Są wakacje, czyli kanikuła, ogórki, Janusze w sandałach i skarpetach, pyton, zamczysko koło wielkopolskich Obornik, oraz mundial - w polskim wydaniu zakończony brzęczkiem na alarm. Obiecałem sobie, że do jesieni nie napiszę ani jednej notki politycznej, co najwyżej coś napiszę na podsumowanie - słabego piłkarsko moim zdaniem - mundialu, bo i czym innym pisać? Pisanie o tzw. sędzi Małgorzacie Gersdorf, czy do gaci skompromitowanym (kim tak naprawdę?) Iwulskim graniczy ze skutkami poważnych poparzeń słonecznych, na pytonach się kompletnie nie znam, zamczysko wysadziłbym w powietrze, Janusze w skarpetach nie specjalnie mi przeszkadzają, zwłaszcza, że piękne polskie dziewczyny i kobiety tego lata robią naprawdę wiele, żeby skupić się na ich wdziękach , zamiast zajmować się politycznym skansenem.
Dlatego - z całym szacunkiem - ale unikam jak diabeł święconej wody oglądania osoby pani Katarzyny Lubnauer, na widok Schetyny muszę się napić ( podejrzewam, że Juncker też pije z jego powodu), ogólnie zresztą opozycja wywołuje reakcje podobne do tej na niżej załączonym obrazku:
Żeby nie było, zw jestem skrajnie stronniczy, to uwiera mnie jak gwóźdź w bucie fatalna komunikacja społeczna Prawa i Sprawiedliwości, która potrafi z zamkniętymi oczami przestrzelić nie tylko oba kolana, ale jeszcze rykoszetem trafić sobie w podbrzusze i publicznie kwiczeć z bólu przy drwiącym śmiechu gawiedzi. Można to oczywiście położyć na karb błędów z definicji przysługujących partii rządzącej, ale w przypadku PiS mamy raczej do czynienia z głęboką chorobą genetyczną, której - jak widać - nie zatrzymuje ani komunikatywny Mateusz Morawiecki, ani pozornie wygadany i bezkompromisowy Andrzej Duda.
Nie jest dobrze, kiedy komentatorzy ( i blogerzy) skupieni wokół prawd objawionych 24 godziny/ dobę, czynią sobie wredną pożywkę ze słów i zdań wyrwanych z kontekstów, zyskując przy takiej okazji nie tyle zwolenników, co podobnych sobie warchołów i zaprzańców, gotowych na wszytko, co tylko uderzy w demokratycznie wybraną władzę. Jest bowiem zgrozą nie do pojęcia, że dziś już nikt nawet nie wspomni, że PiS po prostu i zwyczajnie WYGRAŁO wybory i realizuje twardo swój program, co dla zaprzańców jest kompletną abstrakcją, bo jak tak można spełniać i realizować swój program wyborczy? To dla PO kompletna nowość, zdarzenie rodem z sci- fi , przecież nie tego uczyli zaprawieni w rządzeniu Jaruzelski z Kiszczakiem, dogadani z nimi geremki, frasyniuki i bolki, którzy założyli a'prori, że rządzenie Januszami w skarpetach jest łatwe, miłe i przyjemne. Zwłaszcza w otoczce kłamliwych i ogłupiających ideałów lansowanych w pijanych elitach brukselskich UE, które w istocie stworzyły karykaturalną kopię Związku Radzieckiego.
Nie ma lepszej wizytówki Unii Europejskiej niż pijany przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. Uznany i chyba dyplomowany już alkoholik, słaniający się na nogach na szczycie NATO w Brukseli jest kapitalnym przykładem na to, że Unia nie może być traktowana poważnie. Unia się zatacza, dokładnie tak jak zatacza się Juncker, co należałoby szczególnie zadedykować naszym eksportowym zaprzańcom - Lewandowskiemu, Róży von coś tam i Boniemu. Ale przy okazji napity jak gąbka Juncker, przysłużył się niektórym "polskim" mediom", które zamiast kontynuacji uczonych wywodów o chorobie filipińskiej, poszły w konkury kto skompromituje się większą bzdurą. Polakom można wcisnąć tony kitu - od pancernej brzozy do prawdomównego Tuska, z rozpędu zwanego "mężem stanu", ale w Polsce "najebanego" rozpozna każde dziecko. Jednak szanowni koledzy redaktorzy z Onetu uznali, że nie ma takiej bzdury, której nie spróbują sprzedać odbiorcom i napisali, że Juncker cierpi na zapalenie nerwu kulszowego. Przysięgam, że zapalenia nerwu kulszowego nie miałem, ale po mniej więcej 0,5 na głowę, objawy mam identyczne jak przewodniczący KE, tyle, że nie obnoszę się ze swoim "schorzeniem" publicznie i - co najważniejsze - nie jestem osobą publiczną.
Wróćmy jednak do Polski. Na polskim "ryneczku" jest czymś niesamowitym, jak PO i Nowoczesna kompromitują się na własne życzenie. Kiedy tak patrzę na poczynania "opozycji" to przychodzi mi na myśl jedyny słuszny wniosek - oni sami siebie sabotują. Niby wszyscy krytycy PiS i fanatyczni wyznawcy opozycji apelują, żeby aby opozycja wreszcie przestała gadać o PiS i domalowywać diabelskie rogi Kaczyńskiemu - a zajęła się wreszcie przygotowaniem spójnego programu, który byłby alternatywą dla propozycji władzy. Efekty uderzania w tam-tamy rozsądku są jednak takie, iż okazji 550-lecia parlamentaryzmu polskiego, PO i Nowoczesna najpierw bojkotują Zgromadzenia Narodowe, potem organizują własne spotkanie i zaczynają od filmiku o Kaczyńskim i PiS.
Nie liczyłem, ale szacunkowo oceniam, że jest to 1153 z rozmachem przeprowadzona hucpa poświęcona PiS i Kaczyńskiemu. No i jak tu nie napisać z tej okazji notki, która - co prawda nic nowego nie wnosi, ale żadna wylinka pytona tygrysiego nie przebije wylinki jaką pozostawia marność opozycji. Niestety - nic nowego nie da się napisać. Kabotynizm zaprzańców przekroczył kolejną granicę groteski, ale wymachiwanie Konstytucją dla szaleńczych celów już nawet nie wygląda groteskowo - to już obłęd, przy którym pijany Juncker jest uosobieniem cnót i zalet wszelakich. Kiedy zapytać zaprzańca, jak niby jest łamana obecnie Konstytucja, usłyszymy jedynie wykute na blachę frazesy. Kompletne wariactwo, będące pewnie rajem dla psychologów, zupełne odklejenie się od rzeczywistości, jawna nienawiść i patologiczne wręcz postawy i deklaracje opozycji wskazują, że dokładnie na tym polega cała zabawa i nadzieja dla Polski.
Paradoksalnie bowiem to, co ma szkodzić rządzącej partii - ją buduje i wzmacnia. Jaki procent wyborców poprze obłąkanych zaprzańców? Można oczywiście być nieprzyjaznym wobec partii Jarosława Kaczyńskiego, ale przymierzanie kaftanów bezpieczeństwa to już inna bajka i założę się, że znaczna część pospolitego "antypis" zwyczajnie wymięknie. W końcu nikt nie chce mieć etykiety wariata. A PiS - pomimo wielbłądów - robi swoje, opozycja jako opozycja nie istnieje, a zaprzańcy są przewidywalni, nudni jak mecze na mundialu i jednocześnie tak pocieszni w swojej politycznej impotencji, że można - a nawet należy - nieustannie poprawiać sobie humor albo utrzymywać się w dobrym nastroju. Zwłaszcza w czasie kanikuły. Juncker zatem nie jest zupełnie nieprzydatny - zawsze może służyć jako zły przykład.
Inne tematy w dziale Polityka