Od kilku tygodni błąkał mi sie po głowie wpis pod tytułem "L'affaire d'Ampère", panaarkową notką inspirujący się. Niestety! Pod nią żem się był wyładował (Ctrl-F "tichy" tamże), i dlatego już słabo iskrzy. Świetnie, a przynajmniej dźwięcznie, tytuł by brzmiał - kusi-kusi aż skusiło. W sumie i różnicy, rzecz i konkluzja - to zwykły skromny "pyk", żadna iskra:
Niniejszym się zaświadcza, iż "prawo Ampera" zostało tak nazwane by Ampera uhonorować, a nie prawo mu sfałszować ani mu dokuczyć. W istocie, nazwa znaczy "prawo imienia Ampera", podobnie jak "twierdzenie Pitagorasa" oznacza "twierdzenie imienia Pitagorasa". Poza wyjatkami, takie jest znaczenie większości"praw", "twierdzeń", "reguł", "teorii", etc., w których występują nazwiska ludzi w dopełniaczu. Dopełniacz sugeruje własność lub autorstwo, a przecież niekoniecznie.
I kolejna inspiracja: czy monopole magnetyczne istnieją? Istnienie innych jest wszak dobrze udokumentowane...
Chciałem szybkiej odpowiedzi: tak-tak, nie-nie, by zapisać w pamięci, potem wygumkować, i wrócić do swoich rzeczy. Rzeczy te mają się dobrze lub źle zupełnie niezależnie od monopoli dylematu egzystencjonalnego.
Więc po co mi to wiedzieć?
A po co kot zagląda do szafki z pustymi garnkami? Z pełnymi - jeszcze można by zrozumieć...
Niestety, nie za bardzo sie dowiedziałem, jak to naprawdę jest z tymi monopolami, mimo lektury notki i odautorskich komentarzy. Dowiedziałem się wszak, iż istnieje spisek antymonopolowy. Choć... mogłem to był założyć w ciemno, ba! - nawet pieniądz jaki postawić, ale nie znalazłem bookmachera, który by zakład przyjął.
Więc, badania nad monopolami - wg. Autora - zepchnięte zostały na obrzeża oficjalnej, sytej, zadowolonej z siebie nauki. Słowa moje, ale szczerze parafrazuję słowa Autora; jeżeli parafraza niecelna, lub dokuczliwa - proszę o sprostowanie.
Wg. Autora, zepchnięcie to przejawia się w tym, iż zaledwie obskurne żurnale naukowe publikują doniesienia o odkryciu monopoli. W tym, że szkolne podręczniki o nich nie wspominają, co najwyżej z negacją ("nie masz monopoli"). W tym, że równania dotyczące pół magnetycznych podawane sa li tylko w formie wykluczającej istnienie monopoli, zaś nikt nie wskazuje równań, którym monopole wcale nie przeszkadzają.
Wg. Autora, zdania typu "w przyrodzie nie występują monopole" są fałszywe, albowiem w jakichś pracach napisane jest, że występują. Co prawda, jak rozumiem, rzeczy podejrzane o monopolizm są kreowane lub obserwowane w warunkach ekstremalnych - jakaś plazma, lub na odwrót, okolice zera bezwględnego. Ale to też Przyroda.
Wcale się nie wstydzę tego, iż zajrzałem do wikipedii w celu falsyfikacji. Albowiem, zgodziwszy się, że wikipedia nie nadaje się za bardzo do weryfikacji (tzn., jako krynica mądrości), do falsyfikacji - zaprzeczania twierdzeniom - nadaje się wyśmienicie.
Zresztą, zupełnie poprawne twierdzenia tam można znaleźć, choć nie polecałbym nikomu opierać swoich studiów o wikipedię. Ale jak kto ma co w głowie, może śmiało zaglądać. Ach, musi się nie bać zgryźliwych, którzy zarzucą, że "2+2=4" to bzdura, bo tak napisała wikipedia, i dopiero wtedy to twierdzonko stanie się prawdą, gdy zapisane zostało w grubej księdze, najlepiej zakurzonej, najlepiej wydanej za Sasa, ze złotymi literami na grzbiecie.
I cóż, proszę wycieczki, widzimy w gablotce "magnetic monopole"? Proszę państwa, "monopole" po angielsku to liczba pojedyncza, proszę czytać poprawnie, bez "e" na końcu! Przypadkiem, "pole" pisane z małej litery oznacza "słupek", zaś z dużej - "Pole" - Polaka, jako takiego. Co to Polak? Proszę zajrzeć do Nowych Aten.
Dlaczego "pole" tłumaczy się na polski jako "biegun"? Przecież słupki są proste, a bieguny krzywe! Muszą być krzywe, bo inaczej konik na biegunach nie miałby sensu. Ależ miałby, bo dlatego bieguny nazywają się biegunami, by dziecko sobie mogło wyobrazić, że koń biegnie. A co, proste bieguny zakazywałyby wyobraźni? Tłumacząc na angielski - "rocking horse", i z powrotem na polski, wychodzi "koń ruchany", albowiem "rock" - to "ruch". So jest słuszniejsze, bo rzecz w ruchu, nawet bujaniu, a nie w sposobie jego wywoływania. Ot, sympatyczny (tym razem) polski parsprototyzm....
Wycieczko - nie zawracać głowy! "Pole" tak naprawdę wcale nie znaczy "słupek" lub "kijek", tylko "koniec kijka," i cały szkopuł w tym, by znaleźć kijek z jednym końcem! Anglosi - też parsprototosi.
Co widzimy w gablotce? Oj, mnóstwo. Historyjki z historii, zestawiania praw i wzorów zainteresowanych - w jednej kolumnie bez monopoli, w drugiej - z monopolami. Referencje do najnowszych odkryć, publikowanych w takich obskurnych żurnałach jak "Nature" lub "Science" (2009). No tak, to obskurne żurnały, bo niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. No, niedostępne online, ale w jakichś bibliotekach prenumerują. Ale kto ma czas i ochotę wsiadać w pociąg i wołać "konduktorze łaskawy, zawieź nas do Warszawy" (lub do Wrocławia albo Krakowa)?
Wiemy wszak, że "PKP - to kompletny rozkład jazdy"! (H.Steinhaus).
Ale przecież istnieją omówki, jak Science Daily, gdzie skrótliwie (w skrócie dla kłótliwych) rzecz wyjaśnią i obrazkiem zilustrują. O, takim:
Omówki dowodzą, że Autor nie ma monopolu na monopol!
Inne tematy w dziale Technologie