kemir kemir
4578
BLOG

"Mag z Rygi", czyli jak wyciągnąć hipopotama z bagna

kemir kemir Szachy Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

Na szachowej planszy jedni widzą przesuwające się bierki, inni dostrzegają próbę charakterów, test na inteligencję, katalog ludzkich zachowań, strategię wojenną i polityczną metaforę, życie w miniaturce i Bóg wie, co jeszcze. Sporą popularność zyskał sobie 7-odcinkowy "Gambit królowej". Opowieść o małoletniej sierocie, która w czasach zimnej wojny spuszcza łomot szachistom w krawatach, łapie wiele srok za ogon, ale chwyt jest mocny. W efekcie dostajemy nieoczywistą fuzję "Pięknego umysłu" i "Rocky’ego 4", wgląd do głowy genialnej dziewczyny i napisaną według prawideł kina sportowego, trzymającą w napięciu łamigłówkę rozwiązywaną na skraju fotela. I jeszcze dużo, dużo więcej. Sam jestem wielkim fanem szachów i mam nadzieję, że na swój sposób ten genialny moim zdaniem mini serial, przyczyni się do renesansu szachów jako najbardziej szlachetnej dyscypliny sportowej - i nie tylko. Przy okazji losów genialnej dziewczyny z filmu, przypominają się całkiem prawdziwi geniusze szachów, których warto przypomnieć nie tylko z powodu ich geniuszu, ale też z powodu niebanalnego życia i barwnych losów.


Bez wątpienia taką postacią jest Michaił Tal -  najbardziej lubiany szachista wszechczasów. Jego romantyczny, pełen  brawury i świeżości styl, dodał  całą gamę aromatów do szlachetnego szachowego dania. Był największym atakującym graczem i zawsze będzie doceniany za rewolucję, którą przyniósł szachowemu światu. "Mag z Rygi”, urodził się 9 listopada 1936 roku. Wykazał oznaki wczesnego geniuszu, nie tylko w najlepszej grze w szachy, bo wieku 3 lat był w stanie płynnie czytać, dwa lata później był w stanie wykonać 3-cyfrowe multiplikacje w swojej głowie, jako piętnastolatek pominął trzy poziomy klas i rozpoczął naukę na  uniwersytecie. W wieku19 lat grał w prestiżowych mistrzostwach ZSRR, a rok później wygrał Mistrzostwa ZSRR. Kim był?

Władimir Kramnik (XIV mistrz świata w szachach):Tal był gwiazdą. Prawdziwym geniuszem. Wydaje mi się, że grał przede wszystkim dla zabawy. To całkowicie nieprofesjonalne, ale on był do tego stopnia utalentowany, że osiągnął szczyt z tak amatorskim podejściem. Szachista jedyny w swoim rodzaju. Jestem przekonany, że ze swoim umysłem osiągnąłby sukces również na płaszczyźnie naukowej. Gdyby postawił na karierę akademicką, dostałby Nagrodę Nobla. Ale on wybrał szachy.

Sally Landau (pierwsza żona Tala): Kiedy wyszłam za Michaiła, miałam tylko dziewiętnaście lat. Byłam dzieckiem, które o życiu wiedziało mniej niż współczesne dwunastolatki. Nie miałam pojęcia, co to oznacza, być żoną szachisty. Czasami mam wrażenie, że Misza został zesłany na naszą planetę wyłącznie po to, by grać w szachy. On nie umarł, lecz wrócił do siebie.

Max Euwe (V mistrz świata w szachach): Tal stanowił swoistą mieszaninę wszystkich wielkich szachistów poprzednich generacji. Od Paula Morphy’ego zaczerpnął błyskotliwość. Od Wilhelma Steinitza – magię, od Emanuela Laskera – sztuczki psychologiczne, od Aleksandra Alechina – tempo gry. Z kolei od Michaiła Botwinnika przejął jego niezwykłą energię. Gdyby tylko wziął też przykład z Wasilija Smysłowa i nabrał choć trochę zdrowego rozsądku…


No właśnie. Rozsądek Tala opierał się bowiem na czterech filarach - szachach, kobietach, papierosach i wódce. Kiedy Tal na cztery lata przed śmiercią zdobywał ostatnie naprawdę znaczące trofeum w karierze – mistrzostwo świata w blitzu, czyli w szachach błyskawicznych – przed finałową partią upił się do tego stopnia, że trzeba było go zaholować na turniejową scenę i usadzić na krześle. Opadł na siedzenie z donośnym stęknięciem, wśród szmerów zniecierpliwionej i skonsternowanej publiczności, a jego przyjaciele spodziewali się całkowitej katastrofy. Ale "Czarodziej z Rygi” raz jeszcze zdołał ich zaskoczyć. Jego oczy, ledwie kilka chwil wcześniej mętnie wlepione w na wpół opróżnioną butelkę wódki, na widok szachownicy charakterystycznie błysnęły, a na twarzy zaigrał prowokacyjny uśmiech, który od tak wielu lat sprawiał, że plecy jego oponentów pokrywały się gęsią skórką. W tym pojedynku przeciwnikiem Tala był ormiański arcymistrz Rafajel Wahanian. I Wahanian powinien tą partię wygrać, bo pijany Tal popełnił fatalny błąd. Ale nic z tego - kilka chwil później został zaś zmuszony do poddania partii. Tal w mgnieniu oka odwrócił losy rywalizacji, na drodze do spektakularnego zwycięstwa poświęcając kolejno prawie cały zestaw swoich figur.

Można napisać: cały "Czarodziej z Rygi", którego filozofią w szachach było jego własne powiedzenie:W szachach musisz zaciągnąć rywala do ciemnego lasu. Do miejsca, gdzie 2+2=5. Tam ścieżka staje się zbyt wąska, by mogło nią maszerować dwóch zawodników. Zostajesz na niej sam.


Skalę jego geniuszu oddają liczne anegdoty jak np. ta ( cytuję fragmenty artykułu z linkowanego pod notką źródła) : W kwietniu 1987 roku trwał w najlepsze turniej szachowy w Brukseli. Imprezę zaszczycili swoją obecnością najpotężniejsi wówczas arcymistrzowie – między innymi Garri Kasparow, Anatolij Karpow i Jan Timman. Znaczące nazwiska dla dziejów gry królewskiej. Jednocześnie czas przy szachownicy bardzo intensywnie spędzali również dziennikarze, relacjonujący przebieg wydarzenia. Ćwieka zabił im bowiem James Plaskett, kolejny gracz o uznanej reputacji, który pojawił się w stolicy Belgii. Anglik dał przedstawicielom mediów zagadkę do rozwiązania. Poustawiał wybrane bierki na szachownicy, tworząc układ, który przeszedł do historii jako "Łamigłówka Plasketta”. Zadanie było z pozoru proste. Poruszać się białymi w taki sposób, by finalnie wygrać partię. Szybko się jednak okazało, że pozycja jest piekielnie podchwytliwa. Dziennikarze próbowali wszelkich możliwych kombinacji, lecz efekt zawsze był podobny – zero szans na zamatowanie czarnego króla. Od czasu do czasu w sali prasowej zjawiał się również któryś z zawodników, akurat mający przerwę od turniejowych zmagań. Szachowi tytani także próbowali rozwikłać zagadkę, ale nawet oni mieli z nią kłopoty. Pojawiły się wręcz podejrzenia, że Plaskett zakpił sobie z całego towarzystwa, albo coś zwyczajnie pokręcił.


image
podpis


I trudno się dziwić, gdyż z powyższym  układem bierek nie potrafią się skutecznie uporać nawet współczesne silniki szachowe. Wskazują one tak wyraźną przewagę po stronie czarnych, że właściwie niemożliwą do wytracenia, zakładając precyzyjną grę z obu stron. Skoro Tal był tak częstym gościem w pomieszczeniu okupowanym przez dziennikarzy, także i jego nie mogła ominąć próba zmierzenia się z układem sporządzonym przez Plasketta. Jak opowiadają świadkowie, Łotysz w ciszy wpatrywał się w szachownicę przez kilka chwil. Po czym… wyszedł z budynku. Wydawać się mogło, że i jego przerosło rozpracowanie skomplikowanego układu. Po godzinie spaceru Łotysz ponownie pojawił się w sali prasowej. Dziarskim krokiem skierował się do stołu z wciąż nieodgadnioną "Łamigłówką Plasketta” na szachownicy. Efekt zademonstrowanej przez niego serii posunięć wprawił wszystkich w osłupienie. Czarne, pomimo oczywistej przewagi materiału, znalazły się w potrzasku. Tal rozwikłał zagadkę wewnątrz swojego umysłu. Podczas przechadzki.


Jego atutem była fenomenalna pamięć. Posiadał niewiarygodną łatwość zapamiętywania tekstów czy nagrań. Jedną z jego ulubionych dziecięcych zabaw było szybkie przebieganie wzrokiem po stronie książki albo gazety, a potem recytowanie przeczytanego tekstu słowo w słowo. Słynna jest dziś anegdota, gdy Tal podczas pewnego turnieju w Zurychu rozegrał tak zwaną symultanę – mecz szachowy, w którym mierzył się jednocześnie z 38 przeciwnikami. Oczywiście doświadczonymi, a nie wziętymi z pierwszej łapanki. Zanotował imponujący wynik, lecz po zakończonej rozgrywce podszedł do niego jeden z rywali, który akurat zdołał pokonać "Czarodzieja”.

Tal na jego widok szeroko się uśmiechnął:

– Popełniłem błąd w końcówce, świetnie to wykorzystałeś – pochwalił swojego oponenta, który lekko się zafrasował. Sądził, że Tal, znany z sarkastycznych powiedzonek, może sobie z niego żartować.
– Pamiętasz naszą partię? – zapytał podejrzliwie Szwajcar.
– Pamiętam wszystkie swoje partie – odparł wciąż uśmiechnięty Tal.
– Tak? W takim razie proponuję zakład! – nastroszył się rywal Łotysza i podniósł głos, by wszyscy wkoło usłyszeli tę wymianę zdań. – Jeśli rzeczywiście zapamiętałeś naszą partię, bez problemu rozpiszesz wszystkie nasze posunięcia na kartce. To jak?

Talowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Chwycił za ołówek i zabrał się do pisania. Po kilku minutach intensywnej pracy wręczył wszystkim 38 przeciwnikom dokładny zapis każdej partii, jaką rozegrał w trakcie symultany. Szachistom szczęki poopadały na podłogę, a Łotysz – zadowolony z wywołanego wrażenia – zapalił papierosa i udał się w stronę bufetu na zasłużonego drinka.


Łotysz szokował stylem gry. Był właściwie zaprzeczeniem wszelkich teorii szachowych, opisanych i umownych reguł, które dotąd - charakteryzowały wybitnych szachistów. Jak np.  Michaiła Botwinnika, którego uważano wówczas w ZSRR za wzór szachisty. Botwinnik raczej nie cieszył się reputacją geniusza. Był bardziej mistrzem rzemiosła, które opanował do perfekcji i potrafił wycisnąć sto procent ze swojego talentu. Jako klasyczny tytan pracy i wybitny teoretyk, znakomicie zgłębiał wiedzę na temat szachów. Tygodniami rozpracowywał swoich najgroźniejszych oponentów, doszukując się słabości w ich grze. Harował nad tym, by jak najdoskonalej przygotować się do każdego spotkania. Również w wymiarze psychologicznym i fizycznym. "Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Michaił Botwinnik był w sowieckiej Rosji uważany za uosobienie szachów. Rzeka – Wołga. Poeta – Majakowski. Bramkarz – Jaszyn. Szachista – Botwinnik” / Giennadij Sosonko, "Mistrzowie, których znałem”/


Tal natomiast na szachownicy tworzył istne tsunami. Oczywiście, kiedy zachodziła taka potrzeba, potrafił grać pozycyjnie i ostrożnie ale jego żywiołem był = pozornie szaleńczy - atak. Obalał wszelkie teorie szukając zagrań  zupełnie innych, nie opisanych w żadnych podręcznikach. Chciał jak najbardziej skomplikować sytuację na planszy, by wytrącić przeciwnika ze strefy komfortu. Zaciągnąć go na nieznane wody. Dlatego – zwłaszcza na pierwszym etapie kariery – kompletnie się nie odnajdywał w zawodach drużynowych i często ponosił podczas takich rozgrywek porażki z mniej utalentowanymi przeciwnikami. Koledzy z zespołu nie pozwalali mu bowiem na brawurowe posunięcia i domagali się, by Łotysz trzymał się zagrań, które przewiduje szachowa teoria. – Jak grasz sam, możesz szaleć. Tutaj pracujemy na wspólny wynik, więc nie szarżuj i stosuj się do tego, co nakreślił nam trener – żądali stanowczo.


Misza pokornie słuchał, co zwykle kończyło się katastrofą. Nie umiał grać standardowo. Wygrywając swoje pierwsze mistrzostwo ZSRR, Tal w pokonanym polu pozostawił tak potężnych graczy jak Paul Keres, Dawid Bronstein, Boris Spasski, Wiktor Korcznoj, Tigran Petrosjan, Mark Tajmanow i Aleksander Tołusz. Szachowy top Związku Radzieckiego musiał uznać wyższość 21-letniego Łotysza, którego na starcie rozgrywek organizatorzy usadzili przy stoliku najbardziej oddalonym od trybun, ponieważ absolutnie nie podejrzewali, by miał on jakiekolwiek szanse na końcowy triumf. ówczesny mentor i trener Tala, Aleksander Koblenz, pilnował jak mógł, by Misza się wysypiał, porządnie jadał i generalnie koncentrował się wyłącznie na kolejnych starciach. Była to jednak walka z wiatrakami. Pewnej nocy Tal ( jak to on) wymknął się z hotelu na randkę z dziewczyną. W sumie nic złego, ale podpity włóczył się z nią nią pustymi ulicami Moskwy, prosząc się wręcz o kłopoty. W końcu spacerująca się po mieście para wzbudziła zainteresowanie milicyjnego patrolu. Tal,  chcąc zaimponować dziewczynie zaczął śmiało i złośliwie odpowiadać milicjantom. Dobry nastrój prysł, kiedy kazano mu się wylegitymować. Znany z roztargnienia Misza pozostawił paszport w hotelu, więc kilka chwil później siedział już w radiowozie kierującym się na pobliski komisariat. Rzecz jasna traktował to wszystko jako wspaniałą przygodę, a nie potencjalną przyczynę klęski w mistrzostwach. W komisariacie oficer dyżurny zdecydowanie nie był zadowolony, gdy zobaczył, że o tak późnej porze przyjdzie mu zajmować się jakimiś gówniarzami, zapewne pijanymi. Misza nie mógł się jednak nie uśmiechnąć, gdy zobaczył, od jakiego zajęcia oderwał się policjant. A jakże – przed ich przybyciem ślęczał w najlepsze przy szachownicy. Na dodatek widniał na niej układ z przerwanej partii Tala z Izaakiem Bolesławskim, zapewne podany kibicom w trakcie relacji radiowej z mistrzostw. Tak naprawdę to sam Łotysz powinien właśnie główkować nad tym układem, leżąc bezpiecznie w hotelowym łóżku. Tego przynajmniej oczekiwał od niego trener.

– Nazwisko? – warknął poirytowany dyżurny.
– Tal, Michaił Niechiemjewicz – odpowiedział szczerze Misza, wciąż szczerząc się jak głupi. Twarz milicjanta delikatnie spurpurowiała.
– Kolejny Tal, co? – mruknął podejrzliwie.
– Zdziwisz się – odparł Łotysz. – Ale ja nie jestem „kolejnym Talem”. Jestem TYM Talem.

Po paru minutach obaj znajdowali się już przy stole i rozpracowywali najbardziej przebiegłe sposoby na zamatowanie Bolesławskiego. Partnerka Miszy obserwowała zaś to wszystko, siedząc w kącie, z wypisaną na twarzy mieszanką znudzenia i gniewu. Pewnie myślała sobie wówczas, że już nigdy nie da się zaprosić na randkę żadnemu świrniętemu szachiście. Para ostatecznie opuściła policyjny posterunek dopiero o siódmej rano. Tal na złamanie karku popędził więc z powrotem do hotelu, oporządził się w pośpiechu i pognał na spotkanie Bolesławskiemu. Po mistrzostwach ZSRR łotewskiemu szachiście w trybie nadzwyczajnym przyznano tytuł arcymistrzowski. Trudno zaprzeczyć,  że nie zasłużył.


Kibice natychmiast oszaleli na punkcie Tala. Podobnie zresztą jak media, i to nie tylko w ZSRR. "Czarodziejowi” się to zresztą bardzo podobało. Był łasy na komplementy. Z nieskrywaną przyjemnością czytał artykuły prasowe, w których zachwycano się jego efektowną grą. Wielu czołowych szachistów postępowało odwrotnie. Starali się izolować od świata zewnętrznego, alergicznie reagowali na hałaśliwą publikę. Niekiedy organizatorzy przenosili nawet spotkania do zamkniętych pomieszczeń, by pozwolić zawodnikom na pełne skupienie. Tal nie był zwolennikiem tego rodzaju manewrów. Grał również dla kibiców, karmił się ich entuzjazmem. –Tal przywrócił szachy do korzeni. Grał nie po to, by pokonać przeciwnika poprzez przytłaczającą pozycyjną przewagę, ale po to, by go zamatować. Najbrutalniej, jak to tylko możliwe – powiedział Giennadij Sosonko. I trudno odmówić mu racji.


Sam Łotysz mówił natomiast: – Ludzie często porównują szachy z matematyką. Twierdzą nawet, że trzeba być wybitnym matematykiem, by zostać wybitnym szachistą. Nie zgadzam się z tym. Ja wolę porównywać szachy do muzyki. Kiedy oglądam mecze Botwinnika, widzę w nich fundamentalizm Bacha. Nie można wyciągnąć jednej nutki, bo runie cała konstrukcja. Głębię dźwięków Czajkowskiego odnajduję w grze Smysłowa. Wirtuozerię Liszta dostrzegam u Petrosjana. To oczywiście tylko skojarzenia, nic więcej. (…) Żyjemy dzisiaj w bogatym świecie. Mamy elektronikę, mamy mnóstwo języków obcych. Umiemy nawet jeździć na łyżwach. Można sobie wyobrazić świat bez szachów. A jednak wydaje mi się, że gdyby całkiem zniknęły, czegoś by nam bardzo dotkliwie brakowało. W 1958 roku 22-letni Tal obronił tytuł najlepszego szachisty ZSRR. Stało się jasne, że wkrótce poszuka on swoich szans podczas mistrzostw świata.


Wróćmy raz jeszcze do osobowości "Czarodzieja z Rygi".


Sally Landau (pierwsza żona Tala):Misza był nieprzygotowany do codziennego życia. Kiedy wyjeżdżał na turniej, nie potrafił się spakować. Nie wiedział, jak włączyć kuchenkę, żeby podgrzać sobie obiad. Kiedy nikogo nie było w domu, a on chciał nastawić wodę na herbatę, wpadał w panikę. A gdy widział mnie za kierownicą samochodu, patrzył na mnie jak na przybysza z kosmosu. Oczywiście mógłby te wszystkie czynności opanować, gdyby tylko zechciał. Lecz codzienność go nudziła. Uważał, że tego wszystkiego nie potrzebuje. Wiele osób dzisiaj spekuluje: „Gdyby Tal bardziej o siebie dbał…”. „Gdyby Tal prowadził inny styl życia”… To nie ma sensu. Gdyby żył inaczej, nie byłby sobą. Nie byłby Talem.

Jan Timman (holenderski arcymistrz): Wywierając presję na przeciwnika, wytwarzał wokół siebie swoiste promieniowanie. Pozwalał sobie na ryzyko, łamiąc wszelkie standardy. Zwłaszcza na początku swojej kariery. Pamiętam jego starcie z Dieterem Kellerem w Zurychu w 1959 roku. Tal mógł spokojnie zagrać o pozycyjną przewagę w otwarciu, zresztą dość znaczącą. Zamiast tego zdecydował się na poświęcenia wielu figur, które sprawiały wrażenie błędnych. Spowodowało to jednak takie napięcie, że przeciwnik nie wytrzymał presji. W pewnym momencie wszystkie jego figury znajdowały się jednocześnie pod biciem. Niewiarygodny pojedynek.

Bobby Fischer (XI mistrz świata w szachach): Jeżeli Tal nie zacznie się zachowywać, wybiję mu zęby.


– Był kompletnie niepraktyczny – opowiadała Landau. – Kiedy zapisywał się do turnieju, zapominał nawet zgłosić się po zwrot kosztów za przejazd i pobyt. Nie miał pojęcia o pieniądzach. Gdy wyjechał na mistrzostwa do Curacao, udało mu się wydać 500 dolarów w ciągu miesiąca wyłącznie na wizyty u fryzjera. Wiecie, co znaczyło 500 dolarów w Związku Radzieckim w 1962 roku? Początkowo jego karierę finansowali krewni, ale gdy ich zabrakło, cały ciężar utrzymania domu spadł na moje barki. Może trudno w to uwierzyć, lecz my byliśmy naprawdę biedni. W pewnym momencie nie miałam już za co kupić mleka, a w domu czekał na nie trzyletni syn. W końcu rzuciłam teatr i zaczęłam śpiewać, bo w ten sposób mogłam nieco więcej zarobić.

Łotysz bywał również trudny do zniesienia po porażkach.– Podczas turnieju w Maladze musiałam prać jego przepoconą koszulę dwadzieścia razy. Dlaczego? Bo to była „szczęśliwa koszula”! Kiedyś kupiłam mu nowe ubrania. Po długich namowach zdecydował się w nich wystąpić. Przegrał mecz i oczywiście za porażkę obwinił mnie.

Małżeństwo rozpadło się po zaledwie kilku latach, gdy Tal wdał się w głośny romans ze znaną moskiewską aktorką. Tak naprawdę częściej bywał wtedy w stolicy Rosji niż w rodzinnej Rydze, gdzie Sally z trudem próbowała wiązać koniec z końcem. Sprawa stała się zresztą polityczna. W 1964 roku Tal został wezwany do siedziby Komitetu Centralnego na rozmowę – ujmijmy to – wychowawczą. – Towarzyszu, jesteście sławni na całym świecie, ale żyjecie w Związku Radzieckim. Jesteście obywatelem Związku Radzieckiego. Macie rodzinę i dziecko. A teraz cały świat, nawet Zachód, plotkuje o waszym romansie. I jak to waszym zdaniem świadczy o Związku Radzieckim? – pouczał Tala jakiś smętny, partyjny urzędas. - Namyślcie się, towarzyszu. Albo wróćcie do żony i porzućcie kochankę, albo rozwiedźcie się z żoną i uczyńcie ze swojej kochanki uczciwą kobietę.


Do rozwodu ostatecznie doszło w 1970 roku. Tal na samotność nie mógł jednak narzekać.

– Uwielbiał blondynki, dlatego pewnego razu byłem bardzo zaskoczony, gdy zauważyłem go na spacerze z uroczą brunetką. „Ileż można grać białymi?” – zareagował z uśmiechem na moje zdumienie – wspominał Efim Geller, ukraiński arcymistrz. Z kolei Wiktor Korcznoj przytacza inną anegdotkę: – Podczas 17. Olimpiady Szachowej, która odbywała się na Kubie, wymknęliśmy się z Talem w nocy na imprezę. Niestety, Misza poprosił niewłaściwą kobietę do tańca. To znaczy – ta Kubanka wyglądała na bardzo zadowoloną, ale jej chłopak już niekoniecznie. Rozdzielił tańczących i rozbił Talowi butelkę na głowie. Miszę natychmiast odwieziono do szpitala, założono mu kilkanaście szwów. Nasi „opiekunowie” z KGB byli ponoć bardzo niezadowoleni z tego incydentu. Tal otrzymał surową reprymendę. Następnego dnia wystąpił w przyciemnianych okularach i z opatrunkiem na głowie. Wykręcił najlepszy wynik na turnieju.


Oddajmy głos Talowi: - Nigdy nie zapomnę mojego starcia z Jewgienijem Wasiukowem. Dotarliśmy do bardzo skomplikowanej pozycji. Moją intencją było poświęcenie skoczka, ale to nie było oczywiste zagranie. Miałem do przemyślenia mnóstwo wariantów. Nagle zdałem sobie jednak sprawę, że żaden konkretny nie przychodzi mi do głowy. W moim umyśle zagotowało się od chaotycznych koncepcji, które nie miały żadnego sensu. I nagle, nie wiem dlaczego, przypomniałem sobie klasyczny dwuwiersz Kornieja Iwanowicza Czukowskiego. „Och, jak trudne to zadanie, wyciągnąć hipopotama z bagna”. Nie mam pojęcia, jaki związek mają hipopotamy z szachami. Jestem natomiast pewny, że widzowie obserwowali moją zamyśloną twarz i byli przekonani, że analizuję układ bierek na szachownicy. Ale ja naprawdę zacząłem się zastanawiać, w jaki właściwie sposób wyciągnąłbym hipopotama z bagna.

– Rozważałem różne opcje. Liny, helikoptery, dźwignie. W końcu się poddałem. Doszedłem do wniosku: „A, niech się ten hipopotam utopi”. I on rzeczywiście gwałtownie zniknął z moich myśli. Sam się wydostał! Wróciłem myślami do szachów, a pozycja przestała mi się wydawać aż tak skomplikowana jak wcześniej. Skalkulowałem, że poświęcenie skoczka – którego chciałem dokonać intuicyjnie – w rzeczy samej jest obiecującym posunięciem i nie potrafiłem sobie go odmówić – przyznał Tal. – Następnego dnia ze śmiechem czytałem w gazecie: „Michaił Tal analizował pozycję przez czterdzieści minut, by słusznie poświęcić swoją figurę”.


W 1960 roku doszło wreszcie do starcia, które było nieuniknione i na które czekał cały szachowy świat. Wojna stylów, wojna pokoleń, wojna zupełnie odmiennych charakterów. Michaił Tal przystąpił do meczu o mistrzostwo świata, a jego rywalem był urzędujący MISTRZ - Michaił Botwinnik. "Czarodziej z Rygi” zaprezentował się na tle bardziej doświadczonego rywala fenomenalnie i strącił go z tronu. Stając się tym samym VIII mistrzem świata w szachach, a zarazem (przynajmniej na tamten moment) najmłodszym oficjalnym mistrzem w historii. Miał niespełna 24 lata. – Pojawienie się Tala na wielkiej szachowej scenie było niczym eksplozja bomby – mówił Wasilij Smysłow.– Wszystko mu się udawało. Można było odnieść wrażenie, że figury ożywają, gdy on nimi kieruje. Mógł kreować te swoje nieracjonalne pozycje i zawsze potrafił z nich wybrnąć. Osiągnął doskonałość, jeżeli chodzi o grę kombinacyjną.


Wydawało się wtedy,  że przed Talem długie lata dominacji. Pokonał samego Botwinnika. Wdrapał się na szczyt wcześniej niż którykolwiek z poprzednich mistrzów świata. Niestety -  panowanie "Czarodzieja z Rygi” potrwało zaledwie przez rok. Botwinnik wziął udany rewanż na Talu i bez większych trudności odebrał mu tron. Starszy z szachistów do drugiego starcia przystąpił doskonale przygotowany – rozpracował Tala na czynniki pierwsze i poznał wszystkie jego słabości. Tymczasem Łotysz, zamiast studiować partie swojego oponenta, leżał w szpitalnym łóżku. Znów dokuczyła mu nieznośna nerka. Trener Tala próbował załatwić przełożenie tego meczu, ponieważ nie było szans, by Tal doszedł do siebie – mówi Giennadij Sosonko. Łotewscy lekarze zarekomendowali, by Misza pozostał w szpitalu. Botwinnik żądał jednak, by jego rywala przebadali moskiewscy doktorzy. Kiedy Tal się o tym dowiedział, stwierdził krótko: "Nawet półżywy pokonam tego starego pierdołę. Niech przestanie kombinować”.

Tym razem jednak Tal przecenił swoje możliwości. O mistrzostwo świata już nigdy więcej nie zagrał. Oczywiście cały czas utrzymywał się na topie. Kiedy miał swój dzień, potrafił pokonać każdego. Bardzo mocno rozwinął się w aspektach, które początkowo stanowiły jego słabość. Przywykł do gry pozycyjnej, nabrał nieco rozwagi. Przełożyło się to między innymi na kolejne triumfy w mistrzostwach ZSRR w 1967, 1972, 1974 i 1978 roku. Lecz choroby i uzależnienia z roku na rok coraz bardziej dawały mu się we znaki. Po operacji usunięcia nerki uzależnił się od morfiny, prawdopodobnie zażywał również inne narkotyki, co tylko pogłębiało fatalny stan jego zdrowia. Dopiero jego trzecia żona, Angelina, zdołał go nakłonić, by używki ograniczył do papierosów i alkoholu. Posłuchał. Prawdopodobnie z wdzięczności za to, jaką troską otaczała go ta kobieta. – Wcześniej Misza nie wytrzymał z żadną partnerką dłużej niż dwa lata. Ze mną żył przez 22. Pewnie dlatego, że nie jestem dziwką – stwierdziła Angelina.



Zmierzch, zdecydowanie przedwczesny zmierzch wielkiej kariery Tala przyspieszył alkohol. Łotysz pił sporo ponad miarę, czym doprowadzał  do sytuacji niebezpiecznych i groteskowych. Kilka razy spowodował olbrzymie zamieszanie w hotelach, ponieważ zdarzało mu się zasnąć z papierosem w dłoni. Niewiele brakowało do pożaru. Kompletnie pijany zasypiał na wystawnych bankietach. – Pamiętam pewien Turniej Kandydatów z udziałem Tala. Zaczął po prostu fenomenalnie. Wygrał trzy albo cztery partie z rzędu i wyglądał na faworyta do końcowego triumfu – wspomina cytowany już Korcznoj. – A potem stało się coś dziwnego. W kolejnych partiach zaakceptował kilka szybkich remisów. Było to zupełnie nie w jego stylu, nie mogłem tego pojąć. Dopiero po czasie do mnie dotarło, w czym rzecz. Po każdej partii Tal wymykał się do baru na drinka. Kolejne porcje alkoholu stały się już dla niego istotniejsze od kolejnych zwycięstw. W końcu wraz z paroma kolegami znaleźliśmy go przy stoliku, z głową opuszczoną na piersi. Zanieśliśmy go do jego pokoju na rękach. Nie ocknął się. " Jak opisuje to Sosenko,Tal kochał życie w całej jego banalności. Dlatego tak często pił. Alkohol stał się integralną częścią jego codzienności, lecz nie było w tym żadnej głębszej filozofii. (…) Pewnego razu Misza zaprosił do klubu nocnego Anthony’ego Saidy’ego [amerykańskiego arcymistrza] i jego żonę. Zaraz po wejściu do lokalu kupił butelkę wódki. Anthony wychylił kieliszek, jego żona drugi. Pozostałą zawartość flaszki opróżnił Tal."

28 maja 1992 roku Tal zaczarował po raz ostatni.

Wymknął się ze szpitala, by wziąć udział w turnieju szachów błyskawicznych. Nie było to zresztą nic nowego w jego wykonaniu. Łotysz wielokrotnie uciekał ze szpitalnego łóżka, a potem znajdowano go w okolicznej knajpie lub w parku, gdzie grał sobie w najlepsze w szachy z przypadkowymi ludźmi i chętnie udzielał im wskazówek na przyszłość, analizując rozmaite warianty i pozycje. Tym razem jednak „Czarodziej z Rygi” postanowił się zmierzyć ze zdecydowanie nieprzypadkowym towarzystwem. Turniej, na który się nieoczekiwanie zapisał, był bowiem bardzo mocno obsadzony. Jego główną gwiazdą był zaś sam Garri Kasparow – mistrz świata od 1985 roku. Już wtedy zawodnik cieszący się statusem wybitnego, żywa legenda szachów. Kasparow wygrał tamtego dnia wszystkie partie. Poza jedną. – Tal wygrał okropnie, lecz wciąż był Talem. Tamtego dnia przegrałem tylko z nim. Potem wziąłem odwet, ale trzeba przyznać, że nawet wówczas miał jeszcze tę niewiarygodną wizję gry – wspominał Garri.


Dokładnie miesiąc po tym spotkaniu Michaił Tal zmarł. Oficjalną przyczyną śmierci był krwotok wewnętrzny, ale przyjaciele Łotysza twierdzą, że jego organizm po prostu odmówił posłuszeństwa. Przestał działać jako całość, zużyty chorobami, alkoholem i papierosami, które Tal odpalał jeden od drugiego.


Pewne analogie ze znakomitym serialem Netflixa są wręcz oczywiste. To chyba zawsze jest tak, że genialne umysły uwięzione są w ciałach ludzi zupełnie oddanym licznym słabościom i ułomnościom wynikających z "błędów natury" i pokus życia. Tal żył jak chciał , grał jak chciał i pewnie umarł jak chciał. W pamięci wielu ludzi pozostał nieśmiertelnym geniuszem królewskiej gry, która jest tak skomplikowaną grą, że nikt jej jeszcze nie "rozwiązał” – czyli nie odkrył strategii, która gwarantowałaby wygraną. Wydaje się to nieprawdopodobne, bo w końcu mamy do dyspozycji tylko 64 pola i bardzo ścisłe, logiczne reguły gry. A jednak. Ale jeżeli ktoś był bliski jej "rozwiązania" to niewątpliwie był to łotewski " Mag z Rygi". Zasiadając do "partyjki" pamiętajmy o nim, bo naprawdę warto.



https://weszlo.com/2020/11/13/michail-tal-czarodziej-rygi/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Michai%C5%82_Tal

http://nextews.com/4dcc14ba/














kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Sport