tichy tichy
210
BLOG

indygnacja, nie frustracja

tichy tichy Kultura Obserwuj notkę 47

Zafrapował mnie następujący fragment z aktualnej notki Elig "I tylko Freemana brak...": "frustracja doszczętnie zeżarła już nieszczęsnego blogera".

Czytałem grudniowe notki Freemana, zaglądałem na jego blog na poczatku stycznia, potem coraz rzadziej, i rzadziej, aż przestałem. Z tej przyczyny trzy ostatnie umknęły mojej uwadze, lecz  w końcu  je przeczytałem, dzięki notce Elig.  Z cytowanym ujęciem nie zgadzam się.

Niewątpliwie, "coś" Freemana "zżera", ale nie jako blogera, i nie w związku z Salonem. Wskazuje na to choćby jego wpis blogowy z 26 stycznia, gdzie diagnozuje - jak to Freeman, bez cackania się ze słowami - ciężką chorobę polskiej sfery medialnej. I w tamtej, i w ostatniej - Salon 24 pojawia sie zaledwie na marginesie.

Patrząc na to, co się dzieje  - co można czuć? Można - patrząc - nie widzieć, lub udawać, że się nie widzi. Można wzruszać ramionami, i robić swoje, znaleźć neutralną i błogą niszę...

Jak nazwać to uczucie, które wielu (niewielu?) ogarnia często  (czasem? ), gdy widzą marnotrawstwo, zło, niesprawiedliwość, podłość?

Frustracja - to poczucie złości, żalu, zniechęcenia, gdy nie można zrealizować jakiegoś celu, gdy plany się walą. A jaki niby miałby być cel Freemana? Powrót na Salon, uczestnictwo w mediach, pochwały z - realnych lub wirtulnych - ust prominentów?

Wolne żarty. Więc co?

Po angielsku, użyłbym słowa indignation, które na polski  tłumaczy się  -  "oburzenie". Niestety, w tym brzmieniu, jest to określenie niecelne, przy tym wyświechtane, wyblakłe. Rzekłbym - jak by Freeman rzekł -  bez jaj.

Od dłuższego czasu prawie nie czytam polskiej prasy, poza szukaniem akurat potrzebnej informacji lub  lekturą specyficznego artykułu, przez kogoś podrzuconego.  Salonowych nawalanek politycznych unikam jak nieszczęścia. Ale samych nawalanek  trudno uniknąć, wybuchają one co raz, podkręcane nieodzownie erystyką i chęcią dołożenia przeciwnikowi. Nie ma tematu, choćby najbardziej niewinnego i sympatycznego, gdzie by nie wisiał ten nawalankowy miecz Damoklesa. Taki zwyczaj nastał, gdy oponent w dyskusji - posiadacz innej opinii, jest ustawiany jako przeciwnik, i traktowany bez skrupułów.

A jeszcze kilka lat temu dzień rozpoczynałem od przeglądu polskich dzienników, ba! - nawet w piżamie, siorbiąc kawę lub myjąc zęby. Na dobranoc zaglądałem - co też ciekawego tam napisali... Nawet do salonu przywabiły mnie - o paradoksie! -  blogi polityczne, na przykład - kataryny i Haribu.

A dziś? To co czuję, jest słabsze - raczej niesmak niż "oburzenie". Nie zżera mnie, ale uwiera jak cierń.

Może też jestem "nieszczęsny"... Ale za nic w świecie nie chciałbym zostać "szczęsnym".

tichy
O mnie tichy

tichy jaki jest każdy widzi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (47)

Inne tematy w dziale Kultura