W słowach Hymnu Polski powinna nastąpić zmiana: zamiast "Dał nam przykład Bonaparte, Jak zwyciężać mamy", widziałbym "dał na przykład Donald Trump jak zwyciężać mamy". Traktujmy ten postulat z przymrużeniem oka, ale zupełnie serio rzecz, chociaż tyczy się głównie konserwatystów, środowisk prawicowych i różnego rodzaju wolnościowców, odnosi się także do podstawowego systemu wartości, na których wyrosła Polska i Europa w ogóle.
Historia współczesnego świata nie zna podobnego przypadku, w którym czarna propaganda całego mainstreamu każdego dnia, każdej godziny, o każdej minucie, w tak brutalny, odhumanizowany i cyniczny sposób poniewierałaby człowieka będącego już przecież prezydentem Stanów Zjednoczonych, człowieka mającego swoje wady i ułomności, ale ewidentnie posiadającego swoje twarde, niezłomne poglądy zakorzenione gdzieś głęboko w uniwersum cywilizacji łacińskiej. I właśnie z powodu tych poglądów, sprzecznych z narzucaną Ameryce i zachodniemu światu ideologią lewacko - neomarksistowską, "kancelującą" w praktyce cały kulturowy dorobek białego człowieka, Donald Trump stał się wrogiem publicznym numer jeden - nie tylko w USA, ale w całym świecie zachodnim.
Już wczoraj ukazało się wiele analiz w temacie "jak mu się to udało?" W moim przekonaniu odpowiedź jest bardzo prosta: bo Donald Trump był jak Tommy Lee Jones w "Ściganym". Miał swój cel i nie było siły, która w osiągnięciu tego celu mogłaby go powstrzymać. Robili z niego przestępcę - on robił swoje. Nazwali go kryminalistą - on robił swoje. Nazywali go Hitlerem, Stalinem i Mussolinim - on robił swoje. Przykleili mu łatkę idioty, głupka i szaleńca - on robił swoje. Został rosyjskim agentem i podnóżkiem Putina - on robił swoje. Strzelali do niego żeby zabić - on robił swoje.
Co znaczy to "on robił swoje"? Na przykład cierpliwie tłumaczył, że aborcyjne prawa kobiet, to nie jest najważniejsza rzecz na świecie, bo ani na aborcji nikt zupy nie ugotuje, ani też te prawa nie sprawią, że kobieta poczuje się bezpiecznie wieczorem na ulicy "administrowanej" przez czarnoskórych "inżynierów" i "lekarzy". Donald Trump najprostszymi środkami werbalnymi na nowo uświadomił ludziom, ze ich byt opiera się na trzech, starych jak świat filarach: pracy, bezpieczeństwie i rozwoju. Praca zapewnia dostatek i dach nad głową, bezpieczeństwo to świat bez wojen, ideologicznej imigracji, szaleństwa ekologów i praw pisanych na kolanie fanatyków "nowego porządku". Rozwój może zaistnieć tylko wtedy, kiedy te dwa warunki zostaną spełnione - w przeciwnym razie to, co lewaccy i liberalni ideolodzy nazywają "postępem" w rzeczy samej oznacza regres, cofanie się do czasów człowieka dzikiego, potrafiącego funkcjonować jedynie w zbrutalizowanej hordzie osobników o identycznej mentalności.
Jednym zdaniem Trump "odkrył" naturę każdego człowieka, która od tysięcy lat niezmiennie jest taka sama. I pewnie wielu jego wyborców zrozumiało, że nie ma sensu wyważać jakiś tam drzwi razem z futryną, skoro od dawna otwarte są inne drzwi - stare, ale sprawdzone i przyjazne. Tylko tyle i aż tyle. Dołożyć do tego ogromną determinację w stylu Tommy Lee Jonesa ze "Ściganego" i wsparcie łebskiego człowieka jakim jest Elon Musk - oto recepta na sukces. Sukces, który z ludźmi pokroju choćby wiceprezydenta JD Vance'a, daje nadzieję Ameryce i światu zachodniemu na powrót do normalności, do wejścia w te otwarte od dawna "stare" drzwi, zastawiane szeregiem patocelebrytów - jak w kampanii K(l)amali Harris. To bardzo ważne przesłanie, bo w Polsce - nie oszukujmy się - celebryci niemal masowo dali się zaprząc w kierat machiny piorącej umysły głównie młodym ludziom. Ale w konfrontacji z mądrym przekazem i jednym Elonem Muskiem stają się nikim - pękają jak mydlane bańki.
Polska zbliża się nieuchronnie do podobnych w wadze wyborów prezydenta. Amerykańskie wybory nie powinny, ale muszą być instrukcją dla konserwatywnego, wolnościowego kandydata prawej strony sceny politycznej, ktokolwiek nim będzie i ktokolwiek taki znajdzie się w finale rozgrywki o... nadzieję dla Polski. Liberalno-lewacki obóz rządzący w Polsce, nie mający Polakom niczego do zaoferowania poza szaleństwami ideologi neomarksizmu, sprawujący władzę metodami rodem z mrocznych czasów stalinowskich, chce za wszelką cenę "domknąć" system swoim prezydentem. Mają swoich sędziów ("nasi sędziowie" - słowa Rafała Trzaskowskiego) muszą mieć teraz swojego prezydenta - tak naprawdę drugą po Tusku marionetkę sterowaną sznurkami globalistów z Brukseli. Jeżeli zatem - jak Ameryka - chcemy zachować nadzieję, nie wolno nam do tego dopuścić. Oni plują i będą pluć najgorszymi pomówieniami, obelgami, wulgaryzmami, ich wzmożenie - po wygranej Trumpa - tylko się spotęgowało. Tomasz Lis chyba znów wylewu dostanie (czego po ludzku nie życzę), TVN w amoku, "Silni Razem" szaleją w mediach społecznościowych jak uliczne bojówki Hitlera w 1938. Kto się z nimi nie zgadza, ten jest faszystą, ruską onucą, kanalią i złodziejem. Rząd Tuska robi dobrą minę do złej gry i rżnie głupa, że przecież mają dobre relacje z Republikanami. Koń (omen nomen) by się uśmiał...
Tak więc, Drogi Kandydacie z opozycji musisz być jak Trump - robić swoje. Być sobą, ale przede wszystkim być niezłomnym i oślo upartym... jak Tommy Lee Jones ze "Ściganego". Mądrym i odpornym na hejt jak Donald Trump, tak samo szczerym i otwartym na ludzi, którym musisz potrafić wyłuszczyć swoje racje. Nie masz - niestety - wsparcia kogoś takiego jak Elon Musk, ale jest duża szansa, że dasz radę. Hasło Donalda Trumpa łatwo sparafrazować na "nasze" Make Poland Great Again - przy czym ta wielka Polska nie oznacza wcale, że mamy stać się mocarstwem od morza do morza - wystarczy, że tą miarą wielkości będzie polska nadzieja na normalność, suwerenność i wolność. Doprawdy, niczego więcej nie trzeba!
Inne tematy w dziale Polityka