Obronimy Polskę przed podobnym scenariuszem jak w Rumunii — napisał na platformie X minister koordynator służb specjalnych i szef MSWiA Tomasz Siemoniak. Tym samym odniósł się do sytuacji w kraju, gdzie Sąd Konstytucyjny zdecydował o unieważnieniu wyborów prezydenckich.
Sąd konstytucyjny Rumunii unieważnił I turę prezydenckich wyborów. Przyczyną są zagraniczne manipulacje w trakcie kampanii wyborczej. Nie miejmy złudzeń, z jakiego kraju było to sterowane – napisał polityk.
Nikt, kto zachował zdolności do samodzielnego myślenia, nie może mieć już złudzeń, co do zachodniej tzw. "demokracji": wybory ma wygrać ten, co ma wygrać, a jak nie wygrywa, to trzeba wybory unieważnić i tak długo wybierać, aż ludzie nie wybiorą tego właściwego. "Demokraci" nawet nie silą się specjalnie na sensowne wytłumaczenie nieważności wyborów. Winny jest Putin. I koniec, nie ma dyskusji.
Nietrudno zauważyć, że w tej "putinadzie" dobrnęliśmy już do absurdu prosto od Mrożka, Monthy Pytona czy Barei - wszystko, co nie jest po myśli "demokratów", to wpływ Rosji i Putina. Ten Putin musi być jakiś nadczłowiek - wszędzie ma wpływy, steruje ludźmi, rządami, mediami, zmienia bieg wydarzeń, dzień i noc przestawia wajchy politycznych narracji, reguluje rynki finansowe i gospodarcze. Jak się komu zepsuje w lodówce kawałek zapomnianej pasztetowej, to może być pewien działalności Putina.
Przypomina to trochę przypowieść o wieśniaku, który raz na tydzień alarmował całą wieś, że stodoła się pali. Tyle, że ludzie biegnący do pożaru z wiadrami wody, na miejscu przekonywali się, że żadnego pożaru nie ma. W końcu te alarmy przestały robić na nich jakiekolwiek wrażenie i nikt na nie reagował. Aż pewnego dnia ów wieśniak zaalarmował o prawdziwym, rzeczywistym pożarze.... ale nikt już mu nie wierzył. Spaliła się stodoła i cała wieś.
Nikt przytomny nie zaprzeczy, że Rosja, jak zresztą wszyscy możni tego świata, od dziesięcioleci toczą cichą wojnę wywiadów o wpływy w rożnych państwach, regionach, grupach politycznych i w całych społeczeństwach. Ale - jeżeli o Rosję i Putina chodzi - jesteśmy w sytuacji tego wieśniaka i tej wsi. Nawet jeżeli Rumuni wprost wybraliby zupełnie skrajnie prorosyjskiego prezydenta, to co komu do tego? Dla "demokratów" zresztą, prorosyjski jest każdy, co sprzeciwia się kontynuowaniu wojny na Ukrainie (sic!). Jeżeli zatem ktoś uznaje, że "nie, nie tak być nie może, trzeba tak długo powtarzać wybory, aż nie wybiorą innego", to ja się pytam: a co to ma wspólnego z demokratycznymi standardami wolnych wyborów, wolnych ludzi w wolnym kraju? Ktoś śmie to nazywać demokracją? Po co w takim razie wybory? Taniej i przejrzyściej będzie mianować prezydentów w takich krajach jak Rumunia, Polska, Słowacja, Czechia, itd.. Przez jakieś gremia, nie wiem...w Waszyngtonie, w Berlinie, czy w Brukseli.
Wracając do Siemioniaka, to właśnie otrzymaliśmy wyraźny sygnał. "Obronimy Polskę przed podobnym scenariuszem jak w Rumunii". Resztę dopowiedzcie sobie państwo sami, nie trzeba być Einsteinem, żeby wyciągnąć wnioski. Z tym, że u nas najprawdopodobniej "putinadę" zastąpi inny, modny ostatnio (chyba zdają sobie sprawę, że "putinada" robi się kabaretowa) u "demokratów" frazes o "neonazizmie". Zresztą zatrzymanie niejakiego Olgierda L. "znanego powszechnie neonazisty" mówi samo za siebie.
Inne tematy w dziale Polityka