Igor Janke, w swoim skądinąd znakomitym tekście " Young Lives Matter. Polska kontrkultura 2020" napisał zdanie, z którym się nie zgadzam. Chodzi mi o następujące sformułowanie: "Czy oni są gorsi od nas? W niczym. Buntują się przeciwko temu, co uważają za nieprawe, niezrozumiałe, ograniczające ich wolność."
Trudno polemizować z samą naturą buntu, bo ona jest niezmienna. Fakt: "Buntują się przeciwko temu, co uważają za nieprawe, niezrozumiałe, ograniczające ich wolność." - dokładnie tak samo jak my i wcześniejsze pokolenia ludzi młodych, którzy fazę buntu muszą przejść tak samo jak fazę dojrzewania. Ale czy rzeczywiście nie są gorsi od nas?
Oczywiście niezwykle trudne jest konkretnie wskazać, gdzie jest granica między byłym a obecnym pokoleniem. Właściwie można tylko spojrzeć i ocenić pokolenie współczesnych nastolatków, ukształtowanych przez otaczającą je rzeczywistość, przez pryzmat własnych, ale subiektywnych doświadczeń "młodych gniewnych" pokolenia lat osiemdziesiątych. Pokolenia, które tak naprawdę "obaliło komunę", chociaż zasługi przypisali sobie inni, odnosząc przy okazji wymierne korzyści. Byliśmy więcej niż dzisiejsza młodzież zaangażowani w politykę, nierzadko razem ze swoimi ojcami słuchający po nocach Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki, po to, żeby wiedzieć więcej, niż mógł nam przekazać nauczyciel historii i czego nie było w cenzurowanych podręcznikach, książkach czy prasie. Kształtowała nas ciekawość historii Polski i nawet największe "nieuki", niechętni szkole i uczeniu się w ogóle, odczuwali potrzebę zrzucenia kurtyny zakłamania i komunistycznej propagandy. Musieliśmy odnaleźć się w rzeczywistości, która dzieliła życie na dwie części – oficjalną, czyli niejako dedykowaną władzy i prywatną. Oficjalnie przecież - i to wcale nie z przymusu - czytaliśmy młodzieżową prasę, o którą było naprawdę trudno. Trzeba było naprawdę wcześnie wstać i ustawić się w kolejce do kiosku ( lub mieć zaprzyjaźnionego kioskarza), żeby kupić nowy numer "Razem","Filipinki"czy "Świata Młodych". O dziwo, w prasie młodzieżowej działania instytucji cenzury, rozumiane jako wyrobienie u odbiorców odpowiednich nawyków i przekonań, nie były zbyt widoczne, a ich istnienie nie było oczywiste. Można było nawet odnieść wrażenie, że gdyby czytelnik owych pism nie posiadał wiedzy na temat funkcjonowania w tym okresie cenzury, a także zadań, jakie stawiano w PRL przed prasą, uznałby, że czyta czasopisma, których redakcje dysponowały pełną wolnością tworzenia, dobierania tematów i informacji, które zwyczajnie młodego człowieka interesowały. Dlaczego władza tolerowała ten sposób przedstawiania polskiej rzeczywistości w prasie młodzieżowej? Odpowiedź jest dosyć prosta – w latach osiemdziesiątych władza pogodziła się już z tym, że polskie społeczeństwo zwyczajnie nie zniesie kolejnej dekady istnienia propagandy sukcesu tak odległej od szarej codzienności. Większości obywateli żyło się po prostu źle, każdy musiał zmagać się z niedoborem podstawowych produktów żywnościowych oraz znaleźć sposób, żeby poradzić sobie z fatalną sytuacją gospodarczą kraju. Nikt nie widział tego lepiej od nas - młodych, którzy , chociaż za "żelazną kurtyną", wiedzieli jak wygląda życie na Zachodzie - choćby z przemycanych, kolorowych tygodników, którymi handlowało się na bazarach.
Kiedy dziś widzę młodzież na jakiś "dniach Europejskich", czy podobnych spędach z cyklu "klimat" albo 'róbta co chceta", to przypomina mi się młodzież z TPPR - Towarzystwa Przyjaźni Polsko - Radzieckiej. W moich czasach to był margines. Nie porównuję kierunków i celu, porównuję jedynie pewien "ciąg" do aktualnie panującej mody lansowanej w mediach mainstreamu. Wówczas, jeżeli już ktoś w tym uczestniczył, to raczej się z takimi zapędami ukrywał, żeby nie być odrzuconym przez rówieśników. Wówczas dla wielu przynależność do TPPR, ZSMP czy nawet ZHP, była przyjmowana dosyć podejrzliwie, chociaż przynosiła korzyści i przywileje. Od dzisiejszej młodzieży byliśmy zdecydowanie bardziej samodzielni w ocenie rzeczywistości. Rozumieliśmy dużo lepiej, że albo ukształtujemy się w jakimś sensie sami, albo zostaniemy ukształtowani przez system, który a'priori odrzucaliśmy. Napisałem "w jakimś sensie sami" ale przecież nie odrzucaliśmy autorytetów, którymi byli dla nas rodzice, nauczyciele, księża czy przedstawiciele kultury, których dziś nazywa się celebrytami. Nienawidziliśmy ZOMO i obrzucenie milicyjnych nysek kamieniami, tej nienawiści dawało naturalne ujście. Często zafascynowani KPN-em, spędzaliśmy czas na przysłowiowym trzepaku, czy boisku, gdzie drzewa służyły za bramki. Wieczorami piliśmy wino i rozmawialiśmy o dziewczynach i o tym jak wyobrażamy sobie Polskę, kiedy już będziemy starzy. "Telewizor, meble, mały fiat, oto marzeń szczyt" jak śpiewał "Perfect". Z pewnością więcej było w nas otwartości, zaufania i szczerości niż u teraźniejszej młodzieży. Nie silono się na udawanie kogoś "lepszego". Jeżeli już, to "lepszość" tyczyła się wykształcenia, wiedzy czy oczytania - niż np. dziś ubioru czy posiadania nowoczesnych gadżetów.
To pokolenie z hasłem "wypierdalać", to chyba pierwsze pokolenie czasów globalizacji. Pokolenie stuprocentowych konsumentów produkowanych przez media - niczym paczki kurczaków zjeżdżające z taśmy produkcyjnej w fabryce przemysły spożywczego. Nie różniące się od tego z Niemiec, USA czy UK. Gdyby takie pokolenie egzystowało w latach osiemdziesiątych minionego wieku, to nigdy nie wyszłoby na ulice. Brakuje mi w tym pokoleniu jakiejś głębi, tego kształtowania się samemu, tego odkrywania gdzie się jest, skąd pochodzi i gdzie się zmierza. Ot, wyuczyć się, dobrze zarabiać, wydać, dobrze zjeść i ubrać się. Bunt? jaki bunt? Bunt wymaga wiedzy i poczucia umocowania w wartościach, bez których jest się dosłownie niczym. To wartości człowieka odróżniają od zwierząt i pozwalają tworzyć społeczność opartą na konkretnym kodzie kulturowym. Młodzież tamtych czasów potrafiła sobie taki kod wypracować. Samodzielnie. Młodzież naszych czasów, nawet jeżeli wypracowała sobie jakiś kod, to jest to kod narzucony przez kogoś, kod błędny i zdeprawowany mainstreamem. A dla ludzi zdeprawowanych, wartości - bez których żaden społeczny kod istnieć nie może - są jak nowoczesna toaleta dla "dzikusa" z amazońskiej dżungli. Co najwyżej śmieszna i dziwna, bo nie potrafi z niej korzystać.
Dziś młodzi ludzie podzielili się na dwa obozy. Ta część która przystosowała się do panującej rzeczywistości, konsumpcjonizmu i zarabiania kasy egzystuje znakomicie. Druga - ta pozbawiona perspektyw i szans z powodów różnych, nie szuka własnych alternatyw tylko ucieka w dragi, wódę, media społecznościowe i wirtualny świat smartfonów. W mojej klasie podstawowej były jednostki uważane wtedy za patologiczne. Jak dziś patrzę na młodzież, to stwierdzam, że większość nastolatków jest po prostu taką patologią, która wtedy była jednak rzadkością. Młodym ludziom brakuje dziś celu innego niż zarabianie i bycie kimś innym, niż korpoludkiem w ramach ogólnie obowiązującego wzorca kariery. Nie chodzi mi nawet o idee romantyczne - takie jak młodzieży przedwojennej, ale przynajmniej jakichś głębszych zainteresowań, zastanowienia się nad światem. Wszystko traktują bardzo powierzchownie i instrumentalnie. I wszystko to sprawia, że uprawnione jest stwierdzenie że nie, nie jesteśmy tacy sami. Byliśmy lepsi, oni są zdecydowanie gorsi. A przyczyny? To już zupełnie inna dyskusja.
WAŻNE!
Zdecydowałem, że na niektóre komentarze nie będę odpowiadać. Dotyczy to komentarzy typu" dziadek nie rozumie młodzieży i zawsze będzie uważać, że jego młodość była bardziej wartościowa". Drugi typ komentarzy, to te o "antypisizmie i jedynie słusznym buncie w celu jego obalenia". Co do pierwszego, to 1) nie jestem dziadkiem, 2) w notce dostatecznie wykazałem różnice wynikające nie z różnic pokoleniowych, bo one są oczywiste, ale wynikające z definiowania rzeczywistości i pewnych pojęć. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to jest to jego problem - nie mój. Autorom drugiego rodzaju komentarzy podpowiem jedno. Idźcie sobie na Onet, albo Oko-press. Względnie na ulicę wrzeszczeć wyrażenie na "w". Na pewno wam ulży. U mnie ulgi szukać nie radzę.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo