kemir kemir
1322
BLOG

Marek Aureliusz w czasach Covid

kemir kemir Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 47

W 476 roku naszej ery nastoletni Romulus Augustus, zwany szyderczo przez swych wrogów Augustulusem – "Auguścikiem”, został pozbawiony władzy. Jego cesarskie insygnia odesłano do Konstantynopola, a jego samego wygnano do Neapolu. Te wydarzenia uznaje się za moment upadku cesarstwa zachodniorzymskiego i koniec starożytności. Romulus w niczym tak naprawdę jednak nie zawinił – praprzyczyn jego forsownej abdykacji historycy dopatrują się w wydarzeniach, które miały miejsce ponad trzy wieki wcześniej. Granica między końcówką potęgi Rzymu a początkiem jego upadku przypadła na rządy Marka Aureliusza. Stało się wówczas coś, co przetrzebiło armię, zadało cios gospodarce, odebrało Rzymowi nimb nietykalności, rozochociło barbarzyńców i podważyło świętość Pax Romana. Otóż w 165 roku imperium dopadła mordercza zaraza Antoninów. Dziś przypuszczamy, że był to wirus ospy prawdziwej. Od tego właśnie momentu nad Rzymem zaczęło zachodzić słońce.


Zaraza Antoninów nazywana jest też zarazą Galena, będącego wówczas nadwornym lekarzem cesarskim. Ów medyk wywarł wpływ na medycynę tak wielki, że jego w większości błędne przekonania, przyjęto za pewnik na stulecia. Niektóre były dogmatem medycznym do XIX wieku. Medycyna starożytnej Grecji, której ikoną jest grecki lekarz, którego imię jest dziś ogólnie znane – Hipokrates z Kos, stała prawdopodobnie na wyższym poziomie niż rzymska, zwłaszcza ta z czasów Galena. Ale Galen miał dar przekonywania i umiał wkoło siebie zrobić aurę wielkiego medyka. No cóż, jego "wielkość" uwidoczniła się wtedy, kiedy zwiał do rodzinnego Pergamonu. Oczywiście w momencie, gdy gdy zaraza zapukała do bram Rzymu.


Dlaczego zaraza, która wygasła trzy wieki przed upadkiem Rzymu, wskazywana jest jako jedna z przyczyn owego upadku? Bezpośrednio przecież wpłynąć na niego nie mogła. Odpowiedź jest dosyć prosta - o od tego momentu Rzym przestał poszerzać swoje granice, choroba bowiem znakomicie szerzyła się wśród legionistów. Ich ubytek był tak duży, że do wojska zaczęto wcielać gladiatorów oraz kryminalistów, co prawda tylko doraźnie, ale jednak. Siła militarna Rzymu nigdy nie miała już dorównać tej sprzed zarazy. Także raz pierwszy od ponad 250 lat barbarzyńcy wtargnęli na Półwysep Apeniński. Wiara w potęgę imperium zaczęła się kruszyć, a barbarzyńcy coraz śmielej poczynali sobie na granicach. Po śmierci, na skutek zarazy, Marka Aureliusza w 180 roku Rzym zaczął powolną, ale nieubłaganą drogę ku upadkowi.


Marek Aureliusz stawiał czoła nie tylko chorobie zakaźnej, która pochłonęła 15% populacji imperium rzymskiego, ale także znacznie gorszej infekcji – własnej bezradności wobec słabnącego na każdej płaszczyźnie państwa. Wraz z współrządzącym z nim Werusem wydał surowe przepisy dotyczące epidemii. Przedmiotem tych konstytucji było inicjowanie modłów w celu odwrócenia gniewu bogów oraz uporządkowania kwestii pochówków osób zmarłych w wyniku zarażanie wirusem. Marek Aureliusz w 167 r. wydał edykt, nakazując w nim składanie ofiar bogom rzymskim w celu odwrócenia ich gniewu i zakończenia epidemii. Wykonanie postanowień edyktu uważano za obywatelski obowiązek. W ten sposób władca zarządzał ludzkim strachem, którego ujściem miało być religijne wzmożenie, ale z drugiej strony zakazy, nakazy i regulacje strach zwielokrotniały. Czy w jakikolwiek sposób te działania ograniczyły zarazę? Nie, raczej wręcz przeciwnie: konsekwencją epidemii, razem z całym inwentarzem działania władzy i ludzi była destabilizacja wojska, miast, które pustoszały, pogorszenie sytuacji gospodarczej i politycznej. W konsekwencji pojedynczy ludzie, jak i całe społeczeństwo zachowywało się irracjonalnie, przeniknione strachem i lękiem przed utratą własnego życia.


I tu zaczynają się analogie ze współczesną epidemią Covid 19. Jeszcze niedawno wydawało się nam, że jesteśmy niekwestionowanym suwerenem planety i własnego losu. Żyjąc w czasach postępu, niezakłóconego dobrobytu, awangardowej technologii i innowacyjnej medycyny, nieoczekiwanie pojęliśmy, że nigdy nie czuliśmy się bardziej bezbronni. Pandemia COVID-19 obnażyła całą naszą bezsilność, przyniosła cierpienie i grozę oraz po raz pierwszy postawiła pod murem wszystkich razem: dobrych i złych, biednych i bogatych, ludzi anonimowych i celebrytów. Poczuliśmy się samotni, zaryglowani w klatce, bezradni. Przytłoczył nas egzystencjalny niepokój, napełniła goryczą wymuszona izolacja, a drastyczne restrykcje i rygory podszyły buntem.


Zaraza Antoninów była nie mniej destruktywna niż COVID-19. Tamtejsza ludność nie miała takich szans na ratunek, jakie mamy obecnie. Od prawie dziesięciu stuleci niewiele się zmieniło i nas też deprymuje dwojaka choroba. Dzięki nauce mamy szansę na pokonanie śmiertelnego wirusa, ale nie potrafimy wykorzenić drugiej infekcji, przeciwko której nie odkryliśmy jeszcze szczepionki. Infekcji bezradności władców, którzy zakazami, nakazami, edyktami, potęgują strach i wpędzają nas w coraz bardziej niebezpieczny wir irracjonalnych zachowań. Jak przy rządach Marka Aureliusza, zmuszono nas do składania ofiar w postaci haraczu straconego czasu w zamknięciu, utraty majątków, relacji międzyludzkich, utraty części swojego "jestestwa". Na świecie pojawiła się cała armia "Galenów", którzy tak jak u nas profesor Horban, albo straszą, albo zaklinają rzeczywistość - a właściwie jedno i drugie. Można się tylko zastanawiać, kiedy zwieje do swojego "rodzinnego Pergamonu".


Dziś "Rzym", w skutek absolutnego procesu globalizacji, obejmującego nie tylko sferę gospodarczo-ekonomiczną, rozciąga się na całą tzw. cywilizację zachodnią. Gdzie jest ten dzisiejszy Marek Aureliusz, wydający edykty nakazów i zakazów? Tu nie ma bowiem dowolności narodowych, czytaj: przemyślanego doboru środków zaradczych skorelowanych z sytuacją i specyfiką danego państwa. Wszystkie "edykty" są - poza nieistotnymi szczegółami - identyczne i wdrażane w poszczególnych państwach metodą kopiuj/wklej. Rządy wszystkich krajów zostały zmuszone do wpompowania w gospodarkę łącznie ponad 8 bln dolarów, czyli równowartość 10 proc. światowego PKB. Zatem ich potrzeby pożyczkowe wzrastają, ale jest oczywiste, że nie wszystkie poradzą sobie ze spłatą długów. Światu grozi największa od lat 80. XX w. fala rządowych niewypłacalności. Rządy także na niespotykaną skalę dodrukowują pieniądze, powodując inflację, ale - o dziwo - wskaźniki inflacyjne nagle zniknęły ze światowych i krajowych wykazów, lub są skrzętnie ukrywane.


Pandemia wytwarza w finansach publicznych napięcie, które grozi efektem domina. Najpierw upadną najsłabsi i najbiedniejsi, potem w tarapatach mogą znaleźć się także bogate państwa. Ekonomiczni eksperci obliczyli, że pandemiczne zakazy i nakazy doprowadziły do ograniczenia aktywności 3 mld ludzi. Międzynarodowa Organizacja Pracy szacuje, że nawet 25 mln ludzi na całym świecie zostanie zwolnionych. Konsumpcja ma spaść o 33%, a każdy miesiąc hibernacji gospodarki odznacza się negatywnym wpływem na globalne PKB w wysokości 2 pkt. proc. Ale jednocześnie łączny majątek światowych miliarderów od marca do grudnia 2020 roku wzrósł o 3,9 biliona dolarów - jak obliczył Oxfam – międzynarodowa organizacja humanitarna. 10 najbogatszych ludzi, wśród których są Jeff Bezos, Elon Musk, Bernard Arnault, Bill Gates i Mark Zuckerberg, powiększyło w tym okresie majątek o 540 miliardów dolarów - podał ten sam Oxfam. Jak wynika z raportu, ta suma wystarczyłaby, aby uchronić wszystkich ludzi na świecie przed popadnięciem w ubóstwo w wyniku pandemii i zapłacić za szczepionkę przeciw COVID-19 dla każdego. W raporcie stwierdzono także, że do września 2020 roku Jeff Bezos zarobił tak dużo, że mógłby dać wszystkim 876 tys. pracownikom Amazona premię w wysokości 105 tys. dolarów i nadal być tak zamożnym, jak przed pandemią.


Wnioski? Ci ludzie sprzedali nam strach za niebagatelną kwotę prawie cztery biliony dolarów. I nadal prowadzą sprzedaż w myśl zasady "kup pan cegłę". Skończyła się pewna epoka. Wiadomo już, że z dzisiejszego koszmaru wyjdziemy okaleczeni, biedniejsi i nic już nie będzie takie samo, że trzeba będzie ułożyć wszystko na nowo. Być może, gdyby teraz był tu obecny Marek Aureliusz, to powiedziałby, że jego czyny w czasach zarazy były błędem i przyznałby, że sprzeniewierzył się własnej zasadzie, w której uczył panowania nad emocjami. Powtórzyłby, że prawda jeszcze nikomu nie zaszkodziła i  wszyscy mamy jakieś zadanie na tej ziemi i każdy, nawet najmniejszy indywidualny wysiłek prowadzi do sukcesu zbiorowości. Zbiorowości - nie pojedynczych miliarderów!!!  Nigdy jeszcze lekcje "filozofa na tronie" nie były tak na czasie, jak w chwili obecnej. Ale dziś to chyba nie Marek Aureliusz wydaje edykty, ale jego syn i następca - okrutny Kommodus.




kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (47)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo