Szczerze? Mierzi mnie już do szpiku kości ta comiesięczna zadyma przy Pomniku Smoleńskim. Z jednej strony jakieś zupełnie odhumanizowane kreatury, u których nienawiść i propaganda spowodowała zanik umysłu i cech ludzkich, upodabniając ich do dzikich bestii, z drugiej grupa starszych ludzi na czele z prezesem partii opozycyjnej, manifestująca swoje smoleńskie poglądy poprzez cykliczne - z częstotliwością raz na miesiąc - składanie hołdu ofiarom katastrofy.
Komu i czemu to potrzebne? Co każdy miesiąc, każdego dziesiątego dnia, odbywa się ten żenujący spektakl z przepychankami, z profanacją miejsca pamięci wybitnych Polaków, z niszczeniem kwiatów, zniczy i samego pomnika, z wulgaryzmami, z manifestacjami dwóch grup fanatyków ... i z przemówieniem Jarosława Kaczyńskiego, który przez 10 lat każdego miesiąca gada to samo. Dla jasności: jeżeli Kaczyński i jego świta ma potrzebę manifestowania pamięci należnej zmarłym w katastrofie, to każdy normalny człowiek powinien to uszanować. Pomimo, że taka comiesięczna manifestacja zakrawa na dziwactwo... ale niech tam. Powtórzę: normalny człowiek nie ma z tym żadnego problemu.
Natomiast wydaje mi się, że Kaczyński wpadł w błędne koło nakręcania tych comiesięcznych emocji, doskonale wiedząc, że gorszące sceny są nie do uniknięcia. I mam wrażenie, że tu już nie chodzi o manifestowanie pamięci zmarłym, ale chodzi właśnie o zadymę. Żeby postawić na swoim (moja racja i miedza jest najmojsza), pokazać się mocnym i przy okazji mobilizować i utwardzać pisowski beton. To, że przy okazji ubija się też beton Tuska, a co więcej - odstrasza od PiS tzw. "normalsów" to już raczej prezesa nie obchodzi.
Nie rozumiem. Czasem trzeba odpuścić złu, zrobić krok w tył, żeby zrobić dwa do przodu. Wizerunkowo PIS na tych zadymach traci, z tą tłuszczą i tak nie wygra, niczego nie zyskuje i brnie w narrację, która się nie potwierdzi przez najbliższe pięćdziesiąt lat. Po co to wszystko? Ktoś wie?
Inne tematy w dziale Polityka