Wcześniej czy później ktoś gdzieś i zawsze przywoła Wittgensteina i jego Tractatus, jako odwołanie ostateczne i niepodważalne. Albowiem napisane tam jest „To, co jest faktem — fakt — jest istnieniem stanów rzeczy.” Czasami – rzadziej – ludzie odwołują się choćby do „Pana Tadeusza”, albowiem napisane tam jest „idąc, kłaniał się damom, starcom, i młodzieży”...
Jak to, zawoła ktoś, przecież jest różnica, to pierwsze – to traktat, to drugie – to poemat!
Czyżby?
Twierdzę, że jedno i drugie należy do tej samej kategorii ludzkiej twórczości – poezji. Jedno i drugie jest pewnym obrazem rzeczywistości, czy bardziej realnym, czy bardziej abstrakcyjnym. Wiemy, że poezji jest tak wiele, jak wiele jest jej odbiorów. Czasami odbiór bywa łatwy, lecz przeważnie trzeba się dobrze namęczyć.
Każde odczytywanie wymaga wyobraźni. A cóż to jest wyobraźnia? Dyskusje się co raz toczą, jak zwykle szybko podgrzewając się sporami o wyższości nad niższością – choćby wyobraźni nad myśleniem, czy na odwrót. A przecież wyobraźnia – to li tylko kreowanie obrazów. Rzecz sama w sobie ani lepsza, ani gorsza – rzecz w obrazach wykreowanych. Te dopiero mogą być gorsze lub lepsze.
Czy można wyjaśniać pojęcie, rozbierając słowo doń się odnoszące na części i śledząc jego historię? Weźmy dla przykładu słówko „błąd”. Dlaczego politycy tak niechętnie przyznają się do błędu? To proste. W pradawnym polskim – a przynajmniej w staro-cerkiewno-słowiańskim – słowo to oznaczało „nierząd”. A jeszcze do niedawna określenie „kobieta bładząca” oznaczało – no, co oznaczało? Wcale popularny rusycyzm „blat’” (wciąż znajduję jego odmiany – „zblatowani politycy”) ma ten sam źródłosłów...
Labirynt nazywano błędnikiem. Błędnik – ten organ równowagi w uchu, wyglądający jak labirynt, po łacinie zwany jest... labiryntem. W wielu językach – też. Po polsku inaczej, bo po polsku musi być inaczej, ponieważ Polacy nie Gęsi.
Zostawmy te błądzenia na boku... Dlaczego Tractatus Wittgensteina to raczej Poematus? To dość proste pytanie. Dlatego, że rzeczy i pojęcia nie są ostro zdefiniowane, odwołują się raczej do wyobraźni i osobistych możliwości czytelnika. Ba! Odczytywanie zależy istotnie od języka, na który traktat-poemat został przetłumaczony. Na przykład, Wittgensteina "sinnvolle" tłumaczone jest raz "with a sense" [guttenberg], raz "significant" (Ogden).
Nie ma linku do polskiego tłumaczenia z prostego powodu, ze nie znalazłem, ani nikt mi nie podał. Fragmenty – autorstwa profesora (belwederskiego filozofii) Wolniewicza – przytoczył Komentator – ``mankomaniak’’. Na przykład:
6.233. Na pytanie, czy przy rozwiązywaniu zagadnień matematycznych potrzebne są dane naoczne, należy odpowiedzieć, że dostarcza ich właśnie język.
6.2331. Naoczność tę daje właśnie proces rachowania.
Matematyczne punkty wittgensteinowe łatwo wpadają pod obstrzał, bo zawierają wiele kluczowych pojęć, których rozumienia drastycznie się różnią.
1. Liczenie, rachowanie, L.W. (niem.) - Rechnung, ang. - calculating, calculation;
2. Intuicja („dane naoczne” wg. Wolniewicza), L.W. (niem.) - Anschauung, ang.- intuition;
3. Eksperyment, L.W. (niem.) - Experiment, ang. - experiment.
4. Zagadnienie (wg. Wolniewicza), L.W. (niem.) - Probleme, ang. - problem.
Porównajmy:
[źródło niemieckie]
6.233. Die Frage, ob man zur Lösung der mathematischen Probleme die Anschauung brauche, muss dahin beantwortet werden, dass eben die Sprache hier die nötige Anschauung liefert.
6.2331. Der Vorgang des Rechnens vermittelt eben diese Anschauung. Die Rechnung ist kein Experiment.
[guttenberg]
6.233. The question whether intuition is needed for the solution of mathematical problems must be given the answer that in this case language itself provides the necessary intuition.
6.2331. The process of calculating serves to bring about that intuition. Calculation is not an experiment.
[Ogden]
6.233. To the question whether we need intuition for the solution of mathematical problems it must be answered that language itself here supplies the necessary intuition.
6.2331. The process of calculation brings about just this intuition. Calculation is not an experiment.
Co te słowa znaczą? Skoro zgodziliśmy się, że intepretujemy poemat, moje widzenie jest tak dobre jak i widzenie każdego (to eufemizm, bo w duchu uważam, że moje lepsze). Tak je – takie ich obrazy – widzę:
1.Procedura, choćby czysto formalna – i często taka, której wynik jest zdeterminowany (ten sam „input” prowadzi zawsze do tego samego „outputu”, jak by kto nie kręcił);
2. „Widzenie” - wgląd, rozumienie, odniesienie się do znanych uprzednio pojęć, lub tworzenie nowych odniesień;
3. Doświadczenie - poddane rygorom choć jakiejś kontroli lub ścisłości, lecz w tych samych okolicznościach możliwe sa różne wyniki (ten sami input, lecz w dwóch doświadczeniach output może być różny - aż nawet „na dwoje babka wróżyła”).
4. Dodane wcześniej - „der mathematischen Probleme”, ani nie temat ani nie kwestia, tylko ścisłe matematyczne pytanie.
Przy okazji, te dwa odmienne znaczenia słowa „doświadczenie” w języku polskim trzeba dopiero wyczytać z kontekstu. Niemiecki i angielski jest precyzyjniejszy - niem. Experiment / Erfahrung, ang. experiment / experience. Stąd kalka językowa - tyle że Wolniewicz tu akurat kalkuje, gdzie indziej polonizując.
Dla odmiany, język angielski mocno sugeruje konieczność liczb; czy niemiecki również - nie wiem. Natomiast w języku polskim słowo „rachunek” i jego krewniacy występują bardzo często w sytuacjach nieliczbowych - gdy liczby ani nie sa konieczne, ani się nie pojawiają.
Rachunek zbiorów, rachunek zdań, rachunek sumienia, obrachunki z przeszłością, gangsterskie porachunki, porachować komuś kości, człowiek wyrachowany, przerachować się.... Kto da wiecej?
Rozliczenie, rozliczyć się, liczyć się ze słowami, liczyć się z kimś, człowiek nieobliczalny... kalkulacje, kalkulować... Kto da więcej?
W "rachunku zdań" nijak liczby do niczego nie sa potrzebne. No, w "rachunku sumienia" - czasem i owszem, bo gdy na spowiedzi ktoś wyzna grzech, to ksiądz nie omieszka zapytać - "a ile razy zgrzeszyłeś". Jak np. 7 razy kto skłamał, to dostanie lżejszą pokutę, niż gdyby skłamał 17 razy...
Przypuszczam, że profesor Wolniewicz pragnął uniknąć potocznych znaczeń słowa „problem” (na przykład - kłopot, przykrość, wpadka, zimna zupa, obciach), przy tym na „zadania” (nie cele ani plany, ale problemy matematyczne) nie mówiło się ongiś „problemy”. Przez to dopuścił potoczne rozumienia „zagadnień”, które wliczają nawet „gadkę-szmatkę”.
I tym akcentem niemal kończę. Przyznaję, że pewne frazy i akapity zostały auto-splagiatowane – skopiowane z wcześniejszych własnych komentarzy. Chciałbym podziękować dwóm komentatorom poprzedniego wpisu – mankomaniakowi i andsolowi za wątek wittgensteinowski, i za inspirację. Rozkoszne dogryzania starałem się delikatnie i bezstronnie podjudzać. Choć, po czasie – ani z przypisaniem bezstronności, ani delikatności można się nie zgodzić...
Inne tematy w dziale Kultura