Odetchnąłem z ulgą. Co więcej - jestem szczęśliwy. I to wcale nie z powodu spektakularnego zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości w wyborach europejskich - chociaż oczywiście się cieszę. Te wybory były bowiem autorską weryfikacją Polaków: egzaminem z "polskiego" rozumianego jako przywiązanie do polskich tradycji i historii, poczucia państwowości i patriotyzmu, szacunku dla uniwersalnych wartości wynikających z Dekalogu, praw rzymskich i zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Polacy ten egzamin zdali celująco.
Polityczna horda sformowana przez Grzegorza Schetynę w kampanii wyborczej wywołała wojnę - bezprecedensową wojnę opartą nie tylko ( i nawet nie przede wszystkim) na niebywałej "antypisowskiej" nagonce i totalnym negowaniu wszystkiego, co PiS zrobiło i robi, ale polegającą na próbie dokonania przełomu cywilizacyjnego i kulturowego w świadomości Polaków. Schetynowskie hordy z wyborów zrobiły sobie swoisty performance w kolorze tęczy - od podeptania świętego dla Polaków wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej, poprzez nadmuchany do granic balon pedofilii w Kościele Katolickim i "przemówienie" tuskowego bulteriera, po szyderstwa z Najświętszego Sakramentu w czasie ciszy wyborczej za sprawą pani Dulkiewicz, która w imię "miłości" ( do czego?) i własnego szaleństwa pomieszanego z kretyństwem, za chwilę pokaże własną vaginę. Z czego niewątpliwie będzie bardzo dumna.
Nie było jeszcze kampanii, w której tak mocno stawiano by na przełamanie cywilizacyjne i otwartą wojnę kulturową. Polska - w myśl "antypisowskiej" i antykościelnej hordy - miała podzielić los Irlandii i Hiszpanii, "nakręcone" wojną tęczowe środowiska, wspierane i gloryfikowane przez polityków Koalicji Europejskiej i wiadome media Polakom usiłowały wmówić, że ów cywilizacyjny przełom, to prawdziwa europejskość, nowoczesność i postępowość. I co? Ano to, że znów się okazało, że w podzielonej politycznie, ale jednolitej (w większości) kulturowo Polsce, na obłąkanym antyklerykalizmie można tylko doznać klęski i na dodatek dostać kopniaka, tam, gdzie plecy tracą swoją nazwę. Przy tym kluczowa była reakcja PiS, stanowcze potępienie pedofilii w Kościele, przy jednoczesnej obronie wartości chrześcijańskich. Taka postawa sprawiła, że jednym ze źródeł wielkiego zwycięstwa PiS stało się powszechne przekonanie, że zagrożone są głębokie fundamenty "jestestwa" państwa polskiego. Zagrożenie - jak zawsze - zmobilizowało Polaków i wypchnęły do urn miliony ludzi, którzy w normalnych warunkach pewnie zostaliby w domu.
Reasumując, Polacy zagłosowali na Polskę swoich Ojców i Matek, a w nagrodę za wierność, Madonna z Jasnej Góry pokazała swoją moc. Zagłosowali także na racjonalną propozycję polityczną, gwarantującą względną zasobność i empatię dla człowieka rozumianego jako jednostkę, a nie "obywatela" bliżej nie określonej "społeczności". Ale to nie koniec - te wybory uświadamiają, iż w Polsce dokonuje się poważny podział pozapolityczny i sięgająca niezwykle głęboko indoktrynacja, która krok po kroku wykorzeniać ma z nas fundamentalne wartości. Józef Orzeł - lider Klubu Ronina powiada:
"Chodzi o stworzenie nowego człowieka w wymiarze szerszym, a tutaj konkretnie o nowego wyborcę, bo nie przypadkiem dzieje się to przed samymi wyborami. Czyli zakłada się, że wyborcy centrum i nieco na prawo od centrum są tymi, na których można takim psychologicznym uderzeniem wpłynąć. Że wystarczy jedna, ale duża i skoordynowana akcja, by na nich w fałszywy sposób wpłynąć. I nie chodzi tylko o tzw. praktykujących katolików, ale też o tych, którzy choć nie przestrzegają zasad wiary, to się do niej odwołują, jest ona dla nich istotnym punktem odniesienia, którzy mają ten tradycyjny zapis w środku."
Nie ulega wątpliwości, że "antypis" i "tęczowe" hordy nie porzucą ścieżki na którą wstąpiły i nie zrezygnują teraz, z dnia na dzień, z walki z Kościołem i Matką Boską. Jesienna kampania będzie taka sama, jak ta majowa, tylko dwa razy bardziej brutalna i bezwzględna. Będą podwojone ataki na Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego, będą fajke-newsy, kłamstwa, będzie szydera z Katolików i "małomiasteczkowości" wyborców PiS, będzie świdrowanie umysłów i "tęczowe" wykłady o postępowej nowoczesności. Nie mam jednak już wątpliwości, że z Polaka zawsze wyjdzie Polak i jako Polacy nie damy się zwieść pseudo cywilizacyjnej ideologii. A ci Polacy "inaczej" niech sobie urządzają performance pod znakiem penisa i vaginy, niech sobie będą z tego dumni - co mnie to obchodzi. Ja jestem Polakiem i tego nie zmienię, nawet gdybym bardzo chciał: taka myśl towarzyszyła mnie i milionom mnie podobnych, którzy wczoraj wrzucili do wyborczych urn swoje kartki wyborcze. A wybór dla Polaków był prosty i jedyny możliwy.
Jestem przekonany, że tak samo będzie jesienią.
Inne tematy w dziale Polityka