Jak podaje portal wirtualnemedia.pl, Jacek Kurski został członkiem zarządu Telewizji Polskiej. Dostał trzy z pięciu głosów. Trudno zaprzeczyć, że powrót Kurskiego do zarządu TVP to policzek wymierzony Andrzejowi Dudzie, a pośrednio wszystkim wyborcom PiS, którzy prezydenta Dudę i gorąco popierają i widzą w nim jeden z fundamentów dobrej zmiany.
Kurski stanowisko prezesa TVP stracił w marcu. W mediach pojawiały się wówczas informacje o tym, że odwołanie Kurskiego było warunkiem, jaki postawił prezydent Andrzej Duda, aby podpisać ustawę abonamentową przewidującą przekazanie niemal 2 mld zł rekompensaty dla TVP i Polskiego Radia. Tefałenowska propaganda wylansowała wtedy bzdurę, że te 2 mld złotych poszły na wazelinę w "Wiadomościach", zamiast na leczenie chorych dzieci. Ten prymitywny populizm natychmiast stał się staranie wyuczonym tekstem w w ustach opozycyjnych polityków, ale pomimo tej "lipy", podpisanie ustawy popularności Dudzie nie przysporzyło. Duda, kończąc wtedy procedowanie ustawy, która - z punktu widzenia wizerunku PiS i prezydenta - była idiotycznym błędem czasowym i legislacyjnym, wszedł w rolę sapera rozbrajającego minę, będąc jednocześnie na celowniku snajpera. Za swoje ryzyko i pracę zażądał cenę - moim zdaniem niewygórowaną: zmiany w TVP, którą uosabiał Jacek Kurski. W domyśle nie sądzę, ze Duda upierał się w personaliach - prezydentowi chodziło o siermiężność TVP, która w prostocie przekazu balansowała na granicy prostactwa. Nawiasem pisząc, Duda miał osobiste powody, żeby gorącym fanem telewizji Kurskiego nie być: wystarczy przypomnieć, jak telewizja publiczna traktowała jego inicjatywę referendum konstytucyjnego. Dziś, z perspektywy czasu widać, że to referendum było jak najbardziej potrzebne - oczywiście przy należytym "sprzedaniu" tematu przez media i ośrodek PiS na Nowogrodzkiej. Nie jest wielką tajemnicą, że Duda jest zwolennikiem systemu prezydenckiego w Polsce, a Jarosław Kaczyński ma dokładnie zdanie przeciwne, co stanowi oś różnicy między Andrzejem Dudą a Jarosławem Kaczyńskim. Z tego powodu ( ale nie tylko z tego) wszystkim chwytających się bredni, jakoby Duda był "długopisem" Jarosława Kaczyńskiego, powiadam: tkwicie w mylnym błędzie, albo daliście sobie wyprać umysły przez wiadome media.
Złośliwie można napisać, ze Andrzej Duda cnotę stracił, a rubla nie zarobił. W telewizji publicznej wiele się nie zmieniło - może tylko mniej jest Zenka i disco-polo, może trochę mniej jest "łopatologii" i propagandy, która urąga inteligencji przeciętnego szympansa. Myślę, że Andrzej Duda doskonale rozumie, że w sytuacji, kiedy w Polsce legalnie działa antypolska stacja TVN, jest niepodważalna potrzeba istnienia w TVP telewizji, która - w założeniu - ma równoważyć totalno - opozycyjny przekaz Wiertniczej. Charakterystykę tych stacji doskonale określił @Jan Mak, który TVP nazywa telewizją Pozytywną, a TVN telewizją Negatywną. Problemem tych stacji jest to, że obydwie - pisząc slangiem - przeginają: jedna poszła w kierunku przekazu, że wszystko jest źle, druga, że wszystko jest w najlepszym porządku. Otwarte jest też pytanie, czy faktycznie TVP równoważy kłamliwy i propagandowy przekaz TVN - zdaniem Dudy nie i to jest sedno ceny, którą Duda zaproponował Kaczyńskiemu.
Cena i tak została zaakceptowana częściowo, a na dziś Nowogrodzka przesyła do Pałacu Prezydenckiego aneks, w którym oznajmia, że koszty obsługi tej ceny, przekroczyły cenę pierwotną, w związku z czym jest ona anulowana. Gdybym chciał kupić auto za - powiedzmy - 30 tysięcy, ale widziałbym w tym aucie mocno zużyte opony i zażądał ( w cenie) wymianę tych opon na nowe, to byłbym strasznie wkurzony, gdybym od sprzedawcy auta otrzymał wiadomość, że owszem - opony już są nowe, ale auto kosztuje teraz 35 tys. Co więcej - pomyślałbym, że sprzedawca to krętacz i należy się od niego trzymać jak najdalej. Czy tak o Jarosławie Kaczyńskim myśli teraz Andrzej Duda - nie wiem i wiedzieć nie chcę. Ale wiem, że prezydent właśnie dostał komunikat, że prezes chce go uszczęśliwiać na siłę, bo tylko on ( prezes PiS) wszystko i o tym wszystkim wie najlepiej. To zresztą nie jest pierwszy tego rodzaju komunikat, który Duda z Nowogrodzkiej otrzymał.
Prawdopodobnie tak jak Andrzej Duda, nie jestem wrogiem Jacka Kurskiego, chociaż go nie lubię. Doceniam, że ogólnie zmienił TVP na lepsze i jednak w w miarę skutecznie (chociaż nadmiernie łopatologicznie, w sposób urągający mojej inteligencji) dał odpór stacji Miszczaka. Ale nie wybaczę mu tego prostactwa w przekazie, który bez wyciągania wniosków z chybionych anty-kampanii wypromował Trzaskowskiego, Zdanowską, Adamowicza i Konfederację. Na dziś mamy klasyczne deja'vu: tępe uderzanie w Trzaskowskiego buduje mu pozycję przynajmniej równorzędnego rywala dla Dudy. To oczywiście nie jest dobra wiadomość dla prezydenta, który w bardzo trudnej i kluczowej dla losów Polski sytuacji, nie dosyć, że nie ma wpływu na medialną stronę swojej kampanii, to zostaje dodatkowo wyizolowany z krwioobiegu partii, z której się wywodzi. Jak widać i słychać, kampania wyborcza prezydenta leży: sztab wyborczy z Brudzińskim i Szydło istnieje tylko wirtualnie, istnieją uzasadnione podejrzenia, że panią Turczynowicz-Kieryłło jako szefową sztabu Dudy zniszczono i odstrzelono z pełną premedytacją, bo... znajdowała się ona poza zasięgiem kontroli Nowogrodzkiej i zbyt profesjonalnie ( jak na PiS) kampanią się zajęła.
W jednej ze swoich notek napisałem: (...) kampanii nie ma, nie będzie i Andrzej Duda nie rywalizuje z kandydatami - Andrzej Duda walczy z potężnym uderzeniem hejtu, na skalę dotąd niespotykaną. To uderzenie, które ma zburzyć pro-polskie fundamenty tej prezydentury. Co to oznacza - chyba tłumaczyć nie muszę. Ale też rosną wymagania wobec PiS i Andrzeja Dudy w kwestii perfekcjonizmu w uprawianiu przedwyborczej polityki i bycia zawsze o krok przed atakami hejtu. To musi oznaczać koniec z nadstawianiem policzka do bicia.
Niestety - PiS od czasu, kiedy pisałem te słowa, zdjęło gacie i dostaje baty na goły tyłek, perfekcjonizm przedwyborczej polityki spłukano na Nowogrodzkiej razem z papierem toaletowym, a kroki mające wyprzedzać ataki opozycji przypominają ruchy inwalidy z kulą u jedynej nogi. Nie spodziewałem się, że Duda, oprócz przewidywanej fali hejtu, będzie się musiał zmagać z cwaniackimi zagrywkami Nowogrodzkiej. Na dziś - tak jak określiła to pani Turczynowicz - prezydent uczestniczy w spektaklu One Man Show. W tym wszystkim dopatruję się jednak pewnych pozytywów: po pierwsze Duda siłą rozpędu, popularności i własnej osobowości nawet na oparach powinien wyścig prezydencki wygrać, po drugie może się czuć zwolniony z pewnej części lojalności wobec Nowogrodzkiej. Oznacza to otwarcie bram na obszary zupełnie innego wpływu na polską scenę polityczną czyli budowanie konstrukcji nowego, własnego i niezależnego obozu politycznego. Pytania jak, z kim i po co, to temat na inną notkę, ale na teraz jest pewne, że Andrzej Duda jest zbyt młody, zbyt inteligentny i zbyt doświadczony w polityce, żeby pozwolić sobą pomiatać.
Na koniec zostawiłem kwestię, która zawiera się w pytaniu: w co gra Jarosław Kaczyński? Ostatnie miesiące pokazują, że PiS zwija swoje armie i skupia się wyłącznie na obronie oblężonej twierdzy. Albo jest to jakaś genialna strategia prezesa, albo prezes stracił: a) władzę, b) rozum. Nie było bowiem w historii partii takiej serii porażek ( nie wpadek, które mają prawo się zdarzać): żenada z majowymi wyborami, bezsilność wobec Grodzkiego i Senatu, fatalny przekaz w sprawie cmentarza i "afery" Kazika, wydarcie sobie pozytywnej inicjatywy w kwestii pandemii, bierne przyglądanie się pomiataniu wizerunkiem profesora Szumowskiego, zmarginalizowanie Morawieckiego, który - podobnie jak sztab Dudy - powoli staje się wirtualny. No i to, o czym napisałem w notce: dziwna gra w "Dudę". Nie wiem, kto w tej grze straci, a kto zyska, ale ja stanę po stronie prezydenta, bo gry faul po prostu nie cierpię.
Inne tematy w dziale Polityka