tichy tichy
183
BLOG

Metoda naukowa w szkole - lewactwo czy prawactwo?

tichy tichy Kultura Obserwuj notkę 47

Na poniższy tekst natknąłem się przypadkiem, surfując za argumentami przeciw tezie  "szybkie czytanie jako remedium na wpadki własnej i państwowej edukacji"
(cf. KAP: Fotograficzne czytanko)


Tekst naprędce przetłumaczyłem.  Jest cytatem z książki, napisanej przez prominentego autora, która w swym czasie narobiła sporo zamieszania (i autor sam - też).

Zagadki:

  1. Kto to napisał i kiedy?
  2. Czy zgadzamy się z analizą?
  3. Czy pasuje ona do polskiej szkoły?
  4. Jakiej proweniencji był autor - lewackiej czy prawackiej?
  5. Czy odpowiedź na ostatnie pytanie ma znaczenie - na przykład, czy wpłynęła by na pytanie nr 2?

Oto przetłumaczony tekst:

"Pionierzy nauk przyrodniczych wyobrażali sobie, że wprowadzenie ich do szkoły usunie konwencjonalny styl myślenia, wraz z jego sztucznością i niechęcią do naruszania status quo, co było typowe dla studiów klasycznych. Jakże głęboko się rozczarowali! Równocześnie humaniści uważali, że studiowanie klasycznych autorów w oryginale natychmiast zastąpi nudną pedantyczność i przesądy średniowiecznych scholastyków.

Jednak te idee musiały być wcielone przez zawodowego nauczyciela, który - jakby specjalnie - potrafił  zamienić w nudę i dogmat, czy to rozumienie reakcji chemicznych, czy czytanie Eneidy Wergiliusza.

Głównym argumentem za naukami przyrodniczymi w szkole jest to, że uczeń dowiaduje się czegoś o realnym wszechświecie, w którym żyje, poprzez zaznajomienie się  z naukowymi odkryciami. Jednocześnie, uczy się myśleć logicznie i indukcyjnie, przez analizę metody naukowej. Co do pierwszego celu - pewien ograniczony sukces został osiągnięty, ale praktycznie żaden - jeżeli idzie o drugi cel. Od tych uprzywilejowanych członków społeczeństwa, którzy przeszli przez szkołę średnią czy publiczną, można oczekiwać pewnej wiedzy o elementach fizyki czy chemii sprzed stu lat.  I tak będzie to prawdopodobnie mniej, niż pozaszkolna wiedza bystrego chłopaka, czy to radioamatora, czy  też uprawiającego jakieś inne naukowe hobby.

Co do poznania naukowej metody, jest to czysta farsa. Dla wygody nauczycieli i systemu egzaminacyjnego, uczniowie nie tylko nie uczą się metody naukowej, ale dokładnie jej przeciwieństwa. To znaczy, uczą się tego, co im się mówi, by móc potem to powtórzyć przy odpytywaniu. To, czy sami uważają to za nonsens czy nie - znaczenia żadnego nie ma.

Reakcje wykształconych ludzi na szarlatenerie, takie jak spirytualizm i astrologia,  już nie wspominając bardziej niebezpiecznych, jak rasistowskie teorie czy ekonomiczne mity, pokazują, że pięćdziesiąt lat nauczania nauk przyrodniczych w Anglii lub Niemczech nie przyniosło żadnych widocznych rezultatów.

Jedyną droga do naukowej metody wiedzie przez uciążliwie i gorzkie osobiste doświadczenie. Zanim edukacyjne lub socjalne systemy zostaną zmienione pod kątem naukowej metody, będą one w stanie wyprodukować co najwyżej mniejszość zdolną do  do nauczenia się naukowych technik, i jeszcze drobniejszą mniejszość zdolną do ich tworzenia."

tichy
O mnie tichy

tichy jaki jest każdy widzi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (47)

Inne tematy w dziale Kultura