To jest dziwne. Telewizji nie oglądam, publicystyki politycznej nie czytam, dywagacje na tematy polityczne mnie po prostu nie i n t e r e s u j ą. Emocji politycznych nie odczuwam, ot, kalibru kibicowania na Mundialu, gdzie zawsze jestem za słabszym... Jak by nie wyszło - liczą się tylko własne "survival skills", a tych przez wiele gorszych i lepszych lat człowiek się zdążył nauczyć.
Przyznaję wszak, że czytuję "Kuriera z Munster" - głównie z powodu niskiego nasycenia emocją i braku epiteciarstwa, choć tylko co którąś notkę, bo człowiek nie maszyna, nie jest w stanie sprostać.
Mam wrażenie, że mój komentarz sprzed kilku dni miał wpływ na pewną notkę, albowiem zawiera ona polemikę z jakby moją tezą, iż Kaczyński wcale nie chciał zostać prezydentem. Dodam więcej - nie chciał stawać w szranki wyborcze!
Analogie "bitewne", używane w politycznych analizach (a.k.a. zbiory opinii), są niewątpliwie barwne i kuszące. Podobnie, analogie z grami planszowymi jak szachy czy go, albo karcianymi jak brydż lub poker - zwłaszcza poker.
Ale to tylko analogie! Trafiają one może w jakiś fragment obrazu. ale przybliżając ów - zaciemniają pozostałe. W prawdziwej bitwie, ze strzelaniem i bombardowaniem - ponoszone sa straty, giną ludzie, dewastowane sa losy nie tylko poległych, ale ich rodzin - domy i środki do życia. Hm... zdaje się, zaczynam wyjaśniać oczywiste...
Ale, dokładnie z tego oczywistego powodu - analogia upada!
W owej "bitwie wyborczej", nie traci się ludzi ani zasobów - tylko zyskuje. Przed wyborami, Kaczyński mógł się opierać jedynie na zgadywankach własnych, "eksperckich", lub sondażowych - by szacować moc lub słabość swego elektoratu. A teraz poznał ów dokładnie.
Poznał jego strukturę. Poznał też zasięg i strukturę elektoratu partii przeciwnej.
Jeżeli porównywac do szachów - ruch podobny do oddania wieży czy laufra dla ważniejszego celu, którym jest danie mata przeciwnikowi. Prezydent pewnie by się zasmucił lub wręcz obruszył porównaniem do laufra, i wołałby - ja to hetman. No dobrze, niech będzie nawet król... ale nie hetman. Króla należy bronić, ale jako figura w szachach mizerne ma możliwości.
Takie to są szachy - gdzie chodzi o to, by zostać hetmanem, a o króla mniejsza.
Ważne też było przekonanie się, jaki impakt miała tragedia smoleńska, i czy ona sama - bez grania nią, i bez wzmacniania jej - wystarczyłaby. Okazało się, że sama nie wystarczy. To ważka wiedza.
Zaktywizowanie się choć części elektoratu i konkret deklaracji poparcia - czy to mało?
Dalej, co różni rzeczywistość od gry? Znowu oczywistość - nawet tautologia; co realne - jest naprawdę, gra - jest na niby.
Jarosław Kaczyński stanął do wyborów, bo musiał. Wbrew swemu stanowi ducha, wbrew zmaganiu się z osobistą tragedią, wbrew swoim celom. Udział, nie zwycięstwo, uczynił celem. Nie forsował swych możliwości, choć mógł był. Jego przeciwnik jednak musiał forsować, i nawet to czynił. Nie zrezygnował z publicznej funkcji marszałka Sejmu, która mu pozwalała pokazywać się w dodatkowym czasie w TV by współczuć na ekranie i osobiście powodzianom na przerwanych wałach - za darmo, za friko. Nie ma prawa, które by nakazywało rezygnację z wykorzystania benefitów stanowiska.
Jest natomiast honor - ale go nie stało.
A teraz i w najbliższej przyszłości - niezbyt pomocny przymus wykazania się sprawnością, przy wszystkich atutach niby w ręku - i to nagle, po okresie marazmu. Pochopność jest gwarantowana, i już została wykazana. Pochopność - matką błędu. Ten będzie wytknięty i wskazany, jeżeli nie odczuty dotkliwie przez wyborców.
W kampanii - Kaczyński zyskał wiele. Oczywiście - zakładajac, że tak chciał, że tak planował.
Inne tematy w dziale Polityka