Notka napisana tylko "gościnnie", ze względu na gorący temat powrotu Donalda Tuska.
Odpowiadając na tak postawione tytułowe pytanie, należy krótko odpowiedzieć: nic nie może. Te wszystkie mądre i głupie analizy, ( spodobał mi się tylko rzeczowy, krótki i konkretny felieton Sławomira Jastrzębowskiego) oceny i opinie dotyczące powrotu Tuska do krajowej polityki można właściwie zgnieść w kulkę i spokojnie wyrzucić do kosza. Bo w istocie tego comebacku, Tusk wylazł na mównicę i powiedział, że jest debeściakiem, będzie bardziej totalny od Budki, Trzaskowskiego i Brejzy razem wziętych i że to on pokaże Kaczyńskiemu gdzie raki zimują. Tyle to i ja mogę, bo napiszę na ten przykład, że jestem młodym, przystojnym, wysportowanym blondynem i wygram konkurs Mister World. Niestety rzeczywistość jest inna i niezmiennie osadzona w konkretnych warunkach.
Anno Domini 2021 w Polsce ( i w całym świecie, głównie tzw. zachodnim) warunki bytu politycznego kształtuje pandemia. Podziały polityczne, chociaż oczywiście dalej istnieją, determinują lockodowny, covidowe statystyki, szczepienia i teorie, które z biegiem czasu okazują się wcale nie takie spiskowe. Tusk uderzył mocno w nuty starych podziałów PO vs. PiS, czyli polskiego Tutsi i Hutu, licząc zapewne, że zadziała wypróbowany w 2007 roku sposób "polityki miłości". Problem w tym, że od roku 2015 totalny anty-pis po prostu nie działa, przy czym totalność jest odwrotnie proporcjonalna do pożądanych skutków, o czym boleśnie przekonał się Schetyna i Budka, nie licząc KODziarzy i popłuczyn po Petru. Ale merkelowy debeściak uważa, że teraz będzie inaczej. I tu może mieć nawet rację, bowiem pomysł powrotu na polską scenę polityczną nie zrodził się pod peruwiańską czapeczką podczas wypalania kubańskiego cygara, ale został raczej precyzyjnie zaplanowany w gabinecie Frau Merkel, co to straciła cierpliwość do Polski. - Bo widzicie, rozumicie Tusku, musisz pojechać do Polen i zrobić tam ordnung, przynajmniej taki, coby ten burak Kaczyński przestał nam bruździć. Bo my przecież, wicie, rozumicie, nowy ład postpandemiczny wprowadzamy i nie możemy sobie pozwolić, żeby za Odrą mieć wieczny burdel.
Czy tak zdefiniowała to Frau Merkel nie wiem, ale wiem, że w powrocie Tuska przypadku nie ma, bo być nie może. Jak wiemy, UE stworzyła fundusz odbudowy gospodarki europejskiej, w którym jest 750 miliardów euro. Już samo mówienie o odbudowie jest sporą manipulacją, bo chodzi o tworzenie nowej gospodarki, a nie rekonstrukcję tego, co ucierpiało w wyniku pandemii. Unia nie będzie koncentrować się na tym, by pomóc szewcowi, który padnie, wspierać krawca, fryzjera, właściciela baru, gospodarstwa agroturystyki, firmy transportowej, kwiaciarni czy osiedlowego sklepu z mydłem i powidłem. Gigantyczne środki mają iść na "transformację klimatyczną i cyfrową” oraz na "zrównoważony rozwój": cokolwiek to znaczy - strach się bać. Te gigantyczne środki to pieniądze pożyczone, a skoro tak, to UE pożyczkę musi spłacić. Jak? To proste: w Brukseli już się mówi o konieczności zmian podatkowych. Wprowadzone będą zatem nowe opłaty paneuropejskie – od transakcji finansowych, cyfrowe, korporacyjne, od krzywych ogórków i prostych bananów - przecież wyobraźnia eurokratów jest nieskończona.
No dobrze - powie ktoś - ale przecież Morawiecki z Kaczyńskim dali się bez oporów zaprząc w szaleństwo transformacji klimatyczno- cyfrowej, a "Nowy Ład" i "zrównoważony rozwój" PiS wzięło sobie na sztandary. Zauważmy jednak, że przy całym złu wejścia w unijny fundusz odbudowy ( który na pokolenia wiąże Polskę finansowo) PiS zamierza lwią część otrzymanych (czyt. pożyczonych) funduszy zainwestować w projekty rozwojowe dla polskiej gospodarki. Różne, bo są to projekty i infrastrukturalne i przemysłowe, problem tylko w tym, że ich realizacja stoi ością w niemieckim gardle, bo po co nam to wszystko, skoro wszystko jest w Berlinie? Kto ma spłacać gigantyczne długi zaciągnięte przez UE w bankach? Niemcy? Francuzi? Holendrzy? Belgowie? No nie, od tego są Polacy, Czesi, Rumuni, Bułgarzy, Węgrzy, może jeszcze Grecy, bo cholernie są leniwi. Mają tyrać na dobrobyt transformacyjny Niemca i Francuza i koniec. A jak będą mieć swoje dochodowe przedsięwzięcia, to owszem, długi będą spłacać, ale zyski zostaną u nich, a my (Niemcy) obejdziemy się smakiem. Proste jak budowa cepa, zwłaszcza kiedy zauważymy jaką wojnę "totalsi" toczą o podział funduszu, domagając się przekazania kasy samorządom, czyli tak naprawdę roztrwonienia pieniędzy na tęczowe bzdury i lokalne zachciewajki samorządowych kacyków. Jako pewnik należy też przyjąć, że ewentualna władza w rękach Tuska spowoduje przeniesienie wszystkich planowanych nakładów inwestycyjnych na blitzkrieg uderzający w polskie kopalnie węgla i elektrownie, skazując Polaków na drogi import energii, fotowoltaikę i wiatraki, które jak w styczniu zamarzną, to przeniosą nas wprost do Teksasu z minionej zimy.
I tu dochodzimy do clou zjawiska pt. powrót Tuska. Jak już powszechnie wiadomo, od połowy sierpnia będziemy mieć w Polsce ( i nie tylko w Polsce) czwartą falę covidową - zatem najpewniej czeka nas powtórka z rozrywki, czyli lockdown co dwa tygodnie, covidowe szpitale, przychodnie zamienione w twierdze, zdalną naukę i kwarantannowy cyrk. Podziały polityczne pójdą w odstawkę, podział będzie przebiegać raczej po linii ludzi martwiących się o pracę i swoje wolnościowe swobody obywatelskie, o swoje małe biznesy restauracyjno- fryzjerskie i gorącymi zwolennikami covidowej religii i regulacji a'la Horban. To jest zła wiadomość dla Tuska, który agresję polityczną będzie musiał schować głęboko do kieszeni. Oczywiście zmieni retorykę na atakującą rząd w kwestii służby zdrowia, szczepień, szpitali etc., ale linii podziału nie jest w stanie zmienić.
Pytanie, która strona uzyska przewagę. Rzad PiS marnie bo marnie, ale cząstkowo liczy się z generalnie anty-covdowymi i anty-szczepionkowymi nastrojami Polaków, jak gdyby wyznaczając sobie granice zdrowego rozsądku, czyli dotąd tak, ale nie dalej. Przynajmniej - jak na razie - nie posunęli się do wprowadzania godziny policyjnej, stanu wyjątkowego czy rozważania postulatu przymusu szczepień - i to mimo nacisku "Horbanów". Stawiam dolary przeciwko orzechom, że Tusk żadnych skrupułów mieć nie będzie: stan wyjątkowy, drakońskie restrykcje, i doprowadzanie opornych do szczepienia pod bronią - niekoniecznie tylko gładkolufową. Oczywiście dla dobra "ogółu" Polaków, bo przecież były premier tylko dobrem Polski i Polaków się kieruje.
Byłbym bardzo naiwny, gdybym sądził, że taka ewentualna sytuacja Tuska zaskoczy. Nie, on bez wątpienia ma rozpisany scenariusz covidowy i być może agresywne wejście Tuska teraz, to pewnego rodzaju przygotowanie artyleryjskie, które narobi hałasu i szumu, ale szkód nie uczyni. Za to odwróci uwagę Nowogrodzkiej. PiS z napisanymi gdzie indziej scenariuszami zupełnie sobie nie radzi, ale nie przesądzałbym o tryumfie Tuska - zadecyduje postawa społeczeństwa i biegnąca linia podziału. Tusk nic nie może, nawet przy wsparciu mocodawców, którzy powierzyli jemu taką misję.
Kemir
Inne tematy w dziale Polityka