Na salonowym blogu Klubu Jagiellońskiego pojawił się fragment eseju prof. Jadczyka pt. "Komu ufać", całość którego ukazała się w papierowym wydaniu kwartalnika „Presje”.
Kanwą notki jest historia pewnego artykułu z dziedziny położnictwa i ginekologii, opublikowanego w prestiżowym, rankowanym czasopiśmie. Artykuł przedstawił wyniki badań, iż zdalne modlitwy, nawet na innym kontynencie, zwiększają sukces zapłodnienia in vitrio o 100%, podczas gdy same naukowe metody - tylko o 16%. Eksperyment został przeprowadzony w Korei.
strona główna: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/11584476
całość: http://web.archive.org/web/20021020020858/http:/www.reproductivemedicine.com/Features/2001/2001Sep.htm
Historia tego artykułu jest fascynująca - z powodzeniem mogłaby służyć jako podstawa scenariusza sensacyjnego filmu. Jeszcze dwa dni temu – nic o tym nie wiedziałem. Notka stała się inspiracją do przyjrzenia się bliżej. Fakty – niby te same, ale konkluzje odmienne od tych w notce, będącej częścią większej całości.
Poczatkowo było trzech autorów. Trzeci z nich, Rogerio A. Lobo, doktor medycyny, prominentny naukowiec z prestiżowego Columbia University, był wynoszony pod niebiosa przez własną uczelnię, skądinąd kuźnię noblistów, i stał się celebrytą w różnej maści telewizyjnych talk shows. W 2004 prasa wyłowila kilka smacznych (lub raczej - niesmacznych) detali, w wyniku czego ów Dr. Lobo usunął swe nazwisko z listy autorów. Okazało się też, że drugi z pozostałych autorów, Daniel Wirth - to kryminalista, póżniej skazany na 5 lat wiezienia za oszustwa, wyłudzenia, kradzież identyczności. Pierwszy zaś - Koreańczyk Kwang Cha, tłumaczył koreańskie prace innych autorów – m.in., swojego doktoranta, i publikował po angielsku jako swoje.
O bulwersujących detalach można przeczytać dokładniej w dwóch publikacjach innego naukowca.. Bruce Flamm - specjalista w dziedzinie położnictwa i ginekologii - jest profesorem na Uniwersytecie Kaliforni w Irvine. Artykuły zamieścił na łamach internetowego czasopisma Skeptical Inquirer, wydawanego przez CSI - Committee for Skeptical Inquiry
The Bizarre Columbia University ‘Miracle’ Saga Continues. Follow up. (2005)
(pierwszy akapit zawiera hiperlink do części pierwszej).
Przeczytawszy, polecam dwuczęściowy wywiad z prof. Flammem (druga część jest rzetelnie linkowa - zawarte są jasne hiperlinki do pierwszej części, do kontrowersyjnego artykułu, etc.)
Autor notki Klubu Jagiellońskiego przytacza tę niesmaczną historię- tak to odbieram - jako archetyp nauki, to znaczy - jej mainstreamu. Dalej - jako typowe przedstawia różne - może mniej sensacyjne, lecz bardziej dokuczliwe - przekręty i patologie, którymi trapiona jest współczesna nauka - klanowość, zawiść, podgryzanie, plagiaryzm, etc. (moja parafraza).
Trudno zaprzeczyć istnieniu takich zjawisk. Jednak, według mnie, z nauką - to tak, jak z demokracją. Nie jest wolna od patologii, ale nikt nic lepszego nie wymyślił.
Przy tym, ważne jest pytanie, czy te negatywne zjawiska - to standard, typowość, czy też margines. Wydźwięk notki jest taki - w moim odbiorze - iż to pierwsze: patologia dominuje. Autor pyta:
"...jak instytucje naukowe mogą w ogóle przyczyniać się do postępu w nauce?"
I odpowiada słowami Richarda Miltona:
"...wiele z tych instytucji w samej rzeczy nie przyczynia się do postępu w żaden sposób. Ich działanie odbywa się wewnątrz i na obrzeżach zastanego paradygmatu, którego granic broni."
Stąd -pytanie tytułowe nabiera znaczenia. Autor radzi:
"Odpowiedź na to pytanie jest taka sama jak w przypadku gdy zasięgamy opinii lekarza. Wiemy, że w trudnych sytuacjach należy wysłuchać opinii drugiego, trzeciego, czasem czwartego lekarza. Diagnozy bardzo często będą się różnić, różne będą też zalecane metody leczenia. Z nauką jest podobnie."
I tak jest nie tylko z nauką, z mówieniem o nauce - również. Chwilę wcześniej zastanowiło mnie, dlaczego zdanie jakiegoś Richarda Miltona ma być ważne. Nazwisko skądś znałem, lecz nie byłem pewny, gdzie je widziałem. Chwila sieciowych poszukiwań przynosi dwóch ludzi o tym samym imieniu i nazwisku. Jeden, to amerykański logik i filozof. Mainstream. Więc - to nie ten. Drugi - to brytyjski dziennikarz i publicysta, propagator zimnej fuzji, zwolennik alternatywnej medycyny, homeopatii, zjawisk paranormalnych, psychokinezy, etc. Tak, niewątpliwie - to ten.
Pytanie "komu ufać" - żeby było praktyczne, nie tylko retoryczne - musi mieć następnik: "Powiedzmy, ten... Czy ufać mu?" Tu - Richardowi Miltonowi... Ufanie jest uczuciem indywidualnym, choć można się nim podzielić. Dzielę się więc: nie, ja temu Richardowi Miltonowi nie ufam.
Bruce Flamm - temu ufam, choć nie od razu – dopiero po lekturze jego wypowiedzi. Twierdzę więc, że to nie nauka jest przestępcza lub nieetyczna w swej działalności, i odmawiam przyjmowania takich opinii li tylko na przykładzie oburzających przypadków. Nauka stała się ofiarą – zas reakcją na to: oskarżać ofiarę.
Myślę, że nieszczęsny R. Lobo – też jest ofiiarą. Zresztą, poniósł karę: został zdegradowany – ustąpił z kierowaniczego stanowiska (tak to oficjalnie się nazywa). Plamy na reputacji już nigdy niczym nie wywabi. Lecz, nie widac innych przekrętów w jego – mimo wszystko - pożytecznej karierze.
Konkluzja eseju – „alternatywna nauka” jest polecanym panaceum na bolączki i przekręty... Niech każdy zdecyduje sam, lecz też niech się zastanowi – tak, miłość bywa sprzedajna i fałszywa, lecz czy szukać przez to należy miłości alternatywnej? Religia i wiara bywa bez skrupułów wykorzystywana przez swoich niegodnych przedstawicieli. Czy alternatywą jest kult i New Age?
W końcu, czy zatrucie się jedzeniem – a komu się nie zdarzyło? - wymaga, byśmy przestali jeść lub zaczęli się odżywiać czystą energią?
Inne tematy w dziale Technologie