tichy tichy
2025
BLOG

słowa, słowa, słowa

tichy tichy Kultura Obserwuj notkę 112

Ostatnio Salon buzuje słowami. Rzadko przedtem tyle słów naraz widziałem.

Słowa ważne, słowa duże, słowa grzmiące, słowa sprawcze. I inne, ale ich nie wspomnę.

A mnie często pociągają raczej słowa maluśkie, uboczne, niszowe...  Teraz - tym bardziej, przez zmęczenie i powtarzanie.

Są słowa nieprzetłumaczalne, niestniejące, choć pojęcia im odpowiadające istnieją. Lecz istnieją jakby słabo, trzeba dopiero opowiedzieć własnemi słowami, co znaczą, choćby z grubsza i mniej więcej...

Kilka blogów temu użyłem angielskiej kalki językowej "ewidencja", bo po prostu brakło mi polskiego odpowiednika angielskiego evidence. Ależ mi się dostało! Prominentny dziennikarz - pierwsze zstąpienie takowego na moje skromne niwy  - nie omieszkał mnie srogo obsztorcować, choć - z pobłażliwością należną maluczkim - zalecił nabycie słownika.... Ludzki pan.  Pewnie myślał, żem nigdy nie wyrabiał meldunku pod tabliczką "Ewidencja ludności".

Brak słowa - brak desygnatu, przynajmniej powszechnie. Dotkliwie to było widać w stachanowskiej wręcz produkcji wszelkiej maści teorii spiskowych po kwietniowej katastrofie. Czy może być na odwrót? Oczywiście, odzieranie słów ze znaczeń jest ulubionym zajęciem słowowładców. Dokładnie tak Orwell rozumiał Nowomowę - Newspeak - nie tworzenie nowych słów, tylko uśmiercanie starych - w kolejce względem zagrożenia nimi.

Ale, ale - robi się ponuro i pompatycznie.

Więc zostawmy to innym, i na inne okazje (gwarantuję - będą!). Kilkadziesiąt minut temu, czytając Pani Łyżeczki wpis o zielonych wzgórzach Rzeszowa, wpadł mi w oczy fragment motta. O!  - wpis Pani Łyżeczki był zupełnie, ale to zupełnie o czymś innym, a wzgórza grały zaledwie marginesową rolę.  W motto pisze "żadna ze mnie kura domowa".

Czy uwierzycie, że raz napisałem sążnisty komentarz o kurze domowej? Tego komentarza już nie ma, nawet owego blogu nie ma. Ach, ile to komentarzy napisałem pod blogami już nie istniejącymi... Po co? Czy też, po kiego?

Nie, ten blog istnieje wciąż, albowiem Autorka przekopiowała ów w całości - minus komentarze (te - na śmietnik) - na blogspot. Łatwo owe kopie znaleźć, posługując się poniższym cytatem:

"Kura, sama w sobie jest bardzo kochanym, ciepłym i opiekuńczym, wdzięcznym ptaszyskiem, które z wielką miłością i zaangażowaniem troszczy się o mieszkańców pieczołowicie prze siebie uwitego gniazdka.A więc panie, które przyjmują w życiu rolę kury domowej zasługują tylko na słowa uznania."

Ów fragment (i jego otoczka) wywołał u mnie silną reakcję alergiczną, niemal anafilaksję. Komentarz zniknął, a było ich nawet wiecej. Trzymam je w archiwum i poniżej zamieszczam, ze stylistycznymi poprawkami koniecznymi po dwóch latach (plus link i obrazek).
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

misnomer

Kura nie "troszczy się o mieszkańców pieczołowicie prze siebie uwitego gniazdka".

Kura nie wije gniazdka. Kura jest zagniazdownikiem. Dlatego nazywa się "domowa", bo nie występuje ani w lesie, ani na polu, ani nigdzie - poza domem. Ot, misnomer.

Symbolem i archetypem powinny być ptaki naprawdę wijące gniazdka i autentycznie troszczące się o jego mieszkańcow, takie jak orlice lubi słowiczyce ("Płacze pani słowikowa w gniazdku na akacji...").

Wiele kobiet może i powinno powiedzieć - "Tak - jestem orlicą domową, i dumną z tego".

orlice i stereotypy

O jaskiniowej przeszłości naszego gatunku wiemy niewiele. Ów przypuszczony [kobieta jako służebnica - 2010] - prawdopodobnie był typowy dla H. Neanderthalis, ale - by spytać - nie masz ich czemuś pod ręką. Podobnie jak w świecie zwierząt, wśród Homo Sapiens istnieje multum rozwiązań rodzinnych. Na przykład, lwice polują, karmią lwiątka i wygrzewające się na słońcu lwy. Gdy trzeba, wylizują się same. Wilki polują wspólnie, wraz z wilczycami. Opisany model "pana i władcy" to raczej u drobiu tylko.

Do tanga trzeba dwojga (stare, dobre cliche).

Jakby się kto dziwował, skąd u mnie takie odwrócenie - - to przecież proste. Mam dwie córki.

A wracając do "orlicy"... Forma "słowiczyca" zgrzytnęła jak gwóźdź po szkle. Im dalej od człowieka, tym mniej rozróżnienia płci lub rodzaju w języku. Wśród ptactwa (pomijając domowe), mamy orlicę, łąbędzicę, i gołebicę (nic innego mi do głowy nie przychodzi, bez ryzyka zgrzytu). "Gołębica" ma - chyba - korzenie biblijne, a te dwie pierwsze? Z Puszkinowskiej bajki o carze Sałtanie?? Tylko w połowie. "Orlica" tamże była, i takoż wiernie przetłumaczył Brzechwa, zaś "łabędzicę" poeta wprowadził na własną rękę.

Puszkin:
"И царица над ребенком,
Как орлица над орленком;
"


Brzechwa:
"A caryca nad dziecięciem
Jak orlica nad orlęciem.
"

Ciekawe, jak inni narodowie sobie radzą...

Francuzom jeszcze dobrze, bo mają odpowiednie przedimki:
"La jeune reine défend,
Telle une aigle, son enfant,
"

A Anglicy? Tłumacz, Louis Zelikov, uratował płeć i rodzaj za cenę odważnego acz ryzykownego rymu:
"Like a mother eagle, she
Guarded him most jealously;
"

Na koniec, znowuż o zwierzęcych stereotypach. Że też nawet w bajce! Najpierw, Puszkin pokręcił, pisząc, iż łabędzicę atakował "коршун", czyli po naszemu "kania", albo "kite" (Milvus). Te nieduże ptaki, jeżeli już, atakują najwyżej martwe łabędzie. Z akcji bajki wynika, iż łabędzica absolutnie nie była martwą, bo by przecież nie mogła stać się księżniczką. Dalej, Brzechwa nazywa kanię - "sępem"!

I tak - te i podobne bajki, pokręcone nieznajomością rzeczy, wpadają w podświadomość i współtworzą przedziwne schematy, których przykłady widzimy co raz.

tichy
O mnie tichy

tichy jaki jest każdy widzi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (112)

Inne tematy w dziale Kultura