tichy tichy
95
BLOG

cherchez le Flamm

tichy tichy Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Na salonowym blogu Klubu Jagiellońskiego pojawił się fragment eseju prof. Jadczyka pt. "Komu ufać", całość którego ukazała się w papierowym wydaniu kwartalnika „Presje”.

Kanwą notki jest historia pewnego artykułu z dziedziny położnictwa i ginekologii, opublikowanego w prestiżowym, rankowanym czasopiśmie. Artykuł przedstawił wyniki badań, iż zdalne modlitwy, nawet na innym kontynencie, zwiększają sukces zapłodnienia in vitrio o 100%, podczas gdy same naukowe metody - tylko o 16%. Eksperyment został przeprowadzony w Korei.

strona główna: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/11584476

całość: http://web.archive.org/web/20021020020858/http:/www.reproductivemedicine.com/Features/2001/2001Sep.htm

Historia tego artykułu jest fascynująca - z powodzeniem mogłaby służyć jako podstawa scenariusza sensacyjnego filmu. Jeszcze dwa dni temu – nic o tym nie wiedziałem. Notka stała się  inspiracją do przyjrzenia się bliżej. Fakty – niby te same, ale konkluzje odmienne od tych w notce, będącej częścią większej całości.

 Poczatkowo było trzech autorów. Trzeci z nich, Rogerio A. Lobo, doktor medycyny, prominentny naukowiec z prestiżowego Columbia University, był wynoszony pod niebiosa przez własną uczelnię, skądinąd kuźnię noblistów, i stał się celebrytą w różnej maści telewizyjnych talk shows. W 2004 prasa wyłowila kilka smacznych (lub raczej - niesmacznych) detali, w wyniku czego ów Dr. Lobo usunął swe nazwisko z listy autorów. Okazało się też, że drugi z pozostałych autorów, Daniel Wirth - to kryminalista, póżniej skazany na 5 lat wiezienia za oszustwa, wyłudzenia, kradzież identyczności.  Pierwszy zaś - Koreańczyk Kwang Cha, tłumaczył koreańskie prace innych autorów – m.in., swojego doktoranta, i publikował po angielsku jako swoje.

O bulwersujących detalach można przeczytać dokładniej w dwóch publikacjach innego naukowca.. Bruce Flamm - specjalista w dziedzinie położnictwa i ginekologii  - jest profesorem na Uniwersytecie Kaliforni w Irvine. Artykuły zamieścił na łamach internetowego czasopisma Skeptical Inquirer, wydawanego przez CSI - Committee for Skeptical Inquiry

The Bizarre Columbia University ‘Miracle’ Saga Continues. Follow up. (2005)

 (pierwszy akapit zawiera hiperlink do części pierwszej).

Przeczytawszy, polecam dwuczęściowy wywiad z prof. Flammem (druga część jest rzetelnie linkowa - zawarte są jasne hiperlinki do pierwszej części, do kontrowersyjnego artykułu, etc.)

 Autor notki Klubu Jagiellońskiego przytacza tę niesmaczną historię- tak to odbieram - jako archetyp nauki, to znaczy - jej mainstreamu. Dalej - jako typowe przedstawia różne - może mniej sensacyjne, lecz bardziej dokuczliwe - przekręty i patologie, którymi trapiona jest współczesna nauka - klanowość, zawiść, podgryzanie, plagiaryzm, etc. (moja parafraza).

Trudno zaprzeczyć istnieniu takich zjawisk. Jednak, według mnie, z nauką - to tak, jak z demokracją. Nie jest wolna od patologii, ale nikt nic lepszego nie wymyślił.

Przy tym, ważne jest pytanie, czy te negatywne zjawiska - to standard, typowość, czy też margines. Wydźwięk notki jest taki - w moim odbiorze - iż to pierwsze: patologia dominuje. Autor pyta:

"...jak instytucje naukowe mogą w ogóle przyczyniać się do postępu w nauce?"

I odpowiada słowami Richarda Miltona:

"...wiele z tych instytucji w samej rzeczy nie przyczynia się do postępu w żaden sposób. Ich działanie odbywa się wewnątrz i na obrzeżach zastanego paradygmatu, którego granic broni."

Stąd -pytanie tytułowe nabiera znaczenia. Autor radzi:

"Odpowiedź na to pytanie jest taka sama jak w przypadku gdy zasięgamy opinii lekarza. Wiemy, że w trudnych sytuacjach należy wysłuchać opinii drugiego, trzeciego, czasem czwartego lekarza. Diagnozy bardzo często będą się różnić, różne będą też zalecane metody leczenia. Z nauką jest podobnie."

I tak jest nie tylko z nauką, z mówieniem o nauce - również. Chwilę wcześniej zastanowiło mnie, dlaczego zdanie jakiegoś Richarda Miltona ma być ważne. Nazwisko skądś znałem, lecz nie byłem pewny, gdzie je widziałem. Chwila sieciowych poszukiwań przynosi dwóch ludzi o tym samym imieniu i nazwisku. Jeden, to amerykański logik i filozof. Mainstream. Więc - to nie ten. Drugi - to brytyjski dziennikarz i publicysta, propagator zimnej fuzji, zwolennik alternatywnej medycyny, homeopatii, zjawisk paranormalnych, psychokinezy, etc. Tak, niewątpliwie -   to ten.

Pytanie "komu ufać" - żeby było praktyczne, nie tylko retoryczne - musi mieć następnik: "Powiedzmy, ten... Czy ufać mu?" Tu - Richardowi Miltonowi... Ufanie jest uczuciem indywidualnym, choć można się nim podzielić. Dzielę się więc: nie, ja temu Richardowi Miltonowi nie ufam.

Bruce Flamm - temu ufam, choć nie od razu  –  dopiero po lekturze jego wypowiedzi. Twierdzę więc, że to nie nauka jest przestępcza lub nieetyczna w swej działalności, i odmawiam przyjmowania takich opinii li tylko na przykładzie oburzających przypadków. Nauka stała się ofiarą – zas reakcją na to: oskarżać ofiarę.

Myślę, że nieszczęsny R. Lobo  –  też jest ofiiarą. Zresztą, poniósł karę: został zdegradowany – ustąpił z kierowaniczego stanowiska (tak to oficjalnie się nazywa). Plamy na reputacji już nigdy niczym nie wywabi. Lecz, nie widac innych przekrętów w jego  –  mimo wszystko  -   pożytecznej karierze.

Konkluzja eseju –  „alternatywna nauka” jest polecanym panaceum na bolączki i przekręty... Niech każdy zdecyduje sam, lecz też niech się zastanowi  –  tak, miłość bywa sprzedajna i fałszywa, lecz czy szukać przez to należy miłości alternatywnej? Religia i wiara bywa bez skrupułów wykorzystywana przez swoich niegodnych przedstawicieli. Czy alternatywą jest kult i New Age?

W końcu, czy zatrucie się jedzeniem – a komu się nie zdarzyło? - wymaga, byśmy przestali jeść lub zaczęli się odżywiać czystą energią?

tichy
O mnie tichy

tichy jaki jest każdy widzi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Technologie