Wróciłem niedawno do czytania "Roku 1984" Georga Orwella. To jedna z tych powieści, w której za każdym razem można odnaleźć coś nowego, coś, co ma bezpośrednie i - niestety - aktualne odniesienie do rzeczywistości w jakiej żyjemy. Na dziś oczywisty trop prowadzi do świata współczesnych cyfrowych technologii, które coraz mocniej zacierają granice między "jestestwem" publicznym i prywatnym, wystawiając każdego na publiczny widok i czyniąc obiektem totalnej inwigilacji. Ten "nie orwellowski" Wielki Brat, powszechnie już obecny w Chinach, ma potencjał posiadania o każdym z nas wiedzy większej, niż sami wiemy o sobie. Orwell nie napisał jednak dystopii technologicznej, tylko zrealizowany w postaci powieści traktat o ostatnim wolnym (?) człowieku.
Przy okazji sieciowego researchu na temat powieści Orwella, wpadł mi w oczy esej Marthy C. Nussbaum, amerykańskiej filozofki, zatytułowany "The Death of Pity: Orwell and American Political Life” ze zbioru "On Nineteen Eighty-Four” z 2005 r. Nie mamy tu do czynienia z byle kim, bo Nussbaum od ponad trzydziestu lat jest profesorką na Uniwersytecie Chicagowskim, jednym z najbardziej prestiżowych prywatnych uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych, gdzie piastuje łączone stanowisko profesora prawa i etyki na Wydziale Filozofii i w Szkole Nauk Prawnych oraz dodatkowo wykłada na Wydziale Literatury Klasycznej, Nauk Politycznych, a także Studiów Południowoazjatyckich. Została pierwszą kobietą przyjętą w zastęp elitarnego Society of Fellows, zrzeszającego najwybitniejszych akademików na Uniwersytecie Harvarda. Wspomniana publikacja jest nie mniej ciekawa niż powieść Orwella, szczególnie po "upgradzie" ujętym w formie książki wydanej wkrótce po objęciu prezydentury przez Donalda Trumpa. Rzecz dotyczy społeczeństwa amerykańskiego, ale na dziś jest doskonałym uniwersum dla całego świata zachodniego.
Osią jej rozważań jest opisywane przez Winstona Smitha w dzienniku zdarzenie, z pozoru nic nie znaczące i nieważne. Chodzi o scenę z kroniki filmowej, gdy na morzu wypełnioną łódź atakuje helikopter. Smith zwraca uwagę na matkę wtulającą swoje dziecko w ramiona, jakby chciała swym ciałem ochronić je przed pociskami. Nussbaum z tego gestu wyprowadza teorię moralności opartą na bliskości i podstawowej więzi powstającej między najbliższymi sobie ludźmi w złożonym procesie, jaki zaczyna się w momencie urodzenia dziecka. Noworodek nie widzi nikogo poza sobą, jest doskonałym narcyzem dążącym do zaspokojenia swoich potrzeb i żyjącym w ciągłym strachu, że "karmiąca pierś” nie pojawi się na zawołanie. Rozwój dziecka polega na odkrywaniu "karmiącej piersi” jako drugiej osoby i wykształcaniu bardziej złożonych uczuć i zdolności współczucia z drugą osobą.
Dalsza część eseju prowadzi do dosyć oczywistego wniosku: ten etap rozwoju dziecka, żyjącego w ciągłym strachu przed zabraniem karmiącej piersi jest kluczowy dla wykształcania społecznej i politycznej podmiotowości opartej na takich uczuciach moralnych jak miłość, współczucie i miłosierdzie. Te uczucia wypracowane w sferze prywatnej, rodzinnej – w relacji rozwijającej się wśród osób najbliższych – mają kluczowe znaczenie dla kształtowania przestrzeni publicznej. Jeżeli ten proces zakłócić, przerwać lub kompletnie unicestwić, to po drugiej stronie równania otrzymujemy dokładnie to, co opisał Orwell: społeczeństwo, w którym nie ma już współczucia i miłosierdzia, bo zniszczone zostały podstawy ich wykształcania – relacje w kręgu najbliższych. Rodzina z "podstawowej komórki społecznej” przekształcona jest w "podstawowy krąg nienawiści”. Narzędziem destrukcji nie jest totalny terror, tylko strach jako siła uruchamiająca mechanizm regresu do stanu pierwotnego narcyzmu, kiedy nie dostrzegamy nikogo i nie współczujemy nikomu poza sobą, całkowicie uzależnieni od "karmiącej piersi” – wszechmocnego Wielkiego Brata.
Kiedy uważnie rozejrzymy się wokół nas, bez trudu zauważymy, że w coraz większym stopniu ogarnia nas ów pierwotny narcyzm. Coraz rzadziej myślimy w kategorii "my", coraz częściej jest to myślenie "ja". Kto pamięta jeszcze "wyścig szczurów" z przełomu wieku XX i XXI? Ówczesny powód do szyderstw, na dziś stał się normą i nawet nie zauważyliśmy kiedy i jak to się stało. Słynne "cancel culture", oprócz "kancelowania" zdobyczy kultury i sztuki, stało się taranem podstawowych więzi o których mowa: na porządku dziennym jest promowanie aborcji, związków homoseksualnych, coraz bardziej szokujących "porad" i sposobów wychowywania dzieci, a nade wszystko podważanie sensu istnienia rodziny w tradycyjnym rozumieniu. Wszystkiemu temu towarzyszy przemożny STRACH. Strach przed zaszufladkowaniem do statusu zacofanych obskurantów, strach przed ostracyzmem, strach przed wypadnięciem z pędzącego stada. Gazety i portale internetowe codziennie dawkują nową porcję strachu: tego nie jedz, kup sobie to, masz takie objawy - umrzesz, tak tego nie rób, popełniasz błąd... itd. Straszyć można klimatem, konserwatywną partią, podatkami, religią i stylem życia.. Niemal wszystkim. Od dwóch lat strach to pandemia: podawane statystyki szokują, jest nowy wariant, zaszczep się, niezaszczepieni umierają i wkrótce czeka ich rzeź. Z przeciwnego bieguna straszą nas nadchodzącym totalitaryzmem, czipowaniem, grafenem, końcem własności prywatnej, nowym niewolnictwem i segregacją na niespotykaną skalę.
To On, Strach prowadzi prowadzi do destrukcji przestrzeni moralnej, do zbiorowego narcyzmu, stanu, w którym tracimy nie tylko zdolność do współodczuwania z innymi, lecz także umiejętność racjonalnej oceny rzeczywistości. Z jednej strony tracimy zdolność do rozumienia konsekwencji swoich czynów w wymiarze globalnym. Z drugiej sypią się wewnętrzne więzi czyniące z jednostek społeczność wolnych, autonomicznych ludzi. Jesteśmy o krok, od powrotu do pierwotnego instynktu podanej piersi. Niektórzy już wypatrują Wielkiego Brata jak Mesjasza, Chrystusa naszych czasów, który w prosty sposób wyprowadzi nas z pandemii, zatrzyma zagrożenia klimatyczne, usprawni gospodarkę i ekonomię, zagwarantuje znośny byt. Zatrzyma Strach. Ludzie już kochają Wielkiego Brata, który uwolni ich od codziennych, kłopotliwych decyzji, uciążliwego myślenia i nieustających wyborów. Czyż To nie piękne? Czy można nie pokochać Wielkiego Brata? Wojna to pokój. Wolność to niewola. Ignorancja to siła.
Może nie buntuj się już Winstonie, te twoje niecne pamiętniki i tak pójdą z dymem, nikt ich nie będzie pamiętał. Będzie pięknie, musisz tylko zaufać Ministerstwu Prawdy, wspierać Ministerstwo Pokoju, być posłusznym Ministerstwu Miłości, a w zamian pamiętać o tobie będzie Ministerstwo Obfitości. To tak niewiele Winstonie za tak wiele, które daje ci Wielki Brat.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo