Od kiedy go mam, wciąż się grzał - Intel inside. Dwie-trzy godziny - i już gorący jak brazylijska noc. Nawet ostrzeżenia się pokazywały, wyłączał się. Ze strachu i sam wyłączałem, czekając by ostygł.
Aż kilka tygodni temu jeden dzieciak poradził... ołówki.

Ot - podlożyć. Takie zwykłe, niekoniecznie zastrugane. Raczej nie okrągłe, lepiej sześciokatne. Oczywiście - dwa co najmniej, lepiej trzy, lub więcej. Na poczatku laptop się trochę tacza, więc za mocno w klawisze nie można uderzać, trzeba wyczuć.
Kota pogonić, gdy się ociera.
Na tych ołówkach leżąc wciąż pozostaje letni, godzina za godziną.
Inne tematy w dziale Technologie