O Julkach i Oskarkach ze "Strajku Kobiet" powstało już sporo memów. Wynika z nich, że Julki i Oskarki łączą totalną ignorancję z histeryzowaniem, wiarą w istnienie 1000 płci oraz postulatem darmowych podpasek i prezerwatyw w szkolnej toalecie. No cóż, obecne młode pokolenie nie jest pewne swojej płci, ma problemy z zaliczeniem matury, a przy tym jest zadziwiająco podatne na wiarę w Płaską Ziemię. Pytanie: jak doszło do takiej idiokracji? No niestety, zawinili wszyscy. Rodzice, szkoła, Kościół, media… Rodzice są zwykle zajęci tyraniem w korpo na spłatę kredytów frankowych, utrzymaniem mieszkanek i samochodów oraz napawaniem się swoją wyższością nad mieszkańcami wsi, którzy w istocie mają większą kasę od nich i mieszkają we własnych domach. Z kolei Kościół - niestety - oferował katolicyzm kremówkowo-liberalno, dostrojony do płaczliwości Szymona Hołowni. W szkołach i uczelniach liberalni nieudacznicy indoktrynują dzieciaki - zamiast uczyć. To oni naprodukowali bataliony kretynów. A PiS przez pięć lat nie zrobił z tym bajzlem porządku – nawet nie zmienił podstawy programowej! A media? Włączasz Netflixa a tam oczywiście co drugi serial to jakieś gender, "niebiały" imigrant i inne lewicowo-liberalne wynalazki. Porównajmy to, co oglądaliśmy kilkanaście lat temu z tym, co teraz łykają dzieciaki. Doznamy niezłego szoku. Tak, jak np. w przypadku młodej uczestniczki jednego z popularnych teleturniejów, która nie wiedziała jaką broną białą posługiwali się Atos, Portos i Aramis, w konkluzji stwierdzając, że literatura Dumasa musi być bardzo niszowa, bo nigdy o nim nie słyszała.
Julkom i Oskarkom wystarczyło dać pretekst i objawić wodza w postaci kogoś tak wulgarnego, jak Marta Lempart, żeby ruszyć na Kościoły, dom Kaczyńskiego i szturmować policję. Okazało się jednak, że to nie gra w nowym ajfonie, tylko rzeczywistość w której można być wylegitymowanym, zatrzymanym, dostać pałą, albo nawet powąchać gazu. Bycie patobohaterem wcale nie jest łatwe, chociaż z drugiej strony obecność Julek na protestach stała się także blokadą dla ich pacyfikacji. Fatalnie by to wyglądało, gdyby w świat poszły obrazki młodzieży z flagami LGBT polewanej z armatek wodnych w "faszystowskiej Polsce”. Już i tak w tych przypadkach, gdy policjanci – rzadko bo rzadko, ale jednak – sprowadzali idiotki do porządku, liberałowie i inne samce beta podnoszą lament: "kobiety biją, buuuuu!!!”. Uderzenie kobiety – nawet samej zaczynającej bójkę – jest u nas wielką zbrodnią. No może odrobinę mniejszą niż kopnięcie pieska… Dylemat godny rozwiązania dla pani DR. Spurek.
Julki i Oskarki to rzecz jasna mięso armatnie. Wyprodukowane - jak to genialnie określił w jednej ze swoich notek bloger Kelkeszos - w wielkomiejskich "szklanych wieżach" i tam kształtowane - chociaż nie zupełnie bezpośrednio. Pierwowzór Julki i Oskarka najpierw oderwano od życia realnego, gdzie jego wybory miały znaczenie fundamentalne i zamknięto go w miejskich klatkach, a później także klatkach wirtualnych, gdzie niemal wszystko siłą rzeczy sprowadzone jest do logiki komercyjnej, gdzie rak konsumpcjonizmu ma świetne warunki do rozwoju – wszak, żeby przeżyć potrzeba jedynie pójść do sklepu tego czy innego rodzaju (lub wpisać odpowiedni link) i zakupić cokolwiek jest nam potrzebne, od jedzenia po rozrywkę. Coraz częściej tak podstawowa czynność jak chociażby przygotowanie posiłku jest pracą zbyt uciążliwą, dużo łatwiejsze jest przecież wykonanie telefonu (bo krótki spacer może być zbyt męczący) do pobliskiej restauracji… Wielkomiejskie życie, w oderwaniu od kontaktu z naturą – pozwalającym łatwiej uchwycić jakość zjawisk niż ich ilość – prowadzi do degeneracji ducha. Tajemniczość przyrody pobudza do stawiania pytań o “istotę” rzeczy, życie w zabetonowanym świecie przetworzonym przez człowieka powoduje mechaniczny, “ilościowy” do niego stosunek. Zamiast badań nad “istotą” próbuje się wykrywać “prawa” natury, pojmowane na wzór twierdzeń matematycznych. Bo w miastach wszystko jest racjonalne – wieżowce powstają dzięki stworzeniu skomplikowanych planów przez inżynierów, tramwaje przyjeżdżają i odjeżdżają wedle określonego rozkładu jazdy… Prawie nikt nie zauważa, że przez wszędobylskie latarnie nie widać niemal gwiazd. W tym wszystkim nie ma miejsca na zadanie tego podstawowego pytania – kim ja jestem i po co właściwie żyję? Maszyna działa sprawnie, my jesteśmy jej częścią, system miejsca na rozmyślanie nie przewidział.
Weźmy przeciętnego Oskarka. Jest taki Oskarek żywym dowodem na to, że ogromne, zatłoczone, naszpikowane technologią, oddalone od natury miasta nie sprzyja życiu po męsku. Rozwój technologicznego biznesu, w interesie którego była sprzedaż kolejnych udogodnień, spowodował zanik okazji do zmagania się z rzeczywistością. Nie tak dawno temu, żeby dostać się do sąsiedniego miasta mężczyzna musiał zadbać o cały szereg detali związanych np. z przygotowaniem konia do podróży, a także znosić znaczne niewygody przez dłuższy czas. Dziś podróż z Poznania do Warszawy wymaga jedynie zakupu biletu w kasie. Żeby mieć co jeść nie trzeba orać, siać, zbierać z pola, nie trzeba szlifować swoich umiejętności łowieckich czy hodowlanych. Największym polowaniem będzie spacer do pobliskiego spożywczaka. Współczesna rzeczywistość zwyczajnie wykastrowała mężczyzn. Stare powiedzenie, że mężczyzna powinien pachnieć whisky, koniem i tytoniem mnie osobiście pasuje, chociaż trzeba w tym wyraźnie położyć nacisk na słowo "pachnieć" - w przeciwieństwie do "śmierdzieć". Współcześni mężczyźni noszą wąskie spodnie, lakierowane buty i podkradają kremy swoim kobietom. Nierzadko dbają o swój wygląd bardziej niż niektóre panie. "Prawdziwego" faceta dziś rozpoznaje sie po gaciach Calvina Kleina, zegarku Diesla i długiej brodzie - plus aucie stanowiącym przedłużenie wciąż za małego penisa i wypasionym telefonie czy laptopie. Wiedza? Jeszcze nie tak dawno, aby się czegoś dowiedzieć trzeba było sięgnąć po encyklopedię grubą jak Magda Gesler. Albo nawet przespacerować się do biblioteki. Teraz każdy z nas ma w telefonie większą moc obliczeniową niż komputer, który wysłał człowieka na księżyc! Niesamowite. Mimo takich ułatwień Oskarek jest coraz… głupszy i bezradny. Ktoś dał małpie granat i bawi się obserwując jej poczynania. Jeżeli któryś z z Oskarków potrafi poprawnie chwycić śrubokręt i korzystając ze schematu znalezionego w sieci naprawić prosty sprzęt AGD, to urasta do miana półboga. Coraz większa grupa Oskarków ma problemy relacji z kobietami, zadowalają się stronami z filmikami "przyrodniczymi", a burzę hormonów rozładowują na "siłce". Bycie patobohaterem to dla nich odskocznia, sposób na leczenie masy kompleksów związanych z męskością, która już tylko tli się gdzieś w genach. Problem w tym, że zupełnie nie zdają sobie z tego sprawy.
Podobnie odrealnione jest życie współczesnych Julek . Dla przykładu – to kobieta jest przez naturę zobligowana do rozsądnego doboru swoich partnerów seksualnych. To ona więcej ryzykuje podczas stosunku seksualnego, to ona dziecko będzie nosiła przez 9 miesięcy pod swoim sercem, to ona w tym czasie potrzebuje opieki. Potomstwo jednak w systemie "szklanych wież", powoduje zastój w produkcji i zwrócenie lojalności pracownika w innym kierunku niż firma. Dlatego jest to zasadniczo niepożądane, przecież nowi pracownicy przyjadą z Afryki albo Azji. Kiedyś dzieci były gwarantem ekonomicznego przetrwania podstawowej komórki społecznej – rodziny. To one pracowały w polu, nie jacyś najemnicy o ciemniejszym kolorze skóry lub wschodnim akcencie. Dziś Julki stanowią jedynie finansowe obciążenie i żeby znaleźć ekonomiczne uzasadnienie jego posiadania naprawdę potrzeba byłoby bardzo kreatywnej księgowości. Liberalna “nadbudowa”, zaczęła wpajać młodym kobietom, że ich “wolnością” jest zupełnie dowolny dobór partnerów seksualnych, a w razie “wpadki” – aborcja dziecka i pozbycie się w ten sposób “problemu”. Łatwe życie wymaga pewnych poświęceń. W tym wypadku zupełnego wyprania z moralności i wyzbycia się wysiłku związanego z… myśleniem.
Julki i Oskarki krzyczące o wolności mają tak naprawdę rację - tak, im potrzeba wolności. Tyle, że mylą adresatów tych haseł, bo nie są w stanie ogarrnąć, że już są straszliwymi niewolnikami i niewolnicami systemu, który ich toleruje wyłącznie jako mięso armatnie i trybiki w "szklanych wieżach". Fakt ekonomicznej kolonizacji Zachodu, a tym samym nas, przez ponadnarodowe korporacje-molochy to podstawa tragedii naszych czasów. Kapitał chce zysku. Tylko tyle. Dlatego finansuje wszelkie szkodliwe ideologie. Pogubiony życiowo człowiek to mobilniejszy i elastyczniejszy pracownik. Czytaj niewolnik. Kluczem do rozwiązania problemu Julek i Oskarków jest zdefiniowanie pojęcia niewolnictwa na nowo, z zaznaczeniem efektów korzystania ze smartfonów, internetu i mediów społecznościowych. Bo to oznacza mniej szczęścia, bo gorsze są związki międzyludzkie. Gorsze związki, bo duże zaangażowanie w budowanie wirtualnego życia. To depresje wywołane mechanizmami fałszywej oceny i samooceny w mediach społecznościowych. Pokolenie Julek i Oskarków jest mniej religijne, a przecież ludzie religijni są bardziej szczęśliwi, w przeciwieństwie to skutków antyreligijności, która wiąże się z depresjami, samobójstwami i kryzysem zdrowia psychicznego. Ktoś musi to temu pokoleniu jasno uzmysłowić. Nie wiem, kto miałby to być, ale jeżeli tak się nie stanie, to każda Julka i każdy Oskarek jest już stracony dla świata, Europy i Polski. Dla cywilizacji tworzonej przez wieki od Talesa z Miletu, po Kanta. Oczywiście nie bez konsekwencji dla nas wszystkich, ale to już zupełnie odrębny temat.
https://narodowcy.net/byt-ksztaltuje-swiadomosc-marks-mial-troche-racji-rzecz-o-rewolucji-julek/
Inne tematy w dziale Społeczeństwo