kemir kemir
770
BLOG

Jak zostałem rusofilem i "ruską onucą...

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 142

To nie było trudne. Jakieś dwa lata temu wystarczyło wątpić w medialne zwycięstwa niezwyciężonej armii ukraińskiej, uśmiechnąć się z politowaniem nad zdjęciami brzemiennej Marianny z Mariupola,  mówić o tym, że Ukraińcy defraudują zachodnią pomoc przywłaszczając pieniądze lub odsprzedając broń, perfidnie  wykorzystują polskie odruchy serca i... voila - jesteś ruską onucą, agentem Putina i siewcą ruskiej propagandy. Pisanie o wojnie z uwzględnieniem rosyjskiego punktu widzenia, to już w ogóle był "level hard", porównywalny chyba tylko z filmową sceną, w której Bruce Willis pojawia się w Brooklynie w koszulce z napisem "nienawidzę czarnych". 


Pandemiczne sieroty, zafiksowane na Pyrciach, Grzesiowskich i loterii szczepionkowej, wierzące w kult zupki z nietoperza, szybciutko stały się (nad) gorliwymi tropicielami ruskich onuc i ruskiej propagandy. Ta ruska propaganda stała się zresztą takim uniwersalnym wytrychem i pałką stosowanymi do dziś (dochodząc do ściany absurdu), przy której wszystko to, co nie jest zgodne z polityczną poprawnością jest - jakżeby inaczej - ruską propagandą sterowaną z Kremla. Dziś trzeba sobie jasno powiedzieć, że - owszem - ten irracjonalny zupełnie obłęd minął jak zły sen, ale pozostawił po sobie masę szkód i w nieco zmienionej formie nadal szkody czyni. Zwłaszcza w sferze polskiej sceny politycznej, gdzie "argumentum ad putinum" trwa choćby tylko w bieżącej kampanii prezydenckiej. Mnie osobiście bawi, że ci wszyscy gorliwcy, poobwieszani ukraińskimi flagami, którzy machając szabelkami na swoich fotelach wyzywali kogo popadnie od "ruskich onuc" i "agentów Putina"...  dziś sami są tak nazywani i  obrywają tymi samymi fekaliami, którymi obrzucali innych. To jest cholernie zabawne, ale w istocie rzeczy pokazuje, że jesteśmy zupełnie niepoważnym państwem i jakimś dziwnym, pokręconym społeczeństwem, niestabilnym emocjonalnie.


My - Polacy - mamy zapisaną w genach pewną niechęć, żeby nie napisać nienawiść, do Rosji i Rosjan. Sam wychowałem się w duchu głębokiego antysowietyzmu, zwłaszcza, że czasy "wyzwalania" Polski przez sowietów znam od najlepszego źródła, czyli od mojego taty. Nie wiem jak gdzie indziej,  ale do Poznania w 1945 roku wjechała mongoidalna dzicz, poganiana przez niemongoidalnych morderców z NKWD. Jedni i drudzy wywoływali większy horror u mieszkańców Poznania, niż wszyscy Niemcy, którzy przewinęli się przez Wielkopolskę przez cały okres okupacji. Mojego drugiego dziadka, od strony mamy, pijany sowiet rozjechał czołgiem,  kiedy dziadek wracał do domu z pracy. Ironia losu, bo przeżyć okupację w zawodzie masarza, pomagając innym żywnościowo, za co codziennie groziła niemiecka kula w potylicę, tylko po to, żeby skończyć pod żelastwem czołgu "wyzwoliciela", zakrawa na jakiś niebywale szyderczy śmiech diabła.


Tak, nasza polska genetycznie uwarunkowana niechęć do Rosji ma swoje głębokie uzasadnienie. Spotęgowane powojennymi czasami ZSRR, którego Polska, z mianem najweselszego baraku w całym obozie, była - jakby nie patrzeć - częścią, w której sowieci wymordowali te pozostałości narodowej elity,  które cudem ocalały z niemieckiej okupacji. Pamiętamy o tym, bo musimy pamiętać, taki jest nasz polski obowiązek. To jest bezdyskusyjne. Do tego obowiązku doszła katastrofa smoleńska, która - jakkolwiek by na nią nie patrzeć - jest wielką rysą na wizerunku relacji polsko - rosyjskich. Rysą z wieloma znakami zapytania, maskowanymi tragikomicznym raportami i "żółwikami" Tuska z Putinem.


Ale Związek Sowiecki upadł tak, jak na to zasługiwał Nic już nie jest takie, jakie było wtedy. Polska wpadła z deszczu pod rynnę, przytulając się do Zachodu, zupełnie zapominając o jałtańskiej lekcji, gdzie bez specjalnych targów, właśnie ten Zachód wrzucił nas na cztery dekady w łapy Stalina, Breżniewa i Andropowa. Niemcy stali się naszymi przyjaciółmi i wmówili światu, oraz części Polaków, że zbrodniom winni są mityczni "naziści" i sami w latach 1939 - 1945 byli ofiarami nazistów. Obozy śmierci " były polskie", bo znajdowały się w Polsce, a tymi  fabrykami śmierci kierowali... naziści. I takim sposobem z "dyżurnych" wrogów naszej polskiej państwowości pozostała jedynie Rosja. Po zawirowaniach i pytaniu, w którą stronę postsowiecka Rosja pójdzie, okazało się, że poszła w w stronę dyktatury Putina, czyli jakiejś dziwnej hybrydy ZSRR z carską Rosją sprzed rewolucji Lenina.


Co nam do tego? Fiodor Dostojewski zauważył już dawno, że "na świecie nie może być nic bardziej idiotycznego od pomysłu wprowadzenia do Rosji systemu republikańskiego”. Cechą  naszych rodzimych, najbardziej ekstremalnych rusofobów jest właśnie to zupełnie błędne spoglądanie na Rosję z republikańskiego punktu widzenia. Tymczasem Rosja jest taka jaka jest, bo zawsze taka była i zawsze taka będzie. Ten sam Dostojewski napisał: "Od dwustu lat Europa żyje z Rosją, która wepchnęła się w europejską unię narodów, w cywilizację; ale Europa zawsze spoglądała na nią, wróżąc stamtąd wszelkie zło, jak na śmiertelną zagadkę, Bóg wie skąd pochodzącą, którą jednak należy rozwiązać za wszelką cenę”. No właśnie - nikt, nie wyłączając samej Rosji, owej zagadki rozwiązać albo nie potrafi, albo nie chce. Bo dużo wygodniej jest Rosję demonizować, rzucać pod jej adresem całe światowe zło i obelgi jakie świat wymyślił. Bo dużo łatwiej jest przedstawiać świat wyjęty z bajek dla dzieci, gdzie istnieje dobra wróżka i zła czarownica. Czyli zachodni świat z "pax americana" i wschodni "russkij mir". Nie chcesz "russkiego mira"( bo przecież nie chcesz !), to masz wybór jak przy zakupie Forda: możesz wybrać dowolny kolor, pod warunkiem, że będzie to czarny. I jako pełnoprawny obywatel "pax americana" możesz już wyładować wszystkie swoje złości i kompleksy pod adresem "russkiego mira". Nie trzeba wiedzieć, że jedno i drugie to narzędzia ekspansji geopolitycznej służące ściśle określonym interesom politycznym lub gospodarczym. W "pax americana" to wiedza zbędna i niepożądana.


W tym kontekście mnie osobiście drażni ta tępa, infantylna rusofobia Polaków, którzy "mając wybór" siedzą w tym swoim "czarnym Fordzie" i złorzeczą na "russkij mir". A drażni mnie nie to, że złorzeczą, ale dlatego, że owo złorzeczenie jest ściśle tunelowe, ograniczone i szkodliwe. Szkodliwe z kilku powodów - powody czysto ludzkie pominę, bo chociaż sam staram się zawsze oddzielać zwykłych ludzi od systemu w którym przyszło im żyć, rozumiem, że nie każdy jest w stanie rzecz pojąć i przyswoić. Ale łatwo już przyswoić sobie, że w imię bardziej czynnego "złorzenia", Polska dostarczyła Ukrainie 44 pakiety pomocy wojskowej o łącznej wartości ponad 4 miliardów dolarów (około 15,8 miliarda złotych). Obecnie realizowany jest 45. pakiet, który zawiera głównie znaczną ilość amunicji różnego rodzaju. Pakiet ma wartość około 100 milionów euro. Wśród państw wspierających Kijów zajmujemy pierwsze miejsce pod względem wysokości wydatków poniesionych w stosunku do PKB. Nasz kraj przeznaczył na tę pomoc równowartość 4,91% PKB, z czego 0,71% to wydatki na wsparcie dla Ukrainy, a 4,2% to koszty pomocy ukraińskim uchodźcom. Nikt nie liczy energii elektrycznej dostarczanej Ukrainie za zupełnie bezdurno. To są bardzo realne szkody wyrządzane Polakom, zwłaszcza kiedy spojrzy się na deficyt budżetu, praktycznie zbankrutowane NFZ i upadłe polskie firmy o znaczeniu strategicznym i wizerunkowym jak np. PKP Cargo czy Poczta Polska. Żeby było zabawniej, te ikony polskiej gospodarki przejmują... Ukraińcy. Dla Polaków, również tych zwalnianych z pracy, dla powodzian i dla szpitali "pinindzy ni ma i nie będzie". Są tylko pakiety dla Kijowa i zasiłki dla Ukraińców, którzy de facto żyją sobie w tej swojej Ukrainie, a do Polski wracają po zasiłki i socjale. 


Jednym z najbardziej udanych kłamstw propagandowych w które uwierzyli Polacy jest to, że po Ukrainie Rosja zaatakuje Polskę. Pomijając już to, że Rosja nie jest w stanie okupować nawet całej Ukrainy, to dlaczego miałaby atakować Polskę? W punkt trafił tutaj Paweł Lisicki mówiąc, że polska klasa polityczna autentycznie uwierzyła w proroctwo "św. Lecha", że dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, a pojutrze Polska. Nie mam nic do dodania do tej opinii. Polską polityką zagraniczną zdominowała chorobliwa rusofobia, udzielając się znacznej części społeczeństwa wierzącej w te  gusła, nazywając przy okazji niewierzących rusofilami i ruskimi onucami. Śmieszą mnie te betonowe jeże na granicy wschodniej (chociaż nie neguję żadnych zabezpieczeń granicy) i ludzie piszący, że warto spełniać każde "dej" ze strony Kijowa, bo Ukraina powstrzymuje Rosję przed atakiem na Polskę. Cóż, dziwne jest dla mnie to bytowanie w realiach II WŚ, kiedy oczywiste jest, że wojna na Ukrainie to ostatnia konwencjonalna wojna w Europie. Rakiety typu "Oreshnik" załatwią ewentualną wojnę w kilka chwil. Przetrwają zapewne tylko te betonowe jeże. Oby do takiej wojny nie doszło...


Moją "rusofilią" jest realizm. Jestem "rusofilem", bo nie wierzę w gusła. Ot, co! Wolno mi, przynajmniej jeszcze wolno. Dla mnie realnym zagrożeniem dla Polski jest ukraiński nacjonalizm (banderyzm), ich sojusz z Niemcami i ukraińskie mafie, które powoli przejmują polskie biznesy. Mówimy o rosyjskiej agenturze, zapominając o ukraińskiej, która w czasach KGB tu była "od zawsze" i po upadku ZSRR wcale się nie musiała wyprowadzać. O tym cisza, a my bredzimy o rosyjskim zagrożeniu, które rzekomo powstrzymują Ukraińcy, "walczący za nas" na wojnie gdzieś na dalekim wschodzie Ukrainy...  Drażnią mnie retoryczne dziwolągi o jakimś mitycznym "chanacie moskiewskim"! No ludzie! Świat nie jest takim, jakim malują go media i politycy. Szkoda, że większość ludzi dobrowolnie wyzbyła się samodzielnego myślenia i na zawołanie albo się szczepi, albo macha szabelką. Dlatego na zakończenie, do przemyśleń, zamieszczę słowa naszego Wieszcza, z Ksiąg Narodu Polskiego i Pielgrzymstwa Polskiego. Mickiewicz pisze:

"Wyraz cywilizacja znaczył obywatelstwo od słowa łacińskiego civis, obywatel. Obywatelem zaś nazywano człowieka, który poświęcał się za Ojczyznę swą (…), a poświęcenie się takie nazywano Obywatelstwem. Ale potem w bałwochwalczem pomieszaniu języków nazwano cywilizacją modne i wykwintne ubiory, smaczną kuchnię, wygodne karczmy, piękne teatra i szerokie drogi. (…) Zaprawdę powiadam Wam: Nie macie uczyć się cywilizacji od cudzoziemców, ale macie uczyć ich prawdziwej cywilizacji Chrześcijańskiej”. (*)


Wrócę jeszcze raz do rosyjskiej zagadki, bo uważam, że  w  naszym polskim interesie  jest ową zagadkę rozwiązać. W zgodzie ze słowami naszego Wieszcza, rzecz jasna.... I pora sobie uświadomić, że  Rosja ani nie zniknie, ani nie stanie się republiką w naszym rozumieniu, a my nie zmienimy swojego geograficznego położenia. Tak się wiecznie będziemy kopać po kostkach? Moja babcia mawiała: "kacap to wróg, ale on ci powie, że jest wrogiem. Ukrainiec będzie udawał przyjaciela po to, żeby wbić ci nóż w plecy". Nie wiem jak wy, ale ja na wschodniej granicy wolę wroga z otwartą przyłbicą, niż fałszywego przyjaciela, który nie tylko nóż, ale widły wbija w plecy polskiego sąsiada... Dojąc nas przy tym niemiłosiernie..

I tak uważając stałem się "rusofilem".


(*) Dla tych co nie rozumieją tego cytatu i związku z treścią notki: Mickiewicz mówi nam, że jako Polacy powinniśmy szukać własnej tożsamości  - czyli żadnego pax americana, żadnego russkiego mira!  Stać nas na to! Może nie w tym pokoleniu, ale za dwa, trzy jak najbardziej..Trzeba tylko dotrwać! I do tego dążyć!


PS. Po raz pierwszy przy pisaniu tej notki korzystałem Chat GPT,  czyli OpenAI, która sporo mi podpowiedziała i dostosowała się do mojego toku myślenia... ciekawe...












kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (142)

Inne tematy w dziale Polityka