kemir kemir
459
BLOG

Campus, czyli uśmiech komedii dell'arte po polsku

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 18

Można, a może nawet trzeba "Campus Polska" wyszydzać, hejtować, naigrywać się i ciskać w kierunku tego tuskowo - trzaskowskiego spektaklu różne epitety, których cytować nie wypada. Problem w tym, że przynosi to efekty zupełnie przeciwskuteczne, bo nie jest ważne co się mówi, ale ważne jest, że się w ogóle mówi. W tle bezprecedensowej antypisowskiej (w szerszym ujęciu: antyprawicowej i antykościelnej) nagonki nie tylko politycznej i medialnej, bo także sądowo - prokuratorskiej, Campus jest swojego rodzaju wisienką na torcie. Na torcie rosnącej przewagi nad PiS, które nawet nie jest w głębokiej defensywie, ale zwyczajnie nie istnieje. Na torcie umacniania dominującej absolutnie roli KO w koalicji rządowej, w którym przystawki Hołowni, Kamysza i Czarzastego powoli dochodzą do tej skrajności, za która rola wasala staje się rolą niewolnika. Wreszcie na torcie, który może okazać się kluczowy w nadchodzących wyborach prezydenckich. Tusk i Trzaskowski robią sobie bowiem bardzo medialną konwencję wyborczą - bez znaczenia, który z nich (ew. Sikorski) będzie kandydował.  A że jest to - jak w komedii dell'arte - festiwal błazeńskich występów błaznów rożnej maści i płci, to już inna sprawa.


Napiszę szczerze, że zdumiewa mnie bierność obozu z Nowogrodzkiej, która poza trwającym od wyborów festiwalu melodii i pieśni o Tusku, nie ma kompletnie nic do zaproponowania jako opozycja i jako alternatywna partia quasi konserwatywno - prawicowa. Można zrozumieć, że partia długo trwa w powyborczym szoku, jest przygniatana niebywałą agresją polityczno - medialną i ma problemy, z którymi dotąd się nie mierzyła. Ale pozostawać tak w pozycji leżącej, pozwalać się kopać i znieważać bez żadnego, naturalnego przecież, odruchu samoobrony? Tu nie ma wyboru: z nimi (z Tuskiem) trzeba pójść się  napier...ć, bo tylko taki język jest zrozumiały dla tego lewackiego obozu politycznych szumowin. Jojczenie np. w TV Republika stało się już nudne do wymiotów, tam nie ma kwadransa bez odnoszenia się do Tuska, właściwie tam nie ma nic innego - może jeszcze poza pisowskim samouwielbieniem, czyli autopromocją PiS i Telewizji Republika. Ale co tam telewizja. Gorzej, że w "internetach" też PiS -u nie ma, taki byt nie istnieje. A przecież wciąż aktualne jest już dosyć leciwe powiedzenie, że jak ciebie nie ma w internecie, to znaczy, że nie żyjesz.


I takie PiS sprawia wrażenie. Chyba, że to jakaś horrendalnie cyniczna gra, w której wszyscy żyjemy w jakiejś bujdzie, a Kaczyński z Tuskiem mają ubaw po pachy. Polski pelikanat po jednej stronie barykady szczytuje na widok Tuska i Trzaskowskiego i uśmiecha się jak ten przysłowiowy głupi do sera, druga strona z kolei jojczy i złorzeczy Tuskowi, nie przejawiając jednak żadnych inicjatyw obywatelskich, nie pisząc już o jakichkolwiek naciskach na zupełnie bierne ugrupowanie, które przecież ów elektorat gorliwie popiera. PiS miota  się zresztą identycznie jak Platforma po wyborach 2015, z tą dużą różnicą, że Platforma zorganizowała pospolite ruszenie w postaci bojówek KOD, które - co by nie mówić - zalazły PiS -owi za wizerunkową skórę i stworzyły podwaliny pod przejęcie władzy w październikowych wyborach. Nie jest jasne, dlaczego PiS nie potrafi (nie może, nie chce?) zorganizować swojego pospolitego ruszenia i pokazać: żyjemy, jesteśmy mocni. Dziwaczne to wszystko, ponieważ trzeba mieć porządnie zryty beret żeby Tuska traktować jak półboga i zbawcę, ale trzeba też mieć w sobie dużo dziecięcej infantylności, żeby bezkrytycznie odnosić się do partii Kaczyńskiego, która... śpi. 


Snem idioty, chociaż na jawie, śpią też wielbiciele Tuska, ale póki co, to oni i Tusk rozdają karty, co dla przyszłości Polski rokuje fatalnie. Ciekawe tylko, kto prędzej się obudzi: tuskowe pelikany, kiedy dostaną mokrą szmatą w twarz, czyli na własnej skórze (i portfelach) przekonają się co znaczą tuskowe opowieści, czy pelikaneria Kaczyńskiego, kiedy po wyborach prezydenckich zadrżą posady siedziby na Nowogrodzkiej, a Prezes ogłosi moralne zwycięstwo. I może nawet kupi kwiaty dla moralnego zwycięzcy, pod warunkiem wszakże, że w PiS będą na to jakieś pieniądze.


Tak czy siak, wygląda na to, że robienie bohatera z łajdaka, który zarabiając 600 tysięcy, chce zaoszczędzić na własnym i kilka kilometrów przez granicą tankuje 6 litrów paliwa (żeby zatankować do pełna od ostatniego tankowania) na służbową kartę paliwową, stanie się nową, świecką, platformianą i polską tradycją. No co? Popełnił błąd, pomyli się, nie wiedział, nie znał procedur, ale oddał i podał się do dymisji. To są właściwe standardy!  Bohater!


I pomyśleć, że taki Kościuszko na miano bohatera  musiał krew przelewać, a Ciążyński jest bohaterem, bo oddał to, co prostacko ukradł. Oto Polska Anno Domini 2024 właśnie. Komedia Dell"Arte w pełnej obsadzie błaznów.





kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka