrongful and malicious legal proceedings „błędne i złośliwe procedury prawne”. Kwota, której się domaga wynosi 8,5 miliona randów, co wynosi ok. 2,3 miliona złotych. Kwota jest więc duża, ale nie znam realiów południowoafrykańskich odszkodowań, więc nie wiem jakie są kwoty zwykle zasądzane. https://www.timeslive.co.za/news/south-africa/2020-01-09-vicki-momberg-wants-millions-for-unlawful-arrest-and-detention/
Nie wiem też jak pani Momberg była traktowana w więzieniu, ani ile w wyniku praktycznie bycia osądzoną zanim proces się rozpoczął straciła od strony finansowej. Życzę pani Momberg by dostała odszkodowanie, choć szansa jest raczej nikła, przynajmniej na to by było ono w żądanej przez nią wysokości. W warunkach RPA sukcesem będzie już nawet symboliczne odszkodowanie.
Z tych trzech spraw południowoafrykańskich wybrałam do omówienia pierwszą, jako najbardziej uniwersalną, bo jak ostatnio przekonaliśmy się obserwując to, co Putin i jego poplecznicy mówią na temat roli Polski w II wojnie światowej, sowieckiej agresji na Polskę itp., fałszowanie historii nie jest czymś ograniczonym do jednego państwa czy społeczności. Jest to zjawisko globalne i zawsze ma jakiś cel, podczas gdy dociekanie prawdy i jej propagowanie może mieć cel konkretny (np. oczyszczenie się z zarzutów), ale może też być celem samym w sobie.
Jak już o historii mowa to problemem jest nie tylko jej fałszowanie, ale przykładanie standardów współczesnych do postaci historycznych, co owocuje usuwaniem pomników osób wprawdzie dla danej społeczności zasłużonych, ale mających poglądy nie pasujące do dzisiejszej politycznej poprawności, lub też odmową upamiętniania tych ludzi. Ostatnio np. rząd Kanady nie wyraził zgody na umieszczenie tablicy upamiętniającej katolickiego biskupa Nowej Funlandii. Biskup John Thomas Mullock miał być uhonorowany tablicą, jako jedna ze szczególnie zasłużonych osobistości. Nieważne, że zakładał szkoły, szpitale, domy starców, jeśli przy tym szerzył wiarę katolicką, co wg standardów współczesnej Kanady jest nie do przyjęcia. Wiadomość pochodzi z czerwca 2019, ale dopiero teraz wiadomość została podana przez Rebel News https://www.youtube.com/watch?v=N7pcojT_FUU , https://www.rebelnews.com/bishop-john-thomas-mullock-newfoundland-catholic-church-historic-plaque-rejected-federal-panel . Temat walki o pamięć jest jednak szerszy i nie ogranicza się do tej jednej sytuacji, ani do Kanady. Chciałabym go rozwinąć w jednym z kolejnych wpisów.
Rozwinąć też chciałabym temat wskazany, jako drugi – o sytuacji w największej partii opozycyjnej w RPA. Zdaję sobie sprawę z tego, że polityka wewnątrzpartyjna i do tego w kraju na krańcu świata może mało interesować, ale postaram się wzbogacić temat o wątki uniwersalne oraz ciekawostki (np. o tym, kto kogo nazywa orzechem kokosowym).
Dajcie więc znać w komentarzach czy chcecie by następny wpis był :
(1) O dyskusjach w łonie opozycji w RPA i „orzechach kokosowych";
czy
(2) O pomnikach (nie tylko) w Kanadzie i upadku cywilizacji euroatlantyckiej?
A na razie (jak już jest w tytule) o fałszowaniu historii.
Dzień Pojednania
W poprzedniej notce pisałam o amnestii ogłoszonej w RPA w Dniu Pojednania. Amnestia była jednym z wątków przemówienia prezydenta RPA Cyrila Ramaphosy, ale nie był to wątek jedyny. Zanim przejdę do innych – krótko objaśnię (lub przypomnę) genezę tego dnia. Przypada ono 16 grudnia. Kiedyś oficjalnie obchodzony był jako Dzień Przysięgi lub Dzień Przymierza, upamiętniający przysięgę złożoną przed Bogiem, iż w przypadku zwycięstwa w decydującej bitwie z Zulusami każdą rocznicę tej bitwy obchodzić będą jak niedzielę. Do bitwy doszło 16 grudnia 1838 roku. O jej przebiegu pisałam w Salonie https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/920514,o-bitwie-nad-krwawa-rzeka-i-nie-tylko , dość powiedzieć, że bitwa zakończyła się zdecydowanym zwycięstwem Voortrekkerów (osadników-pionierów). Nikt z nich nie zginął, kilku zostało rannych, zginęło natomiast wielu Zulusów. Podobno rzeka Nkome była czerwona od ich krwi, stąd nazwano ją Krwawą Rzeką (Bloedrivier w języku afrikaans, Blood River po angielsku). Święto to było tak ważne dla Afrykanerów, że nawet nowy rząd, powstały po przejęciu władzy przez czarnych nie ośmielił się go zlikwidować. Postanowił jednak zmienić intencję święta. Zaczęto więc grzebać w kalendarzach i szukać wydarzenia, które miało miejsce 16 grudnia, a byłoby istotne dla ANC (Afrykański Kongres Narodowy – zwycięzca wyborów z 1994 r. i wszystkich następnych). I znaleziono: rok 1961 - utworzenie organizacji o nazwie Umkhonto we Sizwe (w języku Zulu zapisywanej, jako uMkhonto we Sizwe, stąd skrót MK), co tłumaczy się, jako „Włócznia Narodu”. Było to zbrojne skrzydło ANC. Organizacja ta odpowiedzialna jest za szereg zamachów na obiekty nie tylko policyjne czy wojskowe, ale również cywilne, a także za „dyscyplinowanie” (poprzez umieszczanie w specjalnych obozach „reedukacyjnych”) przeciwników w łonie samego ANC. W latach 80-tych „Włóczni Narodu” szefował Chris Hani, późniejszy szef Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej, w 1993 zastrzelony przez Janusza Walusia. Noszę się z zamiarem osobnego wpisu na temat charakteru tej „walki narodowowyzwoleńczej”, jak chcą jedni lub „działalności terrorystycznej”, jak uważają inni, w tym również pisząca te słowa, częściowo pisałam na ten temat w https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/770041,film-tainted-heroes-czyli-najnowsza-historia-rpa-ktora-malo-znamy , ale teraz wróćmy do Dnia Pojednania. Nazwę taką nadano dla podkreślenia, że choć obie strony przedtem ze sobą walczyły, teraz ma być pojednanie. Dla wielu Afrykanerów jednak dalej jest to Dzień Przymierza lub Dzień Przysięgi (Geloftedag).
Prezydent zmienia historię
Całość przemówienia prezydenta Ramaphosy można przeczytać na oficjalnej stronie rządowej
https://www.gov.za/speeches/president-cyril-ramaphosa-national-day-reconciliation-16-dec-2019-0000
oraz wysłuchać na YouTube https://www.youtube.com/watch?v=4b4MgyELy3U
Wersje drukowana i mówiona jednak różnią się. Niektórych fragmentów mówionych nie ma w wersji pisanej. Nie wiem czy najpierw powstała wersja pisana taka, jaka jest na stronie oficjalnej, a później prezydent dodał parę słów od siebie, czy też najpierw powstała wersja taka, jaką prezydent wygłosił, a następnie dokonano poprawek redakcyjnych i usunięto co bardziej kontrowersyjne fragmenty.
Na przykład w jednym z pierwszych fragmentów mówiąc o pojednaniu Ramaphosa podkreślał, że świat nie dowierzał, że sztuka ta się uda, a jednak się udała. W wersji drukowanej pominięto jednak fragment mówiący o powątpiewaniu świata. Czyżby obawa, że ktoś mógłby zauważyć, iż powątpiewanie było uzasadnione, bo tak naprawdę nie doszło do pojednania lecz zamiany dominacji białej na czarną?
Nie będę tu dokładnie omawiać wszystkich wątków przemówienia, które niby miało podkreślać, że Afryka Południowa jest domem dla wszystkich grup rasowych, nie wykluczając rasy białej. Podał nawet parę budujących przykładów świadczących o tym, że „tęczowy naród” jest faktem. Wybrałam dwa, moim zdaniem najbardziej osobliwe:
1) biały mężczyzna zaangażowany w negocjacje lobola (zwyczajowy dar pieniężny lub w naturze dla przyszłego teścia ) w imieniu swej adoptowanej czarnej córki.
2) Przedszkolak (w oryginale toddler – dziecko w wieku od ok. dwóch do ok. 4 lat), używający na co dzień języka Afrikaans, ubrany w bluzę Springboków (reprezentacji RPA w Rugby) płynnie i z zamkniętymi oczami odtwarzający hymn narodowy RPA (nowy hymn RPA jest w wielu językach).
Jednakże te lukrowane przykłady nie zatarły wrażenia niesmaku i niepokoju spowodowanego próbą sfałszowania historii. Cyril Ramaphosa przedstawił bowiem genezę święta, przypominając również bitwę nad Krwawą Rzeką. Zacytuję dosłownie, a następnie przetłumaczę:
In that historic battle, brave Zulu warriors with assegais succumbed in large numbers to the firepower of the Voortrekkers, and, it is said, the Ncome River ran red with the blood of these freedom fighters.
[W tej historycznej bitwie dzielni i liczni zuluscy wojownicy z włóczniami assegai, ulegli sile ognia Voortrekker, oraz, jak się mówi, rzeka Nkome stała się czerwona od krwi tych bojowników o wolność].
Wersja pisana na tym się kończy i poza ostatnimi dwoma słowami (freedom fighters) nie budzi kontrowersji. Wojownicy zuluscy faktycznie byli dzielni, faktycznie było ich wielu i wielu zginęło, Voortrekkerów było mniej, za to dysponowali bronią palną. Czy jednak Zulusi walczyli o wolność?
Ramaphosa rozwiewa te wątpliwości dodając (choć tego fragmentu nie ma na stronie oficjalnej):
For they were freedom fighters. Because they were fighting for the freedom of our land and they sacrificed immensly fingting against invadors.
[Bo to byli bojownicy o wolność. Ponieważ walczyli o wolność naszej ziemi i złożyli wielką ofiarę walcząc przeciw najeźdźcom]
. Jak było naprawdę?
Dla kogoś w Europie czy (zwłaszcza) w Ameryce Północnej, znającego historię pobieżnie, opis ten może wyglądać na zgodny z prawdą. Europejczycy (i nie tylko) często przybywali na obce ziemie, kolonizowali je, a jeśli ziemie te były zamieszkałe to mieszkańców starali się sobie podporządkować, a gdy to napotykało na trudności – po prostu ich zabijano. Jeśli zabito wystarczająco dużo ludzi, reszta podporządkowywała się szybko. Tak zazwyczaj robili ludzie większości kultur, tyle tylko, że w pewnym momencie tak się zdarzyło, że to Europejczycy mieli najwięcej środków by prowadzić efektywne podboje, również w krajach odległych od ich ojczyzny. Dziś nazywa się to kolonializmem, ale jaka jest różnica między podbojem przez ludzi przybyłych zza oceanu a ludzi z sąsiedztwa (np. jedno plemię afrykańskie podbijające inne plemiona, co miało miejsce w przypadku tworzenia potęgi Zulusów)?
Rzecz jednak w tym, że Voortrekkerzy nikogo nie podbijali i nie byli najeźdźcami. Może było to zachowanie się nietypowe, jak na historię działań białego człowieka w tej epoce, ale tak właśnie było. Historię Wielkiego Treku opisałam w notce poświęcone Bitwie nad Krwawą Rzeką, muszę jednak powtórzyć najistotniejsze punktu. Voortrekkerzy rozpoczęli wędrówkę w latach trzydziestych XIX w. z tzw. Kolonii Przylądkowej w głąb kraju. Voortrekkerzy wędrowali w grupach. Gdy jakaś grupa natrafiła na teren, który ich zdaniem nadawał się do osadnictwa pozostawali tam i rozpoczynali budowę domów, pomieszczeń dla zwierząt, oraz uprawę roli. Jeśli była taka potrzeba (zwykle była) prowadzili też prace irygacyjne.
Jedną z takich grup dowodził Piet Retief. Grupa ta przeszła przez Góry Smocze (Drakensberg) i znalazła się w państwie rządzonym przez króla Zulusów Dingane kaSenzangakhona, najczęściej nazywanego po prostu Dingane, występuje też afrykanerska pisownia „Dingaan”. Wymawia się więc bez „e” na końcu, więc polska odmiana powinna być Dingane’a. Retief zwrócił się do Dingane by ten zgodził się odstąpić część swojego terytorium i pozwolił (za odpowiednią opłatą) osiedlić się na nim Voortrekkerom. Dingane zgodził się, a jako zapłatę uzgodniono, że Voortrekkerzy odzyskają bydło zabrane Zulusom przez inne plemię. Podpisano stosowny kontrakt. Bydło zostało odzyskane i 6 lutego 1838 r. (za niespełna miesiąc 182 rocznica) delegacja Retiefa miała dołączyć do reszty grupy i wyruszyć na teren, gdzie mieli się osiedlić. Tak się jednak nie stało. Dingane zaprosił delegację (w sumie ok. 100 osób) na pożegnalną uroczystość, której elementem były występy wojowników. W pewnym momencie król wydał rozkaz „Zabić czarowników!” i niczego nie spodziewających się członków delegacji zabito. Nie ocalał nikt lub też ocalał jeden służący (z ludu Khoi, dawna nazwa Hotentoci lub San, dawna nazwa Buszmeni). Znalazł konia i udało mu się uciec. Źródła pod względem szczegółów różnią się, lecz zasadniczy przebieg wydarzeń nie jest podważany: zawarcie umowy, złamanie jej przez Zulusów i podstępne wymordowanie delegacji. Wpis robi się już długi, więc nie ma miejsca na szczegółowy opis wydarzeń oraz spekulacji na temat motywów Dingane’a. Zainteresowanym polecam artykuł Jackiego Groblera http://www.scielo.org.za/scielo.php?script=sci_arttext&pid=S0018-229X2011000200007 . Próbuje on wprawdzie niejako tłumaczyć motywy kierujące Dinganem, choć w żaden sposób nie usprawiedliwia masakry. Twierdzi jednak, że motywy nim kierujące były racjonalne, gdyż widział w przybyszach najeźdźców, postanowił więc zyskać trochę czasu (stąd podpisanie umowy), a następnie zabić wszystkich. Tak więc zdaniem autora Dingane od samego początku nie miał zamiaru dotrzymywać słowa i oddawać ziemi. Moim zdaniem to raczej okoliczność obciążająca. Tak czy owak wydarzenie to, a także późniejsza masakra Weenen były wydarzeniami bezpośrednio prowadzącymi do bitwy nad Krwawą Rzeką. Jednakże żadne z tych wydarzeń nie zostało wspomniane w przemówieniu prezydenta RPA.
Tymczasem w pobliżu założonego później miasta Weenen (nazwa w języku afrikaans oznacza płacz) zginęło ok. 530 osób. W tym 41 mężczyzn, 56 kobiet, 185 dzieci oraz ok 250 osób spośród towarzyszącej Voortrekkerom służby (płci tych osób nie podano, prawdopodobnie byli to w większości mężczyźni). Tym razem jednak część osób przeżyła i wieść o masakrze rozeszła się szybko, co zmobilizowało Voortrekkerów do działania. Dalszy ciąg znamy.
Niewygodna pamięć
Wydarzenia prowadzące do bitwy nad Krwawą Rzeką są dla nowej narracji wielce niewygodne. Można wprawdzie wyjaśniać, że Dingane czegoś się obawiał, ale masakrę kobiet i dzieci a ciężko usprawiedliwić. Co w takiej sytuacji można zrobić? Można zrobić tak jak zrobił w przywódca partii Inkatha książę (pochodzi bowiem z królewskiego rodu Zulusów) Mangosuthu Buthelezi, który w roku 1998 przy okazji obchodów 160-tej rocznicy bitwy oficjalnie przeprosił Afrykanerów za dokonane przez Dingane’a zabójstwo Retiefa i towarzyszy oraz za inne cierpienia przysporzone Afrykanerom. Zwracając przy tym uwagę również na cierpienia Zulusów pod panowaniem brytyjskim i w czasach apartheidu podkreślił konieczność nowego przymierza prowadzącego do prawdziwego pojednania.
Inkatha wtedy była partią tzw. wielkiej koalicji, teraz jednak jest partią opozycyjną (czwartą co do wielkości partią w parlamencie, liczącą kilkunastu deputowanych). Natomiast rządzący ANC przepraszać nie ma zwyczaju, więc jak coś niewygodnego to lepiej pominąć lub przeinaczyć. Masakry w Weenen przeinaczyć się nie da, ale można pominąć. Jako przykład podam historię pewnej łodzi podwodnej. Została ona nazwana Johanna van der Merwe, na cześć kobiety, która, jako niespełna 13 letnia dziewczyna przeżyła masakrę Weenen. Pamięć o niej jednak musiała w „nowej” RPA uwierać, bo w roku 1999 łódź przemianowano na Assegaai. Assegaai (lub assegai) to rodzaj włóczni używanej przez wojowników zuluskich. Johanna była taką włócznią raniona ponad 20 razy. Czy zmieniający nazwę zdawali sobie sprawę z ironii całej sytuacji, czy też dobór nazwy był przypadkiem. Istniały jeszcze dwie inne łodzie podwodne tej samej klasy, wszystkie najpierw nazwane na cześć historycznych postaci kobiet: Maria van Riebeeck i Emily Hobhouse, później przemianowane też na nazwy włóczni Umkhonto (włócznia w języku zulu) i Spear (włócznia po angielsku). Akurat w przypadku tych kobiet włócznie nie budzą żadnych skojarzeń.
Historia a bieżąca polityka
Wróćmy jednak do Rhamaphosy. Nie podając kontekstu bitwy, nazywając Voortrekkerów najeźdźcami, a atakujących ich Zulusów bojownikami o wolność ewidentnie sfałszował historię. Jaki przyświecał mu cel. Niestety nie wygląda to tylko na powszechną w świecie chęć przedstawienia swoich współplemieńców (Ramaphosa nie jest wprawdzie Zulusem, ale ma poczucie wspólnoty z wszystkimi czarnoskórymi mieszkańcami południa Afryki) w lepszym świetle niż na to zasługują, a ich przeciwników w świetle gorszym. Dalsza część przemówienia sugeruje jednak, że przyświeca mu wyraźny cel praktyczny. W przemówieniu nie pada wprawdzie sformułowanie „expropriation without compensation” (wywłaszczenie bez odszkodowania) ale pojawia się obietnica „reformy rolnej”, a w kontekście tego, co dotychczas władza obiecywała oznacza to odbieranie ziemi bez odszkodowania. Ale odbieranie czegoś co stanowi czyjąś własność to kradzież. Aby czyn ten usprawiedliwić trzeba przekonać społeczeństwo, że właściciel tak naprawdę nie jest prawowitym właścicielem, bo to, co posiada ukradł lub odziedziczył po przodkach, którzy ukradli, lub też (ostatecznie, jeśli ma dowód kupna) nabył rzecz kradzioną. Obecna narracja władzy, a przede wszystkim teoretycznie opozycyjnej, ale mającej coraz większy wpływ na władzę partii Bojowników o Wolność Ekonomiczną (EFF) jest taka, że wszelka ziemia znajdująca się w posiadaniu białych została nabyta w sposób krzywdzący dla rdzennej ludności afrykańskiej (choć kto jest w RPA rdzenny, a kto nie to kwestia mocno dyskusyjna). Jeśli w historii znajdziemy choć jeden przykład nabycia ziemi w sposób uczciwy – rozwala to narrację, że ziemia białych może być zabierana bez odszkodowania.
Ten fragment przemówienia nie zostawia wiele złudzeń:
It is the priority of this government to accelerate the process of land reform, and in doing so we will be guided by the decisions of our Parliament and recommendations of the Presidential Advisory Panel on Land Reform. At the same time we will continue with the restitution process, and with freeing up state-owned land for farming and for the building of houses for our people.
Priorytetem tego rządu jest przyspieszenie procesu reformy rolnej [dosłownie reformy ziemskiej, bo może chodzić też o grunty nierolnicze, przypis mój], a czyniąc to będziemy kierować się decyzjami naszego Parlamentu i wytycznymi Prezydenckiego Panelu Doradczego w sprawie Reformy Rolnej. W tym samym czasie będziemy kontynuować proces restytucji mienia, oraz przekazywania ziemię stanowiącej własność państwa, na cele rolnicze ora budowy domów dla naszych ludzi.
To ostatnie sformułowanie „naszych ludzi” jest mocno dwuznaczne. Gdy w 27 lutego 2018 r. Parlament RPA podjął decyzję o rozpoczęciu prac nad zmianą Konstytucji tak by dopuszczała ona możliwość wywłaszczenia bez odszkodowania https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/849673,koniec-teczowego-narodu przeciw takiemu pomysłowi protestował między innymi dawny działacz ANC, były więzień Robben Island, później przywódca partii o nazwie Kongres Ludu (COPE) – Mosiuoa Lekota. Zadał on wtedy pytanie, na które, o ile wiem nie otrzymał odpowiedzi: Who are our people and who are not our people? – Kto to są nasi ludzie, a kto to są nie nasi ludzie?
Poprawki do konstytucji mają być zredagowanie w marcu. Mosiuoa Lekota oraz przewodniczący AfriForum Kallie Kriel mają zamiar odwiedzić ambasady innych państw by te starały się wywrzeć nacisk na władze RPA, by te zaniechały pomysłu odbierania ludziom ziemi. https://www.iol.co.za/news/politics/we-will-implement-nasrec-policy-resolutions-says-mashatile-40321571
Apel do ambasad o tyle ma sens, że inwestorzy zagraniczni mogą zacząć obawiać się o swoją własność, więc wycofać swe inwestycje, a to może być dla RPA problemem. Pozostają wprawdzie Chiny niezawodne w ratowaniu podupadających afrykańskich dyktatorów, ale w RPA pozostało jednak szereg mechanizmów demokratycznych i opanowywanie przez Chiny nie koniecznie podoba się wyborcom. Pozostaje więc przynajmniej nadzieja na odłożenie „reformy” w czasie oraz ograniczenie jej skutków, ale tylko przy zdecydowanej presji międzynarodowej.
Zobacz galerię zdjęć:
Wielki Trek
Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka