Każda generalizacja jest złudnym uproszczeniem. Czy Polacy lubią Ukraińców? Lubią, jak znają, gdy Ukrainiec nie jest abstrakcyjnym pojęciem, tylko znajomym z pracy czy osiedla. Nie lubią, gdy mają odmienne poglądy albo konflikt interesów. No i przede wszystkim zależy to od ludzi. Jedni są otwarci, skłonni poznawać osoby innych narodowości, a drudzy są chorzy z nienawiści. W Polsce są zarówno ludzie, którzy ucierpieli z rąk ukraińskich i dlatego mają uprzedzenia, jak i tacy, którzy rezonują poglądami propagowanymi przez pewne środowiska polityczne. Są różne pola sporu. Taksówkarz powie, że Uber jest zły – i dla niego Uber to Ukraińcy.
Badania sprzed inwazji Rosji na Ukrainę pokazywały, że to jeden z najmniej lubianych przez nas narodów. CBOS od lat bada stosunek Polaków do innych nacji – i sympatia dla Ukraińców była mniejsza niż dla większości narodów europejskich. Porównując z innymi naszymi sąsiadami, plasowali się oni się między Rosjanami, których postrzegamy najgorzej, a Białorusinami. Przy czym od lat 90. stosunek Polaków do Ukraińców generalnie się polepszał, ale w ostatnich paru latach sympatia wobec nich znów spadła. Wystarczy poczytać, co pisali i mówili Polacy przed tą wojną - jakieś 80% było przeciwko sprowadzaniu się Ukraińców do Polski w celach zarobkowych. Wygląda zatem na to, że propagandowa kampania "miłości" do Ukraińców jest nadmuchaną do granic możliwości pustą wydmuszką inżynierii społecznej, a nasz rząd, wiedząc bardzo dobrze, że większość Polaków jest raczej anty ukraińska, uchwalił skandaliczną z punktu widzenia państwa prawa - ustawę o konfiskacie majątków za prorosyjską postawę. Czyli - innymi słowy - za brak postawy proukraińskiej.
Granicę z Polską przekroczyło już grubo ponad 2 mln. uchodźców z Ukrainy. Efekt w postaci spontanicznych, emocjonalnych i bardzo altruistycznych reakcji polskiego społeczeństwa są dla niego dosyć charakterystyczne. Widzimy to co roku przy okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - wtedy też następuje taki zryw. Jednak emocje dość szybko się wyczerpują i nie można na nich bazować. Zwłaszcza, kiedy chodzi o 2,5 miliona uchodźców uciekających przed wojną - Polacy chcą pomagać, nie można jednak liczyć na to, że to będzie trwało zawsze. Wspólna kuchnia i łazienka to dobre rozwiązanie tylko na chwilę. To są przecież obcy ludzie. Jesteśmy pełni współczucia, ale mamy swoje granice, a emocje się wygaszają. Co wtedy? Wrócą upiory przeszłości, bo przecież przed II wojną światową, rząd polski także wspierał finansowo Ukraińców, a potem był Wołyń, Małopolska? Polski naród bardzo krótką ma pamięć, to wsparcie dla Ukraińców przez zwykłych Polaków, to coś z pogranicza lekkomyślności - być może hodujemy sobie pryszcz na tyłku, który rozrośnie się do niszczącego raka. Jak ufać narodowi, w którym banderyzm jest wpajany Ukraińcom od dzieciństwa?
Mało kto wie, że w 2016 roku inicjatywy ukraińskiego IPN zmieniono program nauczania historii w starszych klasach szkół średnich. W jego ramach został położony nacisk m.in. na proniemiecki i profaszystowski Akt Odnowienia Państwa Ukraińskiego, Banderę i UPA, "konfrontację polsko-ukraińską”, a także na akcję "Wisła”. Uczniowie zapoznają się także z m.in. z pojęciami "integralnego nacjonalizmu”, ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego, a także właśnie "pacyfikacji”. Z kolei na zajęciach dotyczących okresu II wojny światowej uczniowie przerabiają program związany z ukraińskim ruchem wyzwoleńczym – w tym ze Stepanem Banderą, UPA oraz "konfrontacją polsko-ukraińską”. Również z postaciami Stepana Bandery i Romana Szuchewycza.
Wojna na Ukrainie - oprócz aspektów militarnych i zbrodni wojennych na ludności cywilnej - ma także inny, bardzo niebezpieczny akcent. Jest to wojna totalna globalistycznych mediów z prawem mas do logicznego myślenia. Globaliści tą wojnę wygrywają i stąd wynika ta nasza dziwna, nagła i niespodziewana miłość do Ukrainy. Nie sposób negować koniecznej i obowiązkowej wręcz pomocy uchodźcom wojennym, ale pewne sprawy należałoby po prostu wyraźnie rozgraniczyć. Wiele osób, za mediami powtarza, że po wojnie Ukraina stanie się "siostrą" Polski, a Ukraińcy będą naszymi braćmi, ale kiedy zapytać ich na jakiej podstawie opierają swoje marzycielskie wizje, zapada kłopotliwe milczenie. Jakaś wdzięczność, poczucie zwrócenia długu dobroci? Problem w tym, że w polityce liczą się interesy, wartości humanistyczne to pojęcia drugorzędne, przeznaczone dla niepoprawnych marzycieli. Interesy Ukrainy są bowiem sprzeczne z interesem Polski i byłoby dobrze w końcu sobie to uświadomić. Unii Europejskiej nie przeszkadza banderowska tradycja na Ukrainie. Polska pokazuje, że jest gotowa przystać na przemilczenie ludobójstwa na Polakach, byle tylko Ukraińcy bili się z Moskalami. Ogłoszono więc, że milczenie na temat Wołynia leży w interesie Polski. Ale Ukraińcy nie chcą wyłącznie milczenia. Oni chcą, żeby ukraińskie ludobójstwo na Polakach zostało zanegowane. I może okazać się, że milczenie to za mało. Być może pewnego dnia usłyszymy, że negowanie Rzezi Wołyńskiej i akceptacja banderyzmu jest polską racją stanu. Co wtedy? Trudno zatem wyobrazić sobie większą sprzeczność interesów.
W 2017 roku Jarosław Kaczyński powiedział w wywiadzie dla "Gazety Polskiej”: "Jakiś czas temu długo rozmawiałem z prezydentem Poroszenką i powiedziałem mu wprost – z Banderą do Europy nie wejdziecie. Trzeba wybrać – albo integracja z Zachodem i odrzucenie tradycji UPA, albo Wschód i wszystko, co się z nim wiąże. Wiem, że taki sam przekaz popłynął do niego od pana prezydenta Andrzeja Dudy. Społeczeństwo ukraińskie, politycy ukraińscy stoją przed taką właśnie alternatywą. Nie można prowadzić polityki w oderwaniu od rzeczywistości, a ona wygląda tak, jak powiedziałem panu Poroszence."
Dziś Kaczyński robi ze swojej gęby cholewę i nieodpowiedzialnie angażuje się w wojnę, która - jak każda inna wojna - nie jest wojną wyłącznie czarno - białą i oprócz wielu aspektów dotyczących przyczyn i celów tej wojny, istnieje w niej sporo odcieni szarości. Ale my, Polacy, mamy nienawidzić Rosjan i kochać biednych, skrzywdzonych, sponiewieranych Ukraińców. Tak przebiega warunkowanie. Zbliżone do przypadku psów Pawłowa. Teraz wspomnienie o Rosji i Ukrainie wprowadza nas w pożądany przez socjoinżynierów stan emocjonalnego wzmożenia - chodzi o zbudowanie przeświadczenia, że pomaganie Ukrainie ma głęboki sens, że nasze wysiłki przybliżają "ostateczne zwycięstwo” słusznej sprawy. Tylko nikt nie zastanawia się, czy wszystkie te wysiłki i całe to oszalałe "wzmożenie” będzie miało jakikolwiek sens i pożytek zarówno dla Ukraińców, jak i dla Polaków. Wściekła propaganda mainstreamowa eliminuje wszelkie próby refleksji a każdy, kto odważy się na niezależnie myślenie jest piętnowany, jako zdrajca i obcy agent a tabuny zindoktrynowanych bogoojczyźnianych tzw. "Januszy” próbują zrobić wszystko, aby "podstawić mu nogę” w życiu osobistym i pracy zawodowej. Tropiciel "ruskich onuc" to teraz zajęcie cieszące się największym autorytetem w polskim społeczeństwie.
Ale chyba pora się obudzić. Pora wytrzeźwieć od sztucznej przyjaźni polsko -ukraińskiej, bo takiej prawdziwej i szczerej nie było i nie będzie. Jako, że Ukraina jest naszym sąsiadem Polska zamiast dolewać benzyny do konfliktu powinna się zaangażować jak najszybciej w zainicjowanie procesu pokojowego. Jest w naszym interesie, aby wojna nie rozlała się dalej i nie zablokowała pomostu handlowego Wchód – Zachód, gdyż wówczas Polska utraci wszystkie profity z racji swojego tranzytowego położenia w Europie. Dlatego polski rząd i wszystkie opcje polityczne powinny stać się ambasadorami pokoju w naszej części kontynentu. Nie ma żadnego ważnego powodu abyśmy dobrowolnie ograniczali sobie możliwości prowadzenia polityki wschodniej w przyszłości. Czas myśleć o sobie i naszych interesach. A ja niezłomnie Ukraińców nie lubię , nie ufam im i niezłomnie uważam, że to nie jest nasza wojna.
Inne tematy w dziale Polityka