Od wczoraj na Salonie i w "internetach" niebywałe wzmożenie, od ilości opinii, analiz, poglądów i zwykłego hejtu można dostać kociokwiku i psychicznego rozregulowania. Przeczytałem wczoraj kilka publikacji w temacie " Pawłowicz i reszta" i mam dylemat, bo cenię i lubię notki @Peacemakera, @ Starego Wrocka, cenię także spostrzeżenia, które prezentuje dziś @Hilary2. To zdecydowanie najlepsze notki w tym temacie - chociaż częściowo sprzeczne ze sobą. Trudno bowiem racjom tych Autorów nie przyklasnąć - choćby z powodu rozsądku i trzeźwego umiarkowania wyrażonych opinii. Daje się jednak wyczuć podwyższoną temperaturę tych rozważań, co siłą rzeczy przenosi się na Czytelników i Komentatorów.
Szkoda zatem, że to nie styczeń i nie ma lodu, bo wszyscy nadmiernie rozgrzani niezwłocznie powinni ochłodzić sobie czoła. Nominacje rzeczonej trójki najbardziej znienawidzonych przez opozycję ludzi PiS (plus Macierewicz na marszałka - seniora) - co widać wszędzie - wywołało efekt kuli śnieżnej, która z olbrzymim impetem wpadła w tłum, robiąc niebywałe zamieszanie i panikę. Opozycja wyje, wyborcy PiS są zdezorientowani - jedni - jak Peacemaker, lub @Stary Wrocek są krytyczni, inni twierdzą, że skoro jest wycie, to jest znakomicie.
Jarosław Kaczyński głupcem nie jest - jeżeli wyłożył na stół karty z wizerunkami Piotrowicza, prof. Pawłowicz i prof. Chojny-Duch, to musiał wiedzieć, co po takim zagraniu się stanie. Widać, że podjął ogromne ryzyko, które jest czegoś warte. Czego? Co jest warte tego, żeby położyć na szali głosy centrowej części elektoratu PiS i narazić się na niebywały ostrzał ze strony opozycji i sprzyjających jej antypolskich mediów? Tego do końca oczywiście nie wiem, ale...
Kiedyś byłem wielkim fanem powieści Roberta Ludluma, który stworzył postać super agenta Jasona Bourne'a. Ten perfekcyjnie wyszkolony specjalista od zabijania, dywersji i karkołomnych zadań, miał jedną fundamentalną zasadę: kiedy wokół niego niebezpiecznie zaciskała się pętla wrogów, był otoczony bez szans na ucieczkę, jakimś nieprzewidywalnym działaniem odwracał uwagę wrogów, całkowicie zmieniając optykę - zdawałoby się - beznadziejnej sytuacji.
Brzmi znajomo, prawda? Jarosław Kaczyński zmienił właśnie optykę powyborczej sceny politycznej z niewygodną "republiką banasiową", międoleniem o nowym rządzie, senacie i tradycyjnych już "goownoburzy" różnego rodzaju i kalibru - niewykluczone także, że tym ruchem wyprzedził jakiś kolejny wściekły atak opozycji, który był przygotowywany i o którym prezes się dowiedział. Osiągnął efekt wymarzony - wszyscy tańczą w rytm kankana wokół wyłożonych kart, męcząc się wysiłkiem i zagadką bez odpowiedzi: tańczę, ale po co?
Paradoksalnie Jarosław Kaczyński zyskuje spokój - mimo ogromnej wrzawy. Wrzawy jednak czysto "tanecznej", nad którą ma się pełną kontrolę i można w odpowiedniej chwili powiedzieć: orkiestra stop. Kontrola nad sceną polityczną to jedno, ale to także pokaz siły i jasny komunikat: idziemy na całość i przestajemy być chłopcem do bicia. Koniec polityki nadstawiania drugiego policzka, wynoszenia jak jajeczek z tłumu różnych "diduszków" i cackania się z postępującą anarchią i sobiepaństwem. To jest jasny przekaz: my rządzimy i będziemy rządzić tak, jak chcemy. Ten krok niebywale zmobilizuje "żelazny" elektorat, który po części zawiódł w wyborach parlamentarnych. Elektorat centrowy jakoś to i tak przełknie, a "wahadełka" mogą odejść - przynajmniej jest jasność.
Na koniec jeszcze jedna ważna uwaga. Gdyby PiS zgłosił jakiekolwiek inne kandydatury - nawet ludzi bardzo umiarkowanych i słabo związanych z partią, o nieposzlakowanej opinii i wysokiej fachowości - to i tak byłoby słychać głośne opozycyjne "nie" będące zaczątkiem nagonki fejków, półprawd i insynuacji. Wniosek - to nie personalia mają znaczenie. A skoro tak, to warto zagrać do kankana.
Inne tematy w dziale Polityka