Tak... maturę ongiś zdawałem. Nawet zdałem, i to na bardzo dobrze. Obkułem się z polskiego ze wszystkiego, obłożywszy się brykami i opracowaniami. Sporo lektur nawet przeczytałem, choć większość po łebkach, a wielu - wcale. Bo po co? Poza tym, nudy na pudy - komu by się chciało czytać "Pieśń świętojańską", wystarczyło przecież zapamiętać jedną zwrotkę "Wsi spokojna, wsi wesoła", dowiedzieć się, że to sielanka, i że nic, tylko opiewa.
Na niemal każde potencjalne hasło maturalne wyskakiwał mi z głowy zwięzły tekścik, odpowiednie daty czy cytaty, według solidnego, zatwierdzonego, pewnego klucza. Sukces był zapewniony z góry, i takoż został zrealizowany, bez problemu. Sukces?
I taka była ta moja edukacja z literatury i języka ojczystego, , w sam raz na maturę.
Kilka dni temu, przy czytaniu opowieści o życiu wiejskim, co prawda dotkniętym klęską żywiołową, zabrzęczała mi w głowie dawna strofa... a raczej jej strzęp:
"Wsi spokojna wsi wesoła coś tam coś tam chwały zdoła, kto twe czasy i przybytki coś tam coś tam zara wszytki".
Wpisałem w google "wsi spokojna", przebrnąłem przez reklamy hoteli i pensjonatów "Wsi Spokojna", i trafiłem na bryk
Przeczytałem z samozadowoloniem, bo jako żywo przypominał mi podobną ściągę sprzed lat. Lata płyną, ludzie się rodzą, żyją, i umierają, imperia i rządy upadają, technika i nauka się rozwija, a bryki jakie były, takie są. Jedyna niezmienność w zmiennym świecie.
No, tak - "Pieśń" opiewa, jest sielanką, bukoliką, Panny śpiewają łagodnie a rozkosznie przy ognisku, o radościach i pożytkach, cenzurując ciemne strony zycia, li tylko wspominając podanie ludowe o królu zbrodniarzu.
"Wsi dotyczą przede wszystkim pieśni panny pierwszej, szóstej i dwunastej. Są to pieśni, które rysują „sielankowy” obraz wsi – czyli prezentują wizję wyidealizowaną, eksponują zalety i wartości, nie wspominają o ciemnych stronach zagadnienia. I tak panna VI chwali pracę na roli, radość z jej plonów, radość wynikającą ze wspólnej, połączonej ze śpiewem pracy w polu."
Ach, ach!
Tylko jakiś diabeł zamruczał do ucha - idź i popatrz, co tam naprawdę Kochanowski w tych bukolikach powypisywał, i kto ocenzurował, Panny czy cenzor. Bo, niby czemu autorka bryku pomija większość - 75% (tak, z matmy też maturę zdałem) - z tuzina pieśni? I czemu zniechęca, zanudzając na śmierć?
Na stronie Uniwersytetu Gdańskiego - całość, współczesną czcionką podana, łatwa do czytania... Na samym początku - wszystko się zgadza, Sobótka, ognisko, dwanaście panien... stop!
"Potym wstało sześć par prawie
Dziewek jednako ubranych"
To prawda, że sześć razy dwa - to dwanaście. Ale już pierwsza Panna gorzko śpiewa, i wcale nie opiewa.
"Piękna nocy, życz pogody,
Broń wiatrów i nagłej wody"
Bywało więc ciężko na wsi - wichury, powodzie...
"Dzieci, rady mej słuchajcie,
Ojcowski rząd zachowajcie:
Święto niechaj świętem będzie,
Tak bywało przed tym wszędzie.
Święta przed tym ludzie czcili,
A przedsię wszytko zrobili;
A ziemia hojnie rodziła,
Bo pobożność Bogu miła."
Opiewa? Skąd! Ostrzega. Kiedyś było dobrze, ludzie byli pobożni i w cnotach żyjący. Gdyby wciąż tak było, przecież Panna nie musiałaby radzić i namawiać do powrotu do dawnych cnót.
"Dziś bez przestanku pracujem
I dniom świętym nie folgujem:
Więc też tylko zarabiamy,
Ale przedsię nic nie mamy."
Rozumiemy to doskonale, bo i dziś tak wciąż jest. Sielanka?
I tak czytam zwrotka po zwrotce, gdzie mowa o klęskach żywiołowych, o tych krótkich chwilach wytchnienia między znojem i potem, o tym, że kiedyś było lepiej, ze w zasadzie pozostaje tylko ta jedna noc zapomnienia.
I moje zdumienie rośnie wykładniczo. Panna Druga śpiewa o śpiewaniu, czyli o niczym. Nic ciekawego, odpuśćmy. Panna Trzecia zaczyna śmiechliwie, ale potem już nic nie rozumiem:
Wystąp’ ty, coś ciągnął kota,
A puść się na chwilę płota!
Uchowa cię dziś Bóg szkody,
Bo tu opodal do wody.
Ciągnie go drugi na suszy,
Tobie trzeba aż po uszy;
Nieboże mój, kto cię zbłaźnił,
Żeś tak srogie źwierzę drażnił?
Nie znasz ludzi, co przed kotem
Pierzchają nawiętszym błotem?
A na jego głos straszliwy
Ledwe drugi będzie żywy.
Głaszcz na nim, jako chcesz, skórę,
On przedsię ogonem wzgórę;
Zły z nim pokój, gorsza zwada;
Jeszcze i dziś strach sąsiada.
Z tym "ciąganym kotem" już uprzednio miałem spotkanie.
Tyle co znalazłem, iż "kota ciągnąć" - znaczy "ośmieszać się". Nie trafiły mi do przekonania wyjaśnienia, iż dawniej była kara taka, iż do jednego końca powrozu przywiązywano skazańca, do drugiego kota, i tak ich ciągnięto po błocie. Przede wszystkim, do tej operacyi potrzebny by był trzeci koniec powroza...
Bez uczonej rady - ani rusz.
Biblioteka Narodowa udostępnia fotokopię jubileuszowego wydania "Pieśni Siwętojańskiej" "objaśnioną i ocenioną przez Prof. Dr. Jana Rymarkiewicza" w Poznaniu A.D. 1884.
Rymarkiewicz tłumaczy:
"...ciągnąć kota nie oznacza 'operacyi czyli zabawki bolesnej ciągnienia chytrego kota za ogon', tylko oznacza ciągnienie kotwicy żelaznej za powróz. Kotwica [...], czyli kotw' tym łatwiej w języku zamieniała się na kot, u flisaków, że co do pazurów i uczepności istotne do kota ma podobieństwo. (Linde) Że zaś kotwica w przenośnem znaczeniu wyraża tyle co nadzieja, więc kto ciągnie kotwicę (kota) za linę, sądzi, że pożądany przedmiot ku sobie pociąga, - gdy ten tymczasem na dnie rzeki w piasku coraz mocniej grzęznąc, do łudzącego się nie zbliża!
[...] Przysłowie 'ciągnąc kota' w znaczeniu: łudzić się w miłości..."
I więcej tam o kotach, jako oszustach, złudnikach, straszakach, w związku z pieśnią Panny Trzeciej, ale też bez związku - najdłuższy przypis Profesora, może kot to jego konik?
Trochę się rozjaśniło, dużo więcej ciemnym pozostało.
Panny Czwartej też nie rozumiem, lub może wolę nie rozumieć...
"Tę nadzieję mam o tobie,
Że mię też masz za co sobie:
Ani wzgardzisz chucią moją,
Ale mi ją oddasz swoją."
Przecież to mają być sielanki, nie jakieś sprośne fraszki?
Ach, ta "chuć", to po prostu - chęć, przychylność, żadnej sprośności! W całym śpiewie Panny Czwartej chodzi o to, by inne panny w jej sprawy miłosne się nie mieszały, zgaduję - "zostawcie mego chłopa w spokoju". Sielanka?
Panna Piąta a chwilę potem Panna Siódma - znowuż ani nie opiewa, ani o rozkoszach, tylko o tym, że z chłopami tak to bywa, że wolą z kumplami się szwendać, wypić co, naobiecywać różności, a jak co chcieli dostaną, to potem się wyśmieją (jak u Szekspira), albo z innymi pannami lub babami się zaraz zadawają. Sielanka?
Przyznaję, Panna Szósta nic tylko opiewa. Panna Ósma śpiewa
"Pracowite woły moje,
Przy tym lesie chłodne zdroje
I łąka nieprzepasiona,
Kosą nigdy nie sieczona."
Ładne, i też - jakby opiewanie. Tylko, czy "kosa" - to kosa, "łąka" - to łąka, "sieczenie" - to sieczenie... a ta "łąka nieprzepasiona"?
Jak Prof. dr. Rymarkiewicz objaśnia a ocenia? A, tak:
"Tu inaczej, jak w mej duszy; tu chłód i swoboda; tu niema pragnienia; tu panuje dziewiczość nieskażona!"
No, właśnie... cała pieśń jest o przyszłym zamążpobraniu, i to wbrew uczuciom. To tylko dziś mówimy - zamążpójście.
Panna Dziewiąta po gorzkim wstępie opowiada makabryczną historię, w której rozpoznaje Prof. Rymarkiewicz grecki mit o królu Tereuszu, który zgwałcił swą szwagierkę Filomelę. Żeby się sprawa nie wydała, urżnął jej język. Prokna, żona Tereusza jednak o zbrodni się dowiedziała, zabiła swego syna Itysa, i podała Tereuszowi na obiad. Bogowie ogarnięci zgrozą zamienili Tereusza w dudka, Proknę w jaskółkę, zaś Filomelę - w słowika. Jak wiadomo, w historii jest więcej drastycznych szczegółów, ale na przemianie pieśń prawie poprzestaje.
Pozornie, pieśń się kończy nutką optymistyczną...
"Chwała Bogu, że te kraje
Niosą insze obyczaje,
Ani w Polszcze jako żywy
Zjawiły się takie dziwy."
Pozornie, albowiem już za chwilę Panna Dziewiąta śpiewa
"Jednak ja mam, co mię boli;
A by dziś nie ludziom k’woli,
Co spiewam, płakać bych miała,
Acz me pieśni płacz bez mała."
Sielanka?
Panna X śpiewa o wojnie, jej ofiarach i skutkach, z których jednym jest samotność.
Panna XI opiewa piękną Dorotę -
"Serce mi zakwitnie prawie
Przy twej przyjemnej rozprawie;
A kiedy cię pocałuję,
Trzy dni w gębie cukier czuję."
Prof. dr. Rymarkiewicz śpiesznie w przypisach objaśnia, że to nie Panna sama z siebie opiewa śpiewając, raczej podaje skrzypkowi słowa, które dopiero on ma zaśpiewać. W końcu, ponoć panegiryk był na cześć narzeczonej Kochanowskiego, Doroty...
Panna XII opiewa wieś drogą kontrastu - albowiem poza wsią, na wielkim świecie, jest strasznie, źle i niebezpiecznie.
*************************
Wszczepiono mi do głowy przed maturą jakiś cukierkowy stereotyp, plastikową wkładkę-protezę myślenia, listę haseł. Możliwe też, że bezmyślnie dałem je sobie wszczepić, zadowolony wielce, że nie trzeba się było trudzić. Teraz - jeden stereotyp z głowy, a ile podobnych - albo dotkliwszych - wciąż jeszcze w niej tkwi?
A w Twojej głowie, drogi Czytelniku lub droga Czytelniczko?
Komentarze
Pokaż komentarze (45)