W kwestii zbliżających się wyborów prezydenckich Platforma Obywatelska (czy też Koalicja Obywatelska) "już była w ogródku, już witała się z gąską, kiedy skok robiąc wpadła w beczkę wkopaną, gdzie wodę zbierano ..."
Beczką jest tutaj wygrana Donalda Trumpa, która pokazała, że doniesienia o zmierzchu konserwatyzmu i prawicy w neoliberalnym i lewackim świecie zachodnim są mocno przesadzone. Co więcej, owa beczka może być naprawdę głęboka, jeżeli potwierdzą się wieści o kryzysie rządowym w Niemczech i ewentualnych wyborach już w grudniu. KO zaraz po ogłoszeniu zwycięstwa Trumpa, uruchomiła propagandowe slogany, że "nic to", bo jest UE i trzeba się integrować. Tylko z kim, skoro Niemcy mają po dziurki w nosie tą integrację i prędzej czy później Berlin skręci w prawo, Francja nie jest już poletkiem lewaka Macrona, marudzą Włosi, Hiszpania walczy ze skutkami powodzi i trzeźwieje widząc, do czego prowadzi "zielony ład" ze swoją "naturalizacją" made in Bruksela. Zresztą "naszego" premiera, "którego nikt w Europie nie ogra", jakoś nikt nie zaprasza na narady i pilne "szczyty": faktycznie, nikt go nie ogra, bo nikt z nim nie gra. I tyle znaczy ten frazes o "integracji".
Ale wróćmy do wyborów w Polsce. Tusk dotąd mógł być na 100 procent pewien, że jego kandydat, lub on sam - jeżeli wystartuje - drugą turę ma w kieszeni ze sporym, przeważającym prawdopodobieństwem na końcowy sukces. Ale w kontekście niespodziewanej i przytłaczającej wiktorii Trumpa i dynamiki wydarzeń w Europie, ta jeszcze przedwyborcza euforia wyhamowała w trybie awaryjnym i nic już nie jest pewne. Pojawiły się problemy. Pierwszy to problem personalny: kto?
Kandydatów jest trzech. Tusk, Trzaskowski, Sikorski. Każdy z nich mógł liczyć na bezproblemową wygraną. Ale teraz jest tak:
- Tusk. Premier ma najwyraźniej jakieś problemy z własną osobowością. Ja rozumiem - można być notorycznym kłamcą i można na kłamstwie zbudować własny PR, do tego stopnia, żeby zrobić karierę polityczną i przez niektórych nazwanym być "mężem stanu". To patologia w odniesieniu zarówno do kłamcy, jak i jego wielbicieli. Cóż, trudno, zdarza się - jak widać. Ale publicznie mówić, że nie powiedziało się tego, co się powiedziało, albo zaprzeczać, że podpisało się dokument, pod którym ten podpis jest, to już temat dla psychologa lub psychiatry. I tego nie da się nie zauważyć - nawet w odniesieniu do wyznawców tego człowieka. Wyłączając może fanatyków, ale to pewna skrajność, raczej pomijalna. Ten człowiek nie może być prezydentem. Do wygranej potrzebowałby nie tylko swoich fanatyków, ale również poparcia tzw. zdroworozsądkowego centrum. Moim zdaniem: niemożliwe.
- Trzaskowski. Taka Kamala Harris w polskim (i męskim) wydaniu. Kopia Justina Trudeau i taki sam "absolwent" szkółki Sorosa i Schwaba, związany w tajemniczą (i nieco zapomnianą, a szkoda) Grupą Bilderberg. Lewak pełnej krwi. W obecnej sytuacji - moim zdaniem - bez szans na wygraną.
- Sikorski. Facet z ogromnym, ponadwymiarowym parciem na szkło. Konia z rzędem temu, kto wyliczy do jakich wysokich urzędów Sikorski startował. Wszędzie "zabijało" go własne ego, bo nikt nie toleruje na dłuższa metę osobnika, który widzi tylko czubek własnego nosa. On miałby być prezydentem? Nie sądzę - szanse takie, jak u Tuska, poza tym jest jeszcze smaczek taki, w którym Tusk znalazłby się na drugim planie. Tusk tego nie zniesie. Nie on.
Jak zatem widać, z tercetu kandydatów KO... nie pozostaje nikt. Chcę być dobrze zrozumiany: oczywiście każdy z nich może być kandydatem i może wygrać całe wybory, ale poprzeczka poszła zdecydowanie do góry. Słuszność tej tezy potwierdza Kosiniak - Kamysz, który już otwartym tekstem mówi o kandydaturze Hołowni. Kamysz, chociaż jako popychadło bez politycznych ambicji sam nie wystartuje, głupi nie jest i "czuje pismo nosem" - stąd pomysł odrestaurowania koncepcji "trzeciej drogi": czyli jak nie prezydent z PiS i nie z KO, to może ludziska znów się nabiorą na Hołownię. Ten zresztą też już zaczyna nawijać, że dosyć tych podziałów politycznych, że naszym dzieciom i wnukom trzeba zostawić Polskę pojednaną i jednolitą, że trzeba zając się gospodarką, rozwojem i takie tam ... Pytanie, czy wyborcze rybki są w stanie znów połknąć ten sam haczyk z taką samą przynętą? Nie wiem, być może. Ale znów pojawia się problem taki, że Tusk prędzej się własną pięścią zabije, niż pozwoli, żeby drugoligowy showmen wybił się ponad niego.
Morał na dziś z tego taki, że otwiera się olbrzymia szansa dla "czarnego konia" wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. Kto nim będzie, (albo może być), jeszcze nie wiadomo, bo przy moim całym uwielbieniu dla Marka Jakubiaka, to raczej w jego przypadku nie ten rozmiar kapelusza. Także nie dla Mentzena. Wydaje mi się natomiast na poziomie pewności, że pojawi się jakiś "Kukiz" i mocno w tych wyborach zamiesza. W każdym razie: kandydat KO ma problem, całe KO ma problem, koalicja 13 Grudnia ma problem.
I to jest dobra wiadomość dla Polski!
Inne tematy w dziale Polityka