Salon24 to wprawdzie nie miejsce przeżywania sportowych emocji, ale
ostatni post Artura Nicponia i spory odzew komentatorów skłonił mnie, aby zamieścić tu pewną refleksję związaną ze sportem właśnie. Lubię sport. Uważam, że uprawianie sportu jest dla człowieka korzystne ze wszech miar. Nie trzeba nikomu wspominać o antycznej koncepcji harmonii ducha i ciała, współczesna nauka też zachwala ruch jako doskonałą prewencję wszelkiego rodzaju schorzeń, poza tym aktywność fizyczna jest w modzie. Cenię sport za formowanie ludzkich charakterów. Sport uczy samodyscypliny, kształtuje silną wolę, uczy walki ze swoimi słabościami oraz przeciwnościami losu. Uczy zarówno działania w grupie jak i samotnej walki z samym sobą. Można rzec – sport uszlachetnia. Nawet tak zdegenerowana współczesna forma sportu (choć ja osobiście sport zawodowy uważam za gałąź showbiznesu) wymaga wysiłku – taki Beckham, Ronaldhinio czy Tyson nie osiągnęli by swej pozycji bez talentu i ogromu pracy. Jest mi bliskie klasyczne angielskie podejście do sportu. Zakłada ono, że godne pochwały jest samodoskonalenie, praca nad swoimi umiejętnościami oraz rywalizacja. Rywalizacja pojmowana jak najbardziej koleżeńsko. Na zasadzie – weźmy rakiety tenisowe do rąk i sprawdźmy kto jest lepszy. Kto włoży więcej wysiłku w trening, kto wymyślił ciekawą metodę treningową, itp. Podejście to zakłada też dwie bardzo istotne dla mnie rzeczy: szacunek dla rywala i umiejętność rozkoszowania się pięknem widowiska sportowego. Szanuję rywala za to, że stanął naprzeciw mnie w ringu, na korcie czy na boisku. Że podjął wyzwanie, że ma odwagę stanąć do walki. Mam szacunek dla jego umiejętności. I tak samo on szanuje mnie. Zakładamy oczywiście rywalizację z zachowaniem zasad fair play. Lubię oglądać pojedynki bokserskie, a jest dla mnie budującym widok (oczywiście nie dzieje się tak zawsze) gdy po skończonej walce zawodnicy pozdrawiają się z szacunkiem, dziękują za walkę, pozdrawiają sekundantów swojego rywala. I to jest właśnie piękne w sporcie. Druga rzecz to dostrzeganie piękna widowiska sportowego. Dlatego właśnie, choć nie jestem wielkim fanem piłki nożnej, uwielbiam oglądać Ligę Mistrzów. Jest bowiem duże prawdopodobieństwo obejrzenia wspaniałych dryblingów, fantastycznych bramek, niesamowitych, wręcz akrobatycznych umiejętności bramkarzy, wspaniałych podań, szaleńczej determinacji zespołów grających do ostatniej sekundy. Kwintesencją tego był pamiętny finał w Stambule z 2005 roku z genialnym Jerzym Dudkiem i całą drużyną Liverpoolu. Warto zauważyć, że piękno sportu, wysiłku fizycznego, wspaniale pokazuje telewizja – ujęcia w zwolnionym tempie to często obrazy mogące konkurować z baletem. I to by było tytułem wstępu ;) Bo tak naprawdę chciałem napisać tylko, że kiedyś sport był domeną dżentelmenów a dziś zdegradował się do poziomu masowej rozrywki dla gawiedzi. A gawiedź nie potrzebuje pięknego widowiska. Gawiedź chce żeby wygrywali „nasi” bo wtedy gawiedź czuje się dobrze. Lepsza od tej drugiej gawiedzi. Widać to szczególnie na meczach żużlowych. Gdy zawodnik przeciwnej drużyny nie dojedzie do mety z powodu awarii motocykla, gawiedź wyje z radości i zadowolenia. A pełnia szczęścia byłaby chyba gdyby wszystkie motory przeciwników szlag trafił. Najlepiej z zawodnikami i trenerem. Ja wolę, aby moja drużyna przegrała ale po pięknej, pasjonującej walce, niż gdyby miała rozgromić przeciwnika w nudnym widowisku. No i to tyle. Trochę chaotycznie wyszło, ale przy odrobinie wysiłku na pewno zrozumiecie, co miałem na myśli (zakładam, że przeczyta to ktoś jeszcze oprócz mojej żony).
Inne tematy w dziale Polityka