Tym razem zostajemy w Polsce, a tytułowe pytanie postawiła bohaterka mojego wpisu, Pani Anna, ale o tym za chwilę.
Opinia, że w Polsce nie ma demokracji, czy też, że demokracja jest poważnie zagrożona od dawna wygłaszana jest przez środowiska związane z szeroko rozumianą „totalną opozycją”. Oburzały się one na działania policji wobec osób blokujących legalne demonstracje (Frasyniuk) lub też podejrzanych o obrazę uczuć religijnych (Elżbieta Podleśna). Wobec części zarzutów „totalsów” trudno przejść całkiem obojętnie. Czy faktycznie konieczne jest doprowadzenie na komisariat osoby, która jak Pani Elżbieta działała jawnie i nie miała zamiaru ukrywać się. Czy konieczne było zabieranie do depozytu tak intymnych przedmiotów jak biustonosz? Prawdopodobnie chodzi o to, że ma metalowe fiszbiny lub, że można na nim się powiesić, tyle tylko, że Pani Elżbieta była jedynie przesłuchiwana, ale nie zatrzymana. Ostatecznie sąd orzekł, że zatrzymanie było zgodne z prawem, ale nieuzasadnione. Brzmi to nieco dziwnie, ale chodzi o to, że użyto nieproporcjonalnych środków do osiągnięcia celu, jakim było przesłuchanie podejrzanej.
Czemu o tym piszę właśnie teraz? Otóż zastanawia mnie pewien stereotyp. Środowiska liberalno-lewicowe kojarzone są zazwyczaj z niechęcią wobec surowych metod stosowanych przez policję, chcą by policji „patrzeć na ręce” i przeciwstawiać się brutalności. Prawica (czy w naszych warunkach PiS) kojarzony jest, jeśli nie wprost z przyzwoleniem na brutalność, to z przeciwstawianiem się zbytniemu „wiązaniu rąk policji”, obawą, że jeśli podejdzie się zbyt rygorystycznie do tego co wolno, a czego nie wolno policji, to trzeba będzie wypuszczać bandziorów, morderców, zboczeńców itp., bo policja nie będzie w stanie niczego im udowodnić, poza tym zbyt uprzejme traktowanie zatrzymanych może niedostatecznie odstraszać ludzi przed popadaniem z konflikt z prawem. Czy stereotyp ten jest słuszny?
Mała dygresja: wczoraj (4 grudnia 2019 r.) poszłam do pobliskiego resto-baru zjeść naleśnik z nutellą i bananem. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale lubię do posiłków sobie poczytać i wzięłam (na wyposażeniu resto-baru). Na pierwszej stronie o tym, że PiS chce zamykać sędziów, na drugiej, że wprawdzie w Niemczech też jest przepis pozwalający na zamykanie sędziów, ale tam to chodzi o tych biorących łapówki, a u nas będzie chodzić o tych, którzy nie lubią PiS. A gdzieś w środku numeru duży artykuł-laurka o tym jak Wrocław pod wodzą dzielnego Prezydenta Jacka Sutryka radzi sobie z narodowcami. Autor rozpływa się w zachwytach jak to dobrze, że rozwiązano tegoroczny Marsz Niepodległości oraz wcześniejsze zgromadzenia narodowców. Nawet zastanawiałam się czy nie napisać jakiejś polemiki, ale ponieważ byłam zajęta innymi sprawami (obowiązki zawodowe, domowe, życzenia imieninowe dla znajomych Barbar – przy okazji – spóźnione, ale szczere życzenia dla wczorajszych Solenizantek), postanowiłam „machnąć ręką”. W końcu nic nowego tam nie było. Dlatego też nie spisałam ani tytułu, ani autora artykułu.
Dziś jednak zmieniłam zdanie, gdy natrafiłam na wstrząsający wywiad z Panią Anną. Wywiad przeprowadzono w Telewizji wRealu24. Oto link do tego wywiadu: https://www.youtube.com/watch?v=5--qCOn0z3Y
Wywiad jest dość długi – ok. 42 minut, więc napiszę któtko, o co chodzi. Tytuł wywiadu mówi już dużo: „Wyrzucona z pracy i rozebrana do naga przez Policję za Marsz Niepodległości we Wrocławiu!”. Dla porządku muszę napisać, że zamiast „wyrzucona z pracy”, powinno być „wyciągnięta z pracy”, choć istotnie Pani Anna straciła połowę etatu w pracy (o tym za chwilę).
Pani Anna wybrała się na Marsz Niepodległości ze swoim partnerem i dzieckiem. Nieco się spóźnili na Marsz, więc gdy doszli marsz już był rozwiązany. Natrafili na kordon policji. Pani Anna i jej partner starali się dowiedzieć, czemu nie mogą przejść dalej. Prawdopodobnie doszło do jakiejś sprzeczki, gdyż inne media doniosły, że jakiś „mężczyzna z dzieckiem na ramionach szarpał się z policją”. Podejrzewam więc, że chodzi o tę samą osobę. Mężczyzna został spałowany. Tymczasem w ruch poszedł gaz łzawiący i armatki. Kobieta i mężczyzna zostali rozdzieleni, ale ostatecznie wrócili do domu.
Dopiero 14 listopada, do szkoły, gdzie Pani Anna pracuje, jako księgowa weszła policja i na oczach uczniów i nauczycieli została odprowadzona do radiowozu. Jeszcze w radiowozie policjant pytał Panią Annę o jej wyznanie (nie wiem czy policja ma takie prawo) i porównał ją do dżihadystów, używających dzieci, jako żywe tarcze. Na posterunku Pani Anna była zastraszana. Pytano ją o miejsce pobytu partnera i grożono, oblaniem wodą w sytuacji, gdy nie udzieli takiej informacji. Policjantka przeprowadziła rewizję osobistą. Musiała rozebrać się do naga i zrobić przysiad – procedura stosowana w stosunku do osób, które podejrzane są o przemyt narkotyków, ale w tym przypadku nie było takiego podejrzenia. Cel więc mógł być jeden – upokorzenie i „zmiękczenie” zatrzymanej. W końcu Pani Anna została zwolniona, ale musiała zapłacić kaucję 1000 złotych oraz musi meldować się raz w tygodniu na policji.
Na tym represje się nie skończyły. Pani Anna zatrudniona była w szkole na półtora etatu. Dnia 18 listopada Pani Dyrektor zlikwidowała stanowisko zastępcy głównej księgowej, pozbawiając Panią Annę połówki etatu. Całkowicie z pracy zwolnić nie mogła, gdyż umowa jest na czas nieokreślony, ale Pani Anna obawia się, że wkrótce pretekst do zwolnienia się znajdzie, więc już teraz szuka nowej pracy.
Partner Pani Anny również został zabrany na policję, ale przyszedł tam z adwokatem. Nie był więc ani zastraszany. Również musiał zapłacić 1000 złotych kaucji, a także meldować się na policji dwa razy w tygodniu
Pani Anna, za pośrednictwem adwokata złożyła zażalenie na sposób zatrzymania, przeszukanie i środki zapobiegawcze. Podobne zażalenie złożył też partner Pani Anny. Pani Anna nie ufa Prokuraturze Wrocławskiej, złożyła więc prośbę do Prokuratury Krajowej o nadzór nad sprawą.
Pytanie o to czy środowisko, które oburzało się na traktowanie Pani Elżbiety w równym stopniu oburzać się będzie na postępowanie z Panią Anną jest raczej retoryczne, choć może ktoś mile nas zaskoczy, tak jak ostatnio Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, który skrytykował wulgaryzmy wypowiadane przez Władysława Frasyniuka.
Mam więc apel do Pana Ministra Spraw Wewnętrznych – Michała Kamińskiego: proszę przyjrzeć się nie tylko pracy policji (choć jest to konieczne i mam nadzieję, że „głowy polecą”), ale też działalności władz Miasta Wrocławia. Wiele wskazuje na to, że władze od początku miały zamiar rozwiązać Marsz Niepodległości. Jeśli tak istotnie było, jeśli Prezydent Miasta prześladuje ludzi za poglądy polityczne, obojętnie jakie by te poglądy nie były (sama nie jestem fanką byłego księdza Jacka Międlara, ani wrocławskich narodowców, ale niezgoda na ich poglądy nie uprawnia do pałowania, gazowania dzieci i strzelania armatkami wodnymi), to może warto zastanowić się nad ustanowieniem zarządu komisarycznego nad miastem. Wiem, Pan i tak jest „na cenzurowanym”, więc pewnie będzie „słychać wycie”. Ale jak inaczej zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom legalnych manifestacji?
Mam też prośbę do Pana Ministra Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro: proszę przyjrzeć się wrocławskiej prokuraturze i wrocławskim sądom. Dzieją się tam różne niepokojące rzeczy, nie tylko w tej sprawie. Kilka lat temu, ale już za Pana kadencji głośne (choć wyciszane) były kwestie adopcji zagranicznych, przeprowadzanych wbrew woli dzieci oraz ich krewnych.
Na koniec apel do Pań i Panów Posłów (czy jak chcą inni Pań Posłanek i Panów Posłów): bez względu na to czy należą Państwo do koalicji rządzącej, czy opozycji (zarówno totalnej, jak i konstruktywnej), czy są Państwo całkowicie niezależni – proszę o pracę nad ustawą precyzującą uprawnienia policji i wprowadzającą sankcje za użycie nieuzasadnionych procedur. W tej chwili przepisy są nieprecyzyjne, więc pojawiają się takie sytuacje, że procedury dopuszczają jakieś działania (np. skucie rąk do tyłu, co zastosowano w przypadku Pani Anny) w sytuacji „osób stwarzających zagrożenie”, ale nie wymagają od policji udowodnienia, że dana osoba faktycznie takie zagrożenie stwarzała. Należy też bezwzględnie egzekwować obowiązek nagrywania przesłuchań. Jeśli nagrania zaginą – należy traktować to, jako dowód przeciw policji. Warto też tym razem posłuchać RPO domagającego się wprowadzenia do kodeksu karnego zakazu torturowania zatrzymanych. Wydawałoby się to niepotrzebne, bo niby wiadomo, że torturować nie wolno, ale przestępstwa takiego w Kodeksie Karnym nie ma. Jest uszkodzenie ciała, jest przekroczenie uprawnień, ale brzmi to mniej groźnie, więc przydałby się oddzielny zapis. Może nawet wprost zakaz działań polegających na zadawaniu zatrzymanemu cierpień fizycznych lub psychicznych (takich jak np. poniżanie zatrzymanego), celem wymuszenia zeznań? Oczywiście, nie wszystko daje się ująć w przepisy prawne, ale daję to Państwu pod rozwagę.
Czy policja będzie miała „związane ręce” w sytuacji, gdy nie będzie mogła „zmiękczyć” „prawdziwego” przestępcy by ten przyznał się do winy? Nie, o ile lepiej się policję wyposaży w laboratoria i inne środki pozwalające na prowadzenie śledztwa w oparciu o dowody materialne. Wtedy wymuszanie zeznań nie będzie konieczne, a policja zyska większe zaufanie społeczne.
Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka