Zainspirowany
mądrym wpisem Staszka Młynarskiego postanowiłem dodać słów kilka od siebie. Ja również niedawno uczestniczyłem w ślubie mojego przyjaciela, miałem zaszczyt być jego drużbą. I przy tej okazji również wydusiłem z siebie ;) kilka myśli o małżeństwie. Może są i banalne, ale myślę, że trafnie oddają istotę małżeństwa. Porównuję małżeństwo do wędrówki na szczyt góry. Kiedy planuję taką wyprawę jestem cały podekscytowany, niecierpliwie czekam dnia wyjazdu, wyobrażam sobie te cudowne widoki, rześkie, górskie powietrze, poczucie wolności, satysfakcję, itd. Ruszam z animuszem na szlak, stawiając raźno krok za krokiem. Ale po jakimś czasie zaczynają się schody. Tu zakłuje w kolanie, to plecy zabolą, lekka zadyszka się pojawi, a to kamyk jakiś, powalony pień, który trzeba przejść, itd., itd. No cholera człowieka bierze. Chce się zawrócić i walnąć piwko w barze na dole. I w takich momentach, które są całkowicie naturalne i nie ma się ich co wstydzić, należy przystanąć, złapać oddech, spojrzeć za siebie i zobaczyć ile to już przeszliśmy, zobaczyć przed siebie, na piękny szczyt, który jest przed nami, i w końcu rozejrzeć się dookoła, zaczerpnąć pełną piersią powietrza i ucieszyć oczy pięknymi widokami – po to tu przyjechaliśmy i podjęliśmy wysiłek. I wtedy z werwą ruszamy dalej. I jeszcze jedno porównanie. Małżeństwo można porównać do rejsu żaglowcem. Gdy go planujemy, nie możemy się go już doczekać, wyobrażamy sobie różne cudowne chwile, które przeżyjemy, wspaniałe przygody, których doświadczymy, niesamowite miejsca, które odwiedzimy. I to wszystko jest prawdą. Ale są też i gorsze chwile, jak sztorm albo wachta w kuchni. Jednak nie sztuką jest poddać się, zrezygnować i zawrócić. Tak robią słabi ludzie. Mężni ludzie stoją na swoich stanowiskach, wykonują to co do nich należy, wiedzą że są odpowiedzialni za siebie ale i za innych. I zawsze trzymają kurs na słońce bo wiedzą, że ono zawsze wychodzi po burzy!
Inne tematy w dziale Kultura