Nie ma już peerelu, a nienawiść do Żołnierzy Niezłomnych trwa w najlepsze. Utrzymująca się w 2019 r. otwarta wrogość części naukowców, trolli i celebrytów oraz działaczy głównie POKO i Lewicy do "Wyklętych” odzwierciedla zamieszkiwanie na jednym terytorium państwowym tradycyjnego narodu polskiego i polskojęzycznej, ale obcej wspólnoty posiadającej polskie dowody tożsamości, która zajęła Polskę pod osłoną stalinowskich czołgów w 1944 r. Najeźdźcy zapuścili w naszym kraju korzenie i rozmnożyli się na kraj cały. W rezultacie dziś trzecie pokolenie AK walczy z trzecim pokoleniem UB.
W Białymstoku to trzecie pokolenie UB podjęło decyzję o odebraniu Zygmuntowi Szendzielarzowi "Łupaszce” patronatu nad jedną z ulic. Hańba. Rada Miasta Żyrardów przywróciła nazwę ulicy Jedności Robotniczej, która do tej pory nosiła nazwę Generała Nila-Fieldorfa. Hańba. W Gąbinie zdewastowano pomnik Henryka Jóźwiaka ps. "Groźny”, akowca poległego w walce z grupą operacyjną UB w 1946 roku. Pomnik został odsłonięty zaledwie miesiąc temu. To nie są nic nie znaczące incydenty, to jest zaplanowana i przeprowadzana z pełną premedytacją akcja mająca na celu podważanie polskiej polityki historycznej wznowionej tak naprawdę w 2015 roku. To powrót do polityki historycznej, której w czasach rządów Tuska zwyczajnie nie było - ponieważ zwijanie historii i tradycji narodowych było żelaznym punktem działań Platformy Obywatelskiej, która z Polski chciała uczynić państwo kosmopolityczne, żeby nie napisać neokolonialne.
"Naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości, staje się wkrótce narodem bez ziemi, narodem bezdomnym, bez przyszłości. Naród, który nie wierzy w wielkość, i nie chce ludzi wielkich, kończy się". Te słowa kardynała Stefana Wyszyńskiego wszystko właściwie wyjaśniają. O to chodzi tym "obcym", którzy zdołali zadomowić się w naszej Ojczyźnie, znieść jaja i wyhodować dwa następne pokolenia. Wyssali oni z mlekiem matek zajadłą nienawiść do polskości. Wzbudza ona wrzaski, gdy czcimy naszych bohaterów i okazujemy przywiązanie do naszej tradycji. Gdy czcimy pamięć "Wyklętych”, to lżą ich oskarżeniami, że byli "mordercami”, "wyrzutkami społecznymi, nierobami i frustratami”, a upamiętnianie ich w nazwach ulic i placów stoi im kością w gardle - działa jak woda święcona na diabła, albo czosnek na wilkołaka.
"Przywrócimy stan prawny sprzed uchwalenia ustawy dezubekizacyjnej z grudnia 2016 roku” - zapowiedział jakiś czas temu lider PO Grzegorz Schetyna. Ten sam Schetyna de facto w wyborach do Europarlamentu reaktywował PZPR - co tym bardziej widać po wyborach parlamentarnych. Jakże wymownie brzmią słowa Włodzimierza Czarzastego, przewodniczącego Lewicy, który skomentował słowa Władysława Frasyniuka o pokonaniu komunistów. "Drogi Władysławie Frasyniuku! Żeście komunistów pokonali? No nie. Wyście się z nami, k****, przy Okrągłym Stole i 4 czerwca 1989 r. do-ga-da-li”. W tym kontekście nie jest przypadkiem, ani "wybrykiem natury", że na polityczne salony wypłynęły ponownie takie komunistyczne persony jak Cimoszewicz, MIller czy Senyszyn. I nie jest przypadkiem wypowiedzenie wojny "Wyklętym" właśnie teraz, kiedy Lewica zmartwychwstała i coraz częściej słychać zapomnianą już retorykę peerelu.
Nie ma w Polsce większego skansenu komuny niż samorządy. Jej korzenie wrosły w lokalne układy jak perz, który można wyrwać tylko z korzeniami. Do tego dochodzi polityka UE, która finansuje rozwój regionalny i spójność terytorialną za pośrednictwem funduszy strukturalnych. Wydany jeszcze w 2014 roku Manifest samorządów lokalnych i regionalnych (CEMR), które stanowią przybudówkę międzynarodowej organizacji Zjednoczonych Miast i Władz Lokalnych, przewiduje dalszą emancypację od władz centralnych w celu przyspieszenia rozpadu państw i federalizacji w ramach UE. CEMR chce Europy komunistycznej, opartej na zasadach Altiero Spinelliego."Samorządy lokalne i regionalne pragnące zjednoczonej Europy wzywają przyszłych członków Parlamentu Europejskiego do oparcia się na oddolnej strategii dążenia do większej integracji i legitymacji demokratycznej w UE, opracowanej przez Altiero Spinelliego, jednego z ojców-założycieli Unii Europejskiej, realizowanej następnie przez Grupę Spinellli w Parlamencie Europejskim” – apelują samorządowcy.
Nie ma zatem nic dziwnego w tym,, że wojna przeciwko "Wyklętym" zaczyna się w samorządach. Jest to otwarty bunt tych samorządów, bunt w który wpisuje się przepychanka o Westerplatte, o pomniki, o uroczystości i wręcz antypolskie - w odniesieniu do polskiej polityki historycznej zwłaszcza - wystąpienia samorządowców typu Dulkiewicz czy Jaśkowiak. Nie znam innego państwa na świecie, które w kwestii bohaterów narodowych byłoby tak bardzo podzielone i które w swojej części z taką zaciekłością zwalczałoby pamięć o tych, którzy podwójnie przelewali krew dla Ojczyzny, finalnie oddając życie po nieprawdopodobnych torturach.
Politykę historyczną powinniśmy rozumieć zgodnie z łacińską sentencją "historia magistra vitae est" /historia jest nauczycielką życia/. W tym sensie historia nie jest tylko zbiorem zdań o przeszłości, ale właśnie nauczycielką życia - zbiorem moralnych nauk czy konkretnych wskazówek, które z przeszłości powinniśmy wyciągnąć. Polski model polityki historycznej polega na tym, że powracamy do naszych źródeł jako źródeł siły: do wydarzeń i postaci z przeszłości, by przywrócić je we wspomnieniu do życia. To coś więcej niż rzekomy nacjonalizm, jak to próbuje nazywać lewactwo, czy "wstawanie z kolan" jak niezbyt trafnie nazwali to prawicowcy. Trzeba wyjść poza te jednostronne wizje, będące w istocie wojną cywilizacyjną, wojną trzecich pokoleń ubeków i akowców. Warto pamiętać o tym, że tego stanu nie można widzieć w oderwaniu od poglądów na inne kluczowe sfery życia społecznego – w tym politycznego i światopoglądowego. Wojna trwa i obawiam się, że opamiętanie szybko nie nastąpi.
Inne tematy w dziale Polityka