To już nie jest "Specjalna Operacja Wojskowa”, ale prawdziwa wojna. Cele są rozległe, podobnie jak środki. Wyraźne. Moskwa niedoszacowała poparcia Zachodu dla nieszczęsnego ukraińskiego narodu, nie doceniła także bohaterstwa wojsk i determinacji Ukraińców zeszłej wiosny. Lekcja została jednak szybko odrobiona i armia rosyjska w ciągu kilku miesięcy dokonała realnego wzrostu siły i skuteczności we wszystkich dziedzinach. Od teraz Władimir Putin, pragmatyczny fatalista, rozdrażniony kłamstwami "kolektywnego Zachodu”, nie ma innego wyjścia: żeby zachować twarz - musi dopiąć swoje militarne cele. Tym bardziej, że wygrywa na polu bitwy, a wojna wręcz "służy" rosyjskiej gospodarce. Amerykanie o tym wiedzą, ale wolą bezwstydnie poświęcać Ukraińców do momentu, kiedy będą mogli im powiedzieć: "próbowaliśmy wszystkiego, ale musimy się wycofać i negocjować. Im dłużej będziemy czekać, tym bardziej bolesne będą negocjacje i utracicie znaczne terytoria". Możemy takiej projekcji zaprzeczać, oburzać się na samą myśl o takim końcu, uważać to za niedopuszczalne, zaklinać rzeczywistość, ale tak właśnie jest/będzie.
Rok po wybuchu wojny można się zastanawiać, czy bardziej ranny jest rosyjski niedźwiedź, czy amerykański orzeł i europejskie wróble. Ukraina przegrała ten konflikt kilka miesięcy temu i jeśli NATO nie zaangażuje się (ze wszystkimi związanymi z tym zagrożeniami politycznymi i militarnymi) w otwartą konfrontację z Rosją, Kijów nie będzie w stanie, z wielu powodów, (przede wszystkim ze względu na kwestie liczebności armii i stan uzbrojenia) odwrócić losów wojny. Musimy zatem wyrwać się z nieodpowiedzialnego kłamstwa, jakie podtrzymują media, zwłaszcza w Polsce, na temat "zwycięstwa Ukrainy” czy "klęski Rosji” i zacząć traktować ten dziejący się wojenny dramat na poziomie realności i konsekwencji z tego wynikających. Główny nurt mediów ponosi w tym względzie bardzo dużą odpowiedzialność. Czas zakończyć informacyjną "biedę" i odejść od czystej propagandy. Zamiast bełkotu o "ruskich onucach", o "konspiracyjnej piątej kolumnie”, czy o "pożytecznych idiotach Putina", zamiast nawoływań do narodowego polowania na czarownice, godnego najgorszych wzorców totalitarnych - kiedy nie brak głosów, że "to nie nasza wojna" - należy wezwać wszystkie strony do jak najszybszego powstrzymania tej śmiercionośnej i bezsensownej już wojny.
Rząd Morawieckiego - jak zwykle zresztą - nie myśli o przyszłości, w której najprawdopodobniej znów "inni" ponad naszymi głowami, bez pytania nas o zdanie i bez zaproszenia do negocjacyjnego stołu, zdecydują o granicach, ustrojach i pozycji naszych sąsiadów. Nam pozostaną resztki z pańskiego stołu i status służących, których zasadniczą rolą jest słuchanie i wykonywanie poleceń. Zachód prędzej czy później wróci do politycznych i gospodarczych relacji z Rosją ( być może ograniczonych, ale jednak), Polska na tym tle będzie tylko rusofobicznym pariasem, od którego należy się trzymać z daleka. W Europie i na świecie już jest sporo takich opinii, dlatego ośmielam się wyłożyć na dyskusyjny stół pewną radę: niech polskie media zainteresują się wreszcie globalnym kontekstem tego konfliktu w Europie, tym, co się mówi i o czym decyduje w Pekinie, New Dehli, Teheranie, Ryadzie, Ankarze, Baku, Kairze, a nawet w Berlinie czy w Rzymie! Czas nawiązać połączenia i zmienić mały obiektyw teleskopu na szeroki kąt. Znaleźć czas na ciekawe materiały z Youtube, gdzie dobry tuzin byłych żołnierzy ( mam na myśli wojskowych amerykańskich lub brytyjskich) i byłych pracowników wywiadu, każdego dnia szczegółowo wyjaśniają, co naprawdę dzieje się na Ukrainie i jaki ma to wpływ na całą światową dyplomację.
Bo nie da się uciec od faktów. Także bardzo niewygodnego z punktu widzenia medialnej papki faktu, że Rosja wolała wojnę i potępienie Zachodu niż ryzyko, że jej istnienie będzie zagrożone przez zainstalowanie bazy NATO na jej bezpośredniej granicy. Przez ponad 15 lat wyrażała swoje obawy dotyczące bezpieczeństwa niezliczoną ilość razy i na wszystkich forach. Amerykańscy stratedzy doskonale o tym wiedzą i wykorzystali to do realizacji własnych celów, które już wielokrotnie wyjaśniał m.in. H. Kissinger, Macgregor czy G. Friedman. Obecna eskalacja sprawia, że z każdym dniem coraz bardziej prawdopodobne jest ostateczne ogólne spustoszenie w wyniku przypadku lub świadomego apokaliptycznego działania, biorąc pod uwagę choćby rosyjską przewagę technologiczną w zakresie broni hipersonicznej. Na co czekamy? Żeby się obudzić w zgliszczach, scenerii i "technologii" epoki kamienia łupanego i dopiero wtedy powiedzieć stop?
Z europejskiego punktu widzenia jest jeszcze jedna ważna sprawa, którą koniecznie trzeba poruszyć. Usytuowana jest ona na poziomie wartości wolności, tolerancji, demokracji i równości, które stanowią fundament powojennej Europy i jej rzekomego "moralnego” obowiązku. Chór wściekłych podżegaczy wojennych, którzy wykrzykują swoją nienawiść do Rosji, czynią to w imię tych samych "wartości”, które dają się skojarzyć z obecnym rządem ukraińskim. Rządem "demokratycznym" (sic!), który zdelegalizował partie polityczne i media opozycyjne zabraniając także używania języka rosyjskiego. Co gorsza z rządem, który od lat integruje ukraiński system polityczny z siłami ultra-nacjonalistyczne bojówek, których przemówienia, rytuały i emblematy świadczą o wszechobecnym piętnie ideologii nazistowskiej o niezliczonych z nią powiązaniach. W imię praw człowieka i wolności, Europa, która chce być pacyfistyczna i oświecona, broni i finansuje kraj ze szaleństwem antyslawizmu z podtekstem supremacji w regionie. To jest kompletne, absurdalne pomieszanie wartości, jakaś kosmiczna hipokryzja skrzyżowana z "filozofią Kalego".
Wszystko to sprawia, że mówimy o wojnie egzystencjalnej, ale nie tylko dla Rosji. To wojna o przyszłość świata i linię sił dla bezpieczeństwa w Europie. Chodziło o to, by raz na zawsze odciąć Rosję od Europy. Zrobione. Chodziło o uzależnienie Europy od amerykańskiego gazu. Zrobione. Żaden europejski przywódca nie znalazł winnego w sabotażu gazociągów NS 1 i 2. Podstawa niemieckiej potęgi przemysłowej zniknęła, Niemcy są w prawie w punkcie wyjścia, czyli tym po zakończeniu II Wojny Światowej. Zrobione. Polska wykazała się skrajną uległością i jest bardziej wroga Rosji niż Ukraina. Przy tym prawie kompletnie się rozbroiła. Zrobione. Co jeszcze ma być "zrobione"? Co jeszcze zdeterminuje wszechobecna Nienawiść, która zdominowała każdą debatę? O czym my w ogóle rozmawiamy? O Ukrainie, która jest w kawałkach i prawdopodobnie zostanie podzielona? Czy ktoś rozmawia o tym, że ukraiński naród cierpi z powodu szaleństwa rządu, który obiecał im pokój z Rosją, a tylko wzniecił wojnę? Kto myśli o ukraińskiej młodzieży, która nie mogła uciec na czas i jest wysyłana na front bez przygotowania do desperackich ataków, które mają ukryć przed światem nierównowagę sił i pozwolić wyżebrać następne miliardy i stosy broni?
Ukraina stała się państwem "tragicznym", jak u Arystotelesa, który pierwszy "wymyślił" tragicznego bohatera. I tak jak arystotelesowski bohater tragedii, Ukraina musi budzić wśród publiczności poczucie litości lub... strachu. Bo tak naprawdę Zachodowi nie chodzi wcale o ratowanie Ukrainy, ale poświęcenie jej na amerykańskim ołtarzu pragnienia osłabienia Rosji. OK, tylko jakim kosztem? Ukraina płaci za to ogromną cenę, a my, Polacy, jesteśmy chętni zapłacić jeszcze więcej. Przynajmniej tak wynika z deklaracji rządu PiS. Wpuściliśmy do ciasnego pokoju słonia, który nas może zmiażdżyć. I najgorsze jest to, że mało kto tego słonia widzi. Ta ślepota jest porażająca...
Inne tematy w dziale Polityka