Nie tyle polemika, co raczej gorzkawy inny punkt widzenia na rzecz podniesioną przez głos emerytki.
(sugestia techniczna - polecam dwu lub trzykrotne kliknięcie na "zoom" - "powiększ" - Ctrl++ lub Ctrl+++ - zapewniam, że Twe oczy, Czytelniku, będą wdzięczne).
Wywód w notce poniekąd zaprzecza tezie, lub zmienia ją - nie tyle doszło "do rewolucji", co ... do epidemii.
Osobiście, wyciągam wniosek może trywialny - upowszechniać głupio - źle, w przeciwieństwie do upowszechniania mądrego. Pytanie - czy i które nastąpiło?
Nie zawsze istnieje punkt optymalny, John Nash dowiódł że istnieje (w pewnych okolicznościach), i dostał za to Nobla. Gdyby zawsze istniał, jak poniedziałek, to by Nobla nie dostał.
Raczej, jak zauważają komentatorzy, punktu optymalnego nie ma i nie będzie, jak długo uczelnie będą dostawały fundusze od łba. Podobnie, postulaty by podwyższać poprzeczkę, zaostrzać kryteria, etc., na nic się nie zdadzą. Uczelnie nie będa sobie strzelały w stopę. By obsłużyć tę masę, potrzeba pracowników z cenzusem. Ongiś trzeba było 5 lat robić na doktorat? Nie ma sprawy - wystarczą przecież dwa lata. Jako dodatkowa korzyść - ranga uczelni wzrasta, bo wiecej doktorów promuje.
Czy tak się dzieje? Nie wiem. Gdybym miał finansowy nóż na gardle, a zarządzał uczelnią, tak bym robił.
Porównania z USA sa mylące. Raz, że informacje mogą pochodzić od ludzi, którzy li tylko powierzchownie znają sprawy. Dwa, tam mieli dwie setki lat (z czego starzy Europejczycy się wyśmiewają, jak w starym szmoncesie, miasto? 2 tysiące mieszkańców i miasto?) by dotrzeć te swoje systemy. Przy okazji, trzy - bo zapomnę - jest tych systemów bez liku.
Polacy tez niby są starymi Europejczykami, ale mieli w docieraniu systemów kilka przerw, i raczej sa w sytuacji nowonarodzonych. Przy założeniu, że przerwa sie skończyła.
A cztery, to mitów nie brakuje, nawet rozpowszechnianych w dobrej intencji. Sama Autorka pisze
"jak w USA , gdzie do szkół publicznych chodzi prawie wyłącznie biedota z gett, a wszyscy pozostali wolą zastawić dom i posłać dzieci do dobrej szkoły prywatnej lub katolickiej."
Nie to, że to cała nieprawda. Gorzej - częściowa prawda. Częściowe prawdy są bardzo szkodliwe. Jest również w jednym komentarzu link do felietonu, któego autor propaguje system kanadyjski (czy też to, co uważa za system kanadyjski) jako panaceum na polskie bolączki, przy okazji twierdząc, że to system ... "północno-amerykański".
Czesne - pomysł Józefa - czy by pomogło? Pomijam konstytucyjną zagwozdkę. Czy w USA pomaga?
Nie przeszkadza, ale powoduje nacisk na puszczanie słabizny i obniżanie wymogów - płacę więc mi się należy. To, że nie załamało się do zera - to dzięki kontroli instytucji akredytujących i pracodawców, którzy zaraz wyniuchają kiepski towar. Tak, ze jakiś balans istnieje - tam własnie punkt optymalny się ustala. Dlatego się ustala, bo jest nacisk z drugiej strony.
A w Polsce jest?
Czy jest w Polsce zawód "łowców głów" - tj. przedstawicieli firm, którzy zjeżdzają się na uczelnie i konkurują (nawet brzydko) o co lepszych absolwentów?
Woyzeck'a przykład Billa Gates'a i Steve'a Jobs'a - jako tych, co nie pokończyli studiów, a wyszli na swoje a nawet lepiej - jest totalnie na oborot. Ci dwaj nie konkurowali z milionami normalnie wyedukowanych. Oni mieli przed sobą miliony wyedukowanych, włączonych w pracujący system, którzy ich idee mogli podchwycić, i którym ich idee mogły się przydać.
Dokonajmy eksperymentu myślowego, i wyobraźmy sobie Billa i Steve'a, jako Gucia i Stefka (dla przypomnienia, Gucio jest dopuszczalnym tłumaczeniem imienia Willie) z pomysłami, jeden z Oleśnicy (pardon le mot) a drugi z Nowej Huty (pardon le mot). Mają pomysły. I co? Próbują zarejestrowac firmy. W Warszawie oczywiście.
W Warszawie mówią - ale obciach. Burakom firm sie zachciało.
Mimo to, Guciowi się udało, nawet doszedł do jakejś prominencji, ale mu fiskus wsiadł na głowę, i wszystko zabrali, a jemu tylko cudem udało się uniknąć więzienia. Stefek był sprytniejszy, i po pierwszym kopie w d., dał se spokój.
No, i co? Gucio wyemigrował, i po latach mycia maczyń i sprzątania biur dochrapał się stanowiska średniego menedżera w obcym kraju, zaś Stefek ma firmę, która busami wozi ludzi na roboty do Niemiec. Obaj sa zadowoleni.
Wszyscy są zadowoleni.
Inne tematy w dziale Polityka