Dziwię się trochę, a właściwie nawet bardzo się dziwię, że w tej żenującej paplaninie, nazywanej niekiedy szumnie "kampanią wyborczą", mało się mówi o tym, co wydarzyć się może nie 15- tego października, ale 16-tego, 17-tego, 18- tego i w dalszych dniach października. Bo - moim zdaniem - całe clou, przysłowiowa wisienka na torcie tego wzajemnego okładania się cepem, który od rana do nocy lata po TVP, TVN i internetach wydarzy się właśnie po dniu wyborów.
Bowiem po raz pierwszy od bardzo dawna nie tyle ważne są pytania: kto wygra wybory (2015) lub czy PiS wygra tak, żeby stworzyć większość konstytucyjną (2019), co rangi istotnej nabierają są inne pytania: czy PiS po wyborach będzie w stanie utworzyć samodzielny rząd większościowy? A jeżeli nie PiS, to czy taki rząd będzie w stanie utworzyć antypisowska opozycja?
Scenariusze po wyborczym wieczorze 15-tego października przedstawiają się następująco:
- PiS wygrywa zdecydowanie tak, że jest w stanie utworzyć samodzielny rząd większościowy. Ten scenariusz niczego nie zmienia, (może poza detalami) i utrzymuje w Polsce polityczne status quo.
W pozostałych scenariuszach nie wiadomo jak będzie, ale wiadomo jak nic – nic nie będzie tak jak było:
- PiS wygrywa wybory, ale nie jest w stanie utworzyć samodzielnie rządu większościowego (to najbardziej prawdopodobna opcja). Jeżeli tak się stanie to PiS może:
a) utworzyć rząd mniejszościowy.
b) utworzyć rząd większościowy zawierając koalicję.
c) przejść do opozycji, pozostawiając utworzenie rządu aktualnej opozycji antyPis.
Wariant "a" wydaje się być najbardziej prawdopodobny, chociaż dla Kaczyńskiego byłoby to ogromne wyzwanie. Nieuchronnie byłby to administracyjny rząd na góra kilka miesięcy, po których trzeba by się zmierzyć z wyborem Polaków w przyspieszonych wyborach. Byłby to - nie przymierzając - sąd ostateczny nad magdalenkową III RP. Być może Polacy zrozumieliby w końcu, że jak się już ten skompromitowany układ pogoni, to na długo (bo wymrą), a jak pozostanie nienaruszony, to też na długo, bo kolejna nadzieja na zmianę, będąca na wyciągnięcie ręki, runie w otchłań plemiennego wyżynania się w wojnie polsko-polskiej.
Opcja "b" otwiera pytanie: z kim ta koalicja? Jedynym możliwym koalicjantem PiS jest Konfederacja, ale jakiekolwiek rozmowy koalicyjne na pewno spowodują niezłą "zadymę" zarówno w Konfederacji jak i w samym PiS. Z tego powodu, nawet gdyby jakieś porozumienie koalicyjne zostało zawarte, nie jest pewne, czy Koalicja miałaby większość - np. przy rozłamie w Konfederacji. Oczywiście kluczowe byłaba liczba posłów potrzebnych do uzyskania większości parlamentarnej.
Trzecia możliwość (c) spowodowałaby przedłużenie przedwyborczego "cepowania" w nieskończoność, przy skali nieporównywanie większej i kompletnej obstrukcji Sejmu.
Ostatnim scenariuszem - nazwijmy go "d" jest przejęcie władzy i utworzenie rządu przez antypisowską opozycję. Zadzieje się tak w przypadku:
- wygranej w wyborach jednej z partii opozycyjnych ( np. PO) i przy konsolidacji całego antyPiS ( prawdopodobnie bez Konfederacji) utworzenie większości parlamentarnej. Ewentualna konsolidacja antyPiS to także ciekawy wypadek przy np. próbie utworzenia przez PiS rządu mniejszościowego. Utworzenie takiego mniejszościowego rządu może okazać się niemożliwe i prezydent, który musiałby komuś powierzyć misję utworzenia rządu miałby porządną zagwozdkę. Aż strach się bać, jakie miałoby to przełożenie na skrajnie podzielone plemiona PiS i PO. Stan wyjątkowy? Zamieszki? Niewykluczone.
Innych scenariuszy ( pomijając inne, ale mało realne) nie ma. No chyba, że Kaczyński dogada się z Tuskiem, czego tak na 100 proc. bym nie wykluczał. Warto mieć jednak na uwadze, że Konstytucja jest tak skonstruowana, że moment powołania rządu jest kluczowy. Jak się już go powoła, to nie tak łatwo go obalić. Może którejś z partii (Lewica, Konfederacja) przyjść do głowy jednorazowy akt zgody na powołanie rządu, bez wejścia do niego. Wystarczy tylko jedno głosowanie. Jakie są benefity dla wspierających? Ano, niewielkie. Może jakaś nadzieja na przepchnięcia własnych projektów w ramach handlu wymiennego. Może jakieś synekurki, nie w rządzie, ale w instytucjach publicznych. Tak czy siak – jakaś współzależność, z drugiej strony szachowana wycofaniem poparcia. Rząd można byłoby go obalić poprzez odwołanie go, ale to wymagałby z kolei konstruktywnego wotum nieufności, czyli zaproponowania alternatywnego premiera z poparciem nowej większości. Trudne, a właściwie niemożliwe przy takich podziałach sejmowych partii. Szykuje się zatem - prawie na pewno - niewyobrażalny dziś chaos. Cieszmy się kampanią - tak szybko odejdzie....
Inne tematy w dziale Polityka