"Wbrew pozorom, tworzenie polega na odrzucaniu, nie na dodawaniu."
Uproszczenie... odpowiedź się prosi (równie paradoksalna jak twierdzenie), iż odejmowanie jest dodawaniem.
I model można zbudować (podzbiory niepustego zbioru, wyposażone w różnicę symetryczną, albo ciągi zero-jedynkowe poddawane dodawaniu modulo dwa - choć to ten sam model).
Ale nie o tym. Wracam do "Four Quartets" T. S. Eliota, albowiem powiedzieć o wierszu, że jest piękny - to uwłaczyć mu. Albowiem, piękno jest protezą niedokonań (skąd to zapożyczone - nie pamiętam).
Ten fragment (niecytowany, zaledwie linkowany):
"To be conscious is not to be in time
But only in time can the moment
[...]
Be remembered; involved with past and future.
Only through time time is conquered."
Odjąłem - by dodać.
Pojawiają się przypuszczenia, że upływ czasu - a więc czas - wymaga świadomości, dopiero świadomość pozwala na percepcję - a wiec koncepcję (czy na odwrót?) - czasu. A tu Eliot jakby twierdził - ależ skąd, na odwrót!
I tak o świcie - często zwanym bladym, choć nie wiadomo dlaczego, bo najpierw jest szary, potem fiolety cichaczem wpełzając zamieniają się w róże i złotości - patrzę na te zmiany kolorów, a więc czas płynie, patrzę na liście poruszane wiatrem, patrzę na ptaka przelatującego cieniem za oknem. Słucham - głos ptaka, trzeszczenie starego fotela, termiczne komentarze ścian.
Jestem świadom momentów i zmian, ale nie czasu.
Macham ręką, zabieram się do pracy po porannych rutynach, niby wymaga ona świadomości, ale zarazem jest jej pozbawiona. I, rzeczywiście - patrzę nagle na zegar - ale późno!
Wystarczyło oko spuścić z czasu, i on natychmiast pomknął do przodu... jak w dziecięcej zabawie.
Komentarze
Pokaż komentarze (27)