Wśród kilku, lub nawet kilkunastu przyczyn, które złożyły się na to, że Tusk ponownie został premierem, jedna wydaje się górować nad innymi: wspólny front ośmiogwiazdkowców, zjednoczonych w ideologii antypisowskiej nienawiści. Nie krytyki wobec PIS, nie racjonalnej i normalnej działalności opozycji antyrządowej, nie nawet antypatii, która jest dopuszczalna jako naturalna emocja wobec antagonistów politycznych, ale - no właśnie - dzikiej, antycywilizacyjnej nienawiści, porównywalnej chyba tylko do rozpętanej w hitlerowskich Niemczech nagonki na Żydów.
Trzeba oddać Tuskowi, że umie w te klocki, bo doprowadził do rzeczy zdawałoby się niemożliwej. Kilkuletnia parada błaznów na antypisowskiej scenie, wywoływała co najwyżej uśmiech politowania, wysyp memów, drwin, żartów i szydery. Słowem - kupa śmiechu. Ale Tusk zebrał błaznów w jedną grupę cyrkową i rozpoczął występy. Czym kupił koalicjantów można się tylko domyślać, zważywszy na czystki w spółkach skarbu państwa, być może (i raczej na pewno) zadziałały również haki i haczyki, ale jedno jest pewne: cały ten cyrk zaczął gadać jednym językiem i tańczyć w rytm tej samej melodii - antypisu.
Warto dziś, po pełnym roku kalendarzowym panowania nam koalicji Tuska, obejrzeć sobie nagrania z kampanii wyborczej 2023 ze spędów KO, Lewicy i Trzeciej Drogi. Nasuwają się od razu dwa wnioski:
- wszyscy kłamali, obiecywali gruszki na wierzbie i wciskali kit programów niemożliwych do realizacji.
- wszyscy napędzali się osią nienawiści do PiS, zapowiadając rozliczenia za "rozwalenie praworządności", rzekome złodziejstwo i nadużycia, "piekło kobiet", "pisowską drożyznę", pegasusa, imigrantow i parę pomniejszych. Jestem przekonany, że cała ta perfidia i kampania oparta na pustych obietnicach i nienawiści, okazałaby się warta funta kłaków, gdyby nie...
Każdy kto pamięta Tuska z początku jego politycznej kariery, pamiętać musi słynne "policzmy głosy". Ten "matematyczny" cynizm Tuska miał kolosalne znaczenie przy wyborach 2023. Tusk wiedział, że PiS dostanie jakieś 35 - 40 proc., przy około 30 proc. dla Platformy. Do zagospodarowania jest 35 proc, które rozłożą się na Konfederację, Lewicę, TD, oraz - w przypadku niezdecydowanych wyborców - staną się wartością dodaną do głosów na PiS i Platformę. Zawiązanie koalicji z TD i Lewicą matematycznie zrównywało poziom poparcia które miało PiS, ale żeby wygrać, należało dołożyć coś ekstra. Co? Ano właśnie skrajny, kipiący nienawiścią antypis. Kluczowe w tym założeniu była rola TD Hołowni i Kamysza, która miała zmobilizować młodą, świeżą falę wyborców, oraz zebranie plonów z ziarna nienawiści do PiS, które Tusk zasiał wiele lat temu. W samo sedno trafił w wywiadzie Rymanowskiego Jan Rokita: "Tusk potrafi w sposób perfekcyjny mobilizować najniższe instynkty ludu. Czynić zbiorowość ludzką – w której istnieją odruchy pozytywne, odruchy dobroci, szlachetności – gorszą. Świadomie gorszą w nadziei, że to przysporzy powodzenia politycznego". Nic dodać, ani ująć! Tusk dokładnie tak zagrał na najniższych instynktach ludu i starannie wypielęgnował roślinkę nienawiści, której ziarno zasiał już dawno. Resztę zrobił Hołownia i ... PiS, który grę Tuska zlekceważył i wcześniej spalił mosty ewentualnej współpracy z PSL i Konfederacją.
Tusk wygrał, ale najwyraźniej nie wyciągnął żadnych wniosków z poprzedniego premierowania. Tak wtedy, jak i teraz:
- nie ma pomysłu na Polskę.
- otoczył się miernotami intelektualnymi.
- liczy wyłącznie na wsparcie UE, zarówno w kwestiach politycznych jak i gospodarczych.
- sprawowanie rządów opiera na medialnym PR: propagandzie sukcesu, manipulacji i armii hejterów (Silni Razem)
- lojalność koalicjantów wymusza synekurami w różnych spółkach i spółeczkach, oraz (prawdopodobnie) różnego rodzaju szantażem. Zresztą synekurki okazują się to czynnikiem samobójczym, bo te spółki, kierowane przez żony, ciocie, wujki, pociotków i znajomych królika stają się bankrutami i tylko pogłębią krach finansów publicznych.
Jest jednak jedna, istotna różnica. Tusk doskonale wie, że ani on, ani tym bardziej jego klakierzy z całej koalicji, nie ma najmniejszych kwalifikacji do zarządzania takim krajem jak Polska. Ani intelektualnych, ani menadżerskich, ani - tym bardziej - wizjonerskich. Wie, że na skrzypiącym wózku antypisu i rozliczeń "pisowskich złodziei" nie da się jechać wiecznie, zwłaszcza, że skuteczność na tym polu jest właściwie zerowa. Tym samym wie, że jego władza skazana jest na bolesny upadek. Przy czym pytanie nie brzmi "czy padnie", ale "kiedy padnie". Dlatego Tusk podjął "heroiczną" walkę pod pretekstem "przywrócenia praworządności", nazywając ją "demokracją walczącą". Mając zielone światło z Berlina, rozpoczął w Polsce bezprecedensową od czasów stalinowskich, akcję likwidacji opozycji, pozwalając przy tym na uderzanie w Kościół, w katolików i w wartości konserwatywne w ogóle. Parafrazując nazistowski slogan, wg. Tuska ma być jedna koalicja, jedna "demokracja", jedni głosujący! W jego mniemaniu to jedyna droga/możliwość utrzymania się przy władzy. Oprócz zagarnięcia mediów, prokuratury i sądów obsadzanych funkcjonariuszami "Iustitii", są szykowane inne narzędzia opresji jak np. cenzura pod myląca nazwą "zwalczania mowy nienawiści".
Ale już widać, że to droga donikąd. Tusk dostał cios w podbrzusze od amerykańskich wyborców, którzy pogonili Kamalę. Jakkolwiek nowa administracja Białego Domu odniesie się do rządu w Polsce, to na pewno nie będzie to klepanie po plecach i "OK, mr.Tusk". Unia Europejska na czele z rozregulowaną Francją i Niemcami leżącymi pod gospodarczą i polityczną kroplówką, ma swoje problemy (wszędzie "siem buntujom", jest recesja, polityka obłędu się rozłazi) i wątpliwe jest, że ktoś tam zechce "umierać" za Tuska. Po wyborach w Niemczech prawdopodobnie zgaśnie zielone światło dla "demokracji walczącej", a w Polsce nie tylko Nawrocki okaże się przeszkodą nie do przeskoczenia, ale - zgodnie z marksistowską tezą, że byt kształtuje świadomość - Polacy zobaczą, że król jest nagi i kłamie jak najęty. Co prawda, jakieś 1/3 społeczeństwa to kompletni idioci i zupę ugotują choćby na ośmiu gwiazdkach, wierząc wciąż w baśnie o KPO, ale jest ich za mało. Siłowo "demokracji walczącej" też zaprowadzić się nie da, bo policja zapadnie na epidemię "psiej grypy", a Polacy, mimo 30-letniego snu psychopaty, bez wątpienia jakieś geny "oporników" ze stanu wojennego WRON-y zachowali.
Tusk tego nie rozumie i nie zrozumie. Już przegrał, chociaż jeszcze o tym nie wie. "Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór: czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci się ino sznur, ostał ci się ino sznur."
Inne tematy w dziale Polityka