Komentarze do notki: iluzjocykle

« Wróć do notki

tichy27 marca 2010, 14:52
@mankomaniak, @Andrzej DąbrówkaJa się odniosę, ale jest sobota, i żona na mnie krzyczy, że siedze przy komputerze, zamiast przekopywać ogródek. Idę więc do ogródka. Mam nadzieję, że mnie nie połamie.
kuzynka.edyta28 marca 2010, 01:09
tichyprzecież Ty masz taką sprytna maszynę, która za Ciebie kopie!
tichy28 marca 2010, 14:46
Losowość płodna i bezpłodnamankomaniak:

Pomijając procesy i całki stochastyczne, biorąc dwie funkcje K(t) i f(t), formuła

K*f (t)=∫t K(t-x) f(x) dx

określa splot (ang. - convolution). Jezeli chcesz zamienić wewnątrz K zmienną "t-x" na "x", to wtedy MUSISZ zamienić "x" wewnątrz f na "t-x". Jezeli w K zamienisz, a w f nie zamienisz, otrzymasz tzw. "iloczyn skalarny", co jest zupełnie inną klasą zwierzęcia (nawet nie gatunkiem, nawet nie rodzajem czy rodziną, nawet nie rzędem).

Dyskretną wersję splotu zawiera formuła wyżej . Możesz jej uzywać do symulacji trajektorii fBM, biorąc dostateczne duże n, i zapomnieć wczesniejsze długaśne przedstawienia. Jak przestawisz w funkcji "K(t-i)" na "K(i)", to w indeksie "Gi" MUSISZ pisać "Gt-i".

Co do losowości, to w potocznym języki jest to pojęcie rozmyte, często metafora. W matematyce - też. Jest wiele uściśleń i modeli losowości. Dyskusja, że to jest losowe a tamto nie jest - bez odwołania się do konkretnych definicji - nie ma sensu.

Co najwyżej można dyskutować jak daleko lub blisko dana definicja (i jej konsekwencje) przystaje do "poczucia losowości" (które każdy ma inne, choć punkty wspólne się znajdą). Także - co może jest wazniejsze - jak bardzo jest "płodna", to znaczy czy i jak prowadzi do głebokiej i bogatej teorii i praktyki. Bezpłodna - prowadzi do banału i trawestacji.
tichy28 marca 2010, 16:07
@Andrzej DąbrówkaTak jakiś modemy bzyczały długo, nim dopasowały protokoły i pojęcia, i ustaliły co znaczy co, tak i tu - niezbędnym jest pobzyczeć przez choć chwilę.

Tak jak teoretyk literatury zawaha się zanim włączy się w dysputę literacką, posługującą się terminami "ładny wierszyk" "lub nudna powieść", tak i podobne zawahania przeżywać będzie matematyk czy przyrodnik w sytuacji analogicznej. Niby słowo "wiersz" lub "powieść" klasyfikuje utwór - taksonomia nie jest tylko domeną biologii, lecz dodane określenia sugerują, iż raczej chodzi o odbiór popularny.

Tak, literatura ma swoje "gatunki" i "rodzaje", budowane na podobnej zasadzie co gatunki i rodzaje organizmów. I podobnie - klasyfikacje cierpią na rozmycie granic. Lecz - im wyższy takson, tym ostrzej granice się rysują.

Podobnie - pewne klasyfikacje są sztuczne, na przykład w biologii - na czworonogi i dwunogi i stonogi, w literaturze - choćby wiersze - na rymowane i białe.

Różnica - w biologii rzecz jest dyskutowana i modyfikowana stale i wciąż, w literaturze - w oku laika, co prawda - klasyfikacje sztuczne przeważają, zastygają, i podawane są w postaci prawd niezmiennych i maturalnych.

Czy można odróżnić sielankę od pogodnej tragedii, tak jak da się umieścić psy i koty w odrębnych rodzinach? Odpowiedź: nie można. Kilka lat temu akurat się uwziąłem na "sielankę", a raczej na implanty mózgowe, rodem z Matrixa.

Przyjmijmy przez moment, że taksonomia literatury jest w miarę ścisła. Pytanie o różnorodność - diversity - jest rozsądne. Jak się zmienia w czasie, jakim czynnikom zewnętrznym podlega, jak zmiany i zjawiska ujmować, mierzyć?

Pojedynczymi utworami? Nie. Nimi, pogrupowanym w nieduże pęczki - jeszcze nie. Tak jak nieistotne jest, że wielorybów jest mało, a raczków dużo - tak i 100 tysięcy wierszyków jednego rodzaju lliczone jest raz, tak jak dwa poematy - raz. No, gdyby nic innego nie było - różnorodność liczyłaby 2. Ale, na ogół więcej. Powiedzmy, w jednym dzisięcioleciu mozna wyróżnić 1000 rodzajów literackich, a w następnym 500. Nie wazne, czy na jeden rodzaj przypadają dziesiątki tysięcy utworów, a na inny - pojedyncze sztuki. Zatem, z dziesięciolecia na dziesięlocie - mamy do czynienia z wymieraniem - extinction. I tak tworzy się proces czasowy, ze swymi wzrostami i zanikaniami. Jest to więc "wzór", funkcja - ale podporządkowana metodzie klasyfikacyjnej i zliczającej, a także dalszym subjektywnym modyfikacjom.

Nie wiem, czy ktoś czymś takim się zajmował, lecz rzucałoby to pewne światło na historię, rozwój, sukcesy i upadki ludzkiej cywilizacji. Nieodzownie padłoby pytanie - a co bedzie jutro, za dziesięć, za 100 lat?

Pytanie o predykcję. Kauzalność nigdy nie będzie możliwa do pewnego ustalenia. Watpliwości i wytknięcia będa istnieć - i bardzo dobrze. I dobrze, gdyby się je dało mierzyć... Granica między istotnym a nieistotnym zawsze bedzie umowna.
tichy28 marca 2010, 16:26
@kuzynka.edyta"... sprytna maszynę, która za Ciebie kopie!"

Dokonuje aktu kopania - fakt. Lecz, i przedtem, i w czasie, i potem - rzeczy do zrobienia jest mnóstwo.

Przedtem - choćby nawieźć. Konkretnie, wczoraj rozsypałem na jednej grzędzie 11 taczek ziemi kompostowej. Kazda taczka - circa 130 dm3 (zaczynałem od więcej, ale potem taczki łądowałem płycej i płycej). Razem 1,4 kubika. Circa - półtora-dwie tony.

Bez maszyny - ręcznie. Zanim się przekopie, oraz po przekopaniu - trzeba rozrzucić i rozgrabić równo. Ręcznie.

Maszyna - po długim nieużywaniu - miała zapaćkany gaźnik osadami z paliwa. Ongiś - oddawałem do punktu do serwisu. Teraz - rozkręcam i czyszczę sam. Nie jest to ciężka praca, ale dość brudna.

I tak mi dzień zeszedł. Aha, byli jeszcze goście, a poszli dopiero po północy, a mi się palce plątały. Dotąd się plączą. Ale od tego niedziela, by się rozplątały.
mankomaniak30 marca 2010, 01:27
@tichyWracając jeszcze - coś ten znak minus przed H mi się nie podoba. On może mi popsuł cały wykres. U Mandelbrota i w tej pracy nie ma minusa. Dlaczego nie można zastosować dokładnie tej samej formuły co w całce? Nie byłoby żadnego n^(-H) a w tej pracy jest n^(-1/2). Biorąc pod uwagę, że n dąży do nieskoń, 1/n^H dąży do zera, suma niby też rośnie do nieskończoności, ale wyraz 1/n^H może sprawiać, że całe wyrażenie zacznie wariować - dostaniemy zmiany fbm a nie fbm.
tichy30 marca 2010, 02:56
@mankomaniakSłusznie Ci się minus przed H nie podoba. Mój błąd.

Jako marne wytłumaczenie - próbuję zapisać matematykę w HTML, i jest to paskudne. Gdy piszę w LaTeX, mogę od razu widzieć formuły, i zobaczyć błędy. W HTML - a zwłaszcza w salonowym edytorze - nie widać, zwłąszcza jak człowiek się namęczy z kodowaniem symboli wymyślonych przez Microsoft lub t.p.

Pod ostatnim postem wkleiłem obrazek pdf z przepisem, ale w formacie jpeg. Ctrl-click otworzy go w nowej ramce, ale trzeba zrobić zwykły click potem (Ctrl+ ewentualnie później).

Jak mi podasz email (możesz na PW), to Ci prześlę pdf (jasny i czysty).

Muszę pisac po angielsku, bo nie mam ogonków w LaTeX, plus polska terminologia mi się myli.
mankomaniak30 marca 2010, 12:31
@tichyTylko że teraz mam kompletny mętlik. Bo tam jest inny wzór z dodatkowym składnikiem który się odejmuje od tej "naszej" sumy, jest też M, które niejako wykluczyliśmy, ech. Muszę od tego odpocząć albo spróbować jednak metodę z łamaniem odcinka i przesunięciem go. Mam tu pewien pomysł jak to zrobić w Excelu, bo też powstałaby pewna macierz, ale w umyśle dobrze tego nie widzę.

Nie wiem jak na priv się wysyła.
tichy30 marca 2010, 14:34
@mankomaniak"...teraz mam kompletny mętlik..."

A trzeba było trzymać się Cholesky'ego i prostej algebry!

Świat splotów i spektrów jest skomplikowany, czego właśnie doświadczasz. Nawet mnie, który ma pewną wprawę w temacie, zdarzają się błędy; zwłaszcza, gdy rzeczy pisane są na chybcika.

W owej brytyjskiej pracy na stopień bachelor'a jest sporo błędów. Część z nich jest tylko typograficzna, np. w tej formule na str. 60. Po poprawieniu pracuje. Dochodzi też zamieszanie w przedstawianiu. W tej formule niejasna jest rola "t". Gorsze są błędy fundamentalne, np. nieprawidłowa definicja fBM w rozdziale 3.1. Opiera się ona na definicji Wienera ruchu Browna, przytoczonej w rozdziale 2.4. Formalnie, podana definicja Wienera jest poprawna, ale przypadkiem. Sformułowanie zawiera pułapkę, w którą autor wpadł, zaś żaden z recenzentów nie zauważył.

Sam też żeś w nią wpadł, gdy patrzyłeś na proces stochastyczny jako na luźną kolekcję zmiennych losowych, opatrzonych zmieniającym się znaczkiem, tu - "t". A to nie tak. Jest struktura, bez niej nie ma PROCESU.

Dla procesów Gaussowskich owa struktura jest wyznaczona przez funkcję kowariancji. Stąd - prostota, za którą jednak trzeba zapłacić żmudnością obliczania pewnych wielkości (tu - piewiastkiem z macierzy kowariancji). Alternatywą są tzw. "reprezentacje", jak widać posługujące się raczej skomplikowanymi całkami.

Nie tylko rzecz w ich "niewłaściwości" - iż całkowanie odbywa się na nieograniczonej dziedzinie. Te całki nie są definiowane w zwykłym sensie klasycznego calculusa. Są "tworami", których konstrukcja wymaga dość zaawansowanej matematyki.

Do praktycznych użytków stosuje się "dyskretyzacje". Całki zastępowane są sumami, koniecznie skończonymi. Stąd, są dwa etapy - obcinanie dziedziny całkowania tak, by stała się zwykłym odcinkiem, oraz zastępowanie parametru "t", zmieniającego się w sposób ciągły, przez parametr dyskretny - taki, co skacze od punktu do następnego punktu, zaś krok jest wybrany drobny.

Ta reprezentacja, wspomniana uprzednio (str. 424 u Mandelbrota i Van Nessa), ma ładną formę całkową - dziedzina całkowania jest zwykłym odcinkiem. Ale, jest kara: nie jest to fBM, i kowariancja jest trudna do wyliczenia, i przedstawia się przez tzw. funkcje specjalne.

W przypisie 3 na str. 424, M i vN podają intuicję, stojącą za reprezentacją (2.1), lecz płacąc za elegancję niepoprawnością użytych całek (ostrzegają, pisząc "difference of divergent integrals"). Niepoprawność można usunąć, ale z kolei przedstawienie się zacznie komplikować. Formuła (2.1) właśnie jest przejawem tej poprawności, ale nie odbierasz jej jako przejrzystej i łatwo zrozumiałej - prawda?

W tej notce wyżej wklejonej napisałem, jak dyskretyzacja przebiega, i ostateczna formuła na dole strony jest taka, jak trzeba. Pozostaje tylko wybrać parametry - M, n, K. No, i H, oczywiście.
mankomaniak30 marca 2010, 17:39
@tichyJuż za późno, nie ma odwrotu... więc gdzie moge nauczyć się tej zaawansowanej matematyki? Jest podręcznik w polskim wydaniu? Tylko nie pdf bo czytanie w kompie to migrena, piekące oczy i plamki przed oczami. Może być to:
http://www.techniczna.com.pl/skroty/83-204-1971-9.htm

http://www.wnt.com.pl/product.php?action=0&prod_id=46&hot=1 ?

W tej ostatniej jest specjalny program do symulacji.

P.S. Cały dzień myślę nad tym przesunięciem odcinka. Najlepsze jest to, że aplikacja jest banalna. B(t) dla t=0..1. Krok oznaczamy literą i:

krok 1. wybierasz B(0)=0, B(1)= liczba losowa i.i.d. N(o,1)

B(1/2)=[B(0)+B(1)]/2 + G*w(1), gdzie G-liczba losowa i.i.d. N(o,1), w(i) - współczynnik który zależy od tego czy mamy zwykły ruch Browna, czy fraktalny. Nie będę go podawał, to trochę długi.

2. powtarzasz:
B(1/4)=[B(0)+B(1/2)]/2 + G*w(2)
B(3/4)=[B(1/2)+B(1)]/2 + G*w(2)

itd.

Proste, a nie mogę tego przełożyć na język excela. Wymaga głębszego zastanowienia.
mankomaniak30 marca 2010, 17:53
Chyba że...... zrobiłbym to ręcznie: napisałbym 0, dałbym odległość 100 kratek i wpisał B(1), podzieliłbym na dwa - miałbym po 50 i w środku B(1/2), następnie to samo, ale już dla odległości 0 a B(1/2) i B(1/2) a B(1) itd. Raz bym się pomęczył, a kolumnę z G i liczbę H swobodnie zmieniałbym sobie. Pytanie czy 100 wystarczy, żeby analiza R/S mogła to zbadać.
mankomaniak30 marca 2010, 18:49
@tichyNie, to nie ma sensu, tragedia tak ręcznie. Trzeba coś innego.
tichy30 marca 2010, 21:51
@mankomaniakExcel zupełnie się nie nadaje, gdy chcesz operować na kolumnach lub wierszach.

Powiedzmy, dla H=0,75, jednostkowego odcinka K=1, i zakładanego błędu ε=0,01 (1%), obcinające M=2500.

Wzór na M, przy zadanym błędzie ε:

M=(ε*(2-2*H)/((1-2*H)^2))^(1/(2*H-2));

(dokładniej, 1+część całkowita w/w).

Więc, przy n=100 punktów, musiałbyś mieć około 250 tysięcy klatek.

Z drugiej strony, bardzo łatwo te sumy zaprogramować. Byle BASIC wystarczy. Ostatecznym produktem będzie raptem n punktów, i te już można wrzucić do Excela, wykreślać, robić R/S analizę, etc.

W notatce znalazłem błąd. Górna granic w pierwszej sumie powinna być Mn+t-1, nie - jak było poprzednio - (M+t-1)n.

Co do literatury, i to w języku polskim... Jestem pewien, że jest wielu dobrych autorów, ale publikują po angielsku (inaczej nie byliby dobrzy).

O żadnym podręczniku nie wiem.

Nie mam pojęcia jak znaleźć coś dobrego dostępnego w sieci, i po polsku. Wystarczy wrzucić w polskie Google "fraktalny ruch Browna" i w światowy Google "fractional Brownian motion" by zobaczyć różnicę. W pierwszym przypadku - znaleziska są maści ekonomicznej, i raczej powierzchowne, w drugim - wybierasz co chcesz, i na jakim chcesz poziomie.

Wikipedie itp. są zbyt skrótowe, by miały praktyczną wartość i użytek.
mankomaniak30 marca 2010, 22:19
@tichyNie byłoby tego problemu gdyby wszyscy ludzie mówili tylko w jednym języku. Nawet w języku matematyki. Uczyliby się od dziecka, to nie byłoby potem z nią problemów. Przyspieszyłoby to rozmowy, czas by się oszczędzało, energię, a przede wszystkim nie dochodziłoby do nieporozumień, w tym pytań co autor miał na myśli.
tichy31 marca 2010, 11:35
@mankomaniakNie widzę nic złego w mówieniu wieloma językami. Natomiast - dobrze, gdy jest pod ręką język uniwersalny, jakiś "lingua franca".

Ongiś była to łacina, potem inne języki do uniwersalności pretendowały. Lokalnie - wytwarzały się przeróżne konstrukty.

W chwili dzisiejszej, tę rolę gra język angielski.

Matematykę, prócz ścisłości, cechuje też uniwersalność.