Dobrnęliśmy do czasów, w których tzw. poprawność polityczna zamienia się w cenzurę i ideologiczny terror. Krytyka wszelkich mniejszości, całych grupie społecznych, na przykład wyborców którejś z partii albo jakiejś mniejszości etnicznej może nas narazić na poważne kłopoty towarzyskie, niekiedy nawet karne. Wciąż niby można głośno mówić /pisać, że np. Greta Thunberg, to wykreowana przez lewaków ograniczona nastolatka z zespołem Aspergera, ale owe "można" zawiera gdzieś przestrogę, że lepiej o tym głośno nie mówić. Zatem - niby wszystko wolno powiedzieć, ale jednak nie wszystko, a jak już można, to niezbędne jest używanie języka pełnego okrągłych eufemizmów i dyplomacji, który zamieni nasz przekaz w niestrawną mdłą papkę.
Jeszcze niedawno można było ubolewać nad tym, że za rasizm była uznawana wszelka opinia, na jakikolwiek zresztą temat, niezgadzająca się z przyjętą opinią strażników polityki poprawności. Teraz wznieśliśmy się o stopień wyżej: by być rasistą, wystarczy po prostu być białym. Białość jest rasizmem. Biały człowiek z natury rzeczy jest rasistą, musi nim być i zawsze nim będzie. Nie może się zmienić; może tylko przepraszać, złożyć samokrytykę i pokornie zgodzić się na odebranie mu prawa głosu z racji bycia białym. I oczywiście klękać, jak piłkarze Chelsea i Manchesteru City w finale Ligi Mistrzów, w hołdzie .. no właśnie komu? Bo - mam nadziej -, że nie w hołdzie dla czarnego bandziora George’a Floyda. Tak czy siak tego rodzaju manifestacje wymyślone przez zidiociałych gorliwców neo-marksizmu, są pochodną skądinąd słusznej walki z dyskryminacją, w której jednak przede wszystkim wymusza się dziwne i nienaturalne formy językowe, a nawet zakazuje się formułowania w przestrzeni publicznej opinii, które mogłyby urazić czarnych, feministki, czy osoby związane z LGBTQ.
Dotychczasowe azyle wolności dyskusji, jakim były np. uniwersytety zamieniają się w centra politycznej poprawności i nie można już tam prowadzić swobodnej dyskusji o różnych drażliwych kwestiach, bo czujni ortodoksi poprawności politycznej gotowi są donieść komu trzeba, a lękliwe władze raczej nie odłożą takiej skargi ad acta. Niezbyt to współgra ze słynną amerykańską wolnością słowa, że przez litość o europejskiej nie wspomnę. Jak łatwo zauważyć, we wszystkich tych nowych definicjach rasizmu, gender, klimatu czy praworządności, wszelka krytyczność została odłączona od myślenia, pozostawiając ewentualnie samą krytykę - pod warunkiem, że użyjemy (jak napisałem wyżej) języka pełnego okrągłych eufemizmów i dyplomacji. Wynika z tego, że prawda obiektywna i nawet naukowa wiedza zakwalifikowane zostały do do narzędzi opresji wobec mniejszości. A skoro tak, to powstaje pytanie: a co z myśleniem? Nie wykluczam, że już niedługo walka z opresją się rozszerzy i obejmie także myślenie.
Zastępowanie normalności nienormalnością - a na tym polega polityczna poprawność - myślenie wyklucza i stawia ten proces jako wroga klasowego numer jeden. Ileż świat politycznej poprawności byłby doskonalszy, gdybym pisząc "czarnoskóry", "gej", "ono niebinarne", nie myślał "murzyn", "pedał", " chory zboczeniec". Tak jest - zakazać myślenia! Od razu stanę się lepszym człowiekiem. Pochłonie mnie walka o pokój, sprawiedliwość społeczną, ekologię, tolerancję, może nawet feminizm. Wtedy nawet politycznie poprawnie napiszę o Janie III Sobieskim: faszystowski dyktator przedrozbiorowej Polski. Rasista i islamofob. Zbrodniarz wojenny, ludobójca, sprawca czystek etnicznych dokonanych na członkach mniejszości tureckiej w Austrii. Na jego rozkaz pod Wiedniem zamordowano w 1683 roku około 20000 tureckich imigrantów. I nie zdziwi mnie obsadzenia ciemnoskórej aktorki w roli Małgorzaty Andegaweńskiej.
Na szczęście jeszcze myślenia nie zakazali. Śmiechu z tego polit - poprawnego cyrku też nie, zatem bawią mnie memy na których słoik pędów bambusa nazywa się sprintem Afroamerykanina, rowerowy pedał - gejem korbowym, a bezdomnego rdzennym mieszkańcem śmietnika. Mogę jeszcze kpić z lewackich lemingów, którzy na haju przemycanych w "fejsbukach" treści, wierzą, że doczekają się jakiegoś ideału na ziemi. Dla pacyfisty będzie to dzień, w którym skończą się wszystkie bitwy na całym świecie, dla piewcy ocieplenia – moment, w którym przestaną topnieć lodowce i glob pokryją kręcące się wiatraki, dla zwolennika równouprawnienia – chwila, w której niebinarni i feministki będą tworzyć całe rządy. Tyle tylko, że ów śmiech i kpina znika, kiedy zdamy sobie sprawę z tego, że problem w istocie jest tak poważnym, że wręcz fundamentalny dla naszego jestestwa.
Bo w potocznym rozumieniu poprawność polityczna funkcjonuje jako nieszkodliwe dziwactwo polegające na zastępowaniu pojęciem inności wypracowanych przez stulecia kategorii dobra i zła, piękna i brzydoty, prawdy i fałszu. To błąd. W istocie poprawność polityczna to medialnie sterowana, działająca z opóźnieniem, ale i długotrwała w skutkach, neomarksistowska bomba podłożona pod fundamenty naszej cywilizacji. Jeśli bowiem nie ma już prawdy i fałszu, to nie ma też poznania, jeśli nie ma piękna i brzydoty, to nie ma też sztuki, a jeśli ludzkie postępowanie nie podlega ocenom w kategoriach dobra i zła, głupoty i mądrości, to człowiek jest tylko zwierzęciem dysponującym rozumem, który już nie służy do analizy rzeczywistości, a jedynie do zaspokajania najprostszych potrzeb… Są to zresztą tylko potrzeby fizjologiczne, bo w zasadzie wszystkie potrzeby zwierzęta do tej kategorii potrzeb dają się zredukować.
Wystarczy jeszcze tylko zakazać myślenia.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo