Nie lubię Macrona. Za to, że jest plastikowym chłopcem wytworzonym w twierdzach laickiego oświecenia i liberalizmu. Za jego zbyt ostentacyjną europejskość, która brzmi tak cukierkowo, że aż mdli. Za to, że jest typowo francuskim arogantem, z pobłażliwością spoglądający na ciemnogród z europejskich Dzikich Pól na wschód od Łaby. Chyba też za to, że bulwersuje swoim życiem prywatnym, dosyć bezwstydnie depcząc powszechnie przyjęte patriarchalne kanony tradycyjnej Europy.
Ale do prezydenta Francji czuję też nić sympatii - za to, że z naszego, polskiego punktu widzenia zaczął wkurzać Niemców. Zresztą generalnie nic do Francuzów nie mam, a nawet kibicowałem reprezentacji trójkolorowych za czasów Platiniego, Paryż uważam za najpiękniejsze miasto świata i szkoda mi jest legendarnej Notre-Dame. Ale zapomnijmy w tym kontekście o Poniatowskim w nurtach Elstery, polistopadowych emigrantach na paryskim bruku, Dąbrowskim w Komunie Paryskiej, czy Curie-Skłodowskiej na Sorbonie. Macron to orędownik forsowania interesu państwa narodowego za fasadą polit-poprawności i niestety - z tego właśnie powodu należy uznać, że polityka Macrona szkodzi Polsce zupełnie obiektywnie, czyli wcale dlatego, że nie jest mu w smak rząd Prawa i Sprawiedliwości. Praworządność? Macron niby jest za wiązaniem funduszy unijnych z jej przestrzeganiem. Z tego powodu niektórzy zwolennicy "totalsów" już przeżywają szczytowanie, ale to nic innego, jak kolejny ostentacyjny "wybryk" plastikowego chłopca. W rzeczywistości idzie o pretekst do ograniczenia przepływu środków finansowych do Europy Środkowo- Wschodniej, co pozwoliłoby je zaoszczędzić na użytek Południa, któremu Francja pragnie przewodzić.
Bo prezydent Macron jest pod ścianą. Południowe sąsiedztwo Unii Europejskiej spędza Francuzom sen z powiek. Po prostu francuscy wyborcy nie chcą więcej obcych kulturowo imigrantów w Europie, zaś ich prezydent chce przy okazji pokrzyżować szyki Niemcom i Austriakom, którzy tradycyjnie sprzyjali rozszerzaniu UE na regiony swojej ekspansji gospodarczej. Stąd francuskie "nie" dla unijnych aspiracji państw z Europy Południowej: Macedonii Północnej i Albanii. Tym wetem Macron dał wyraźnie wszystkim zainteresowanym do zrozumienia, iż te państwa to... francuska strefa wpływów. I basta. Że przy okazji tworzy się grunt pod ekspansję rosyjską i turecką - nie ma znaczenia: to Macron zaczyna ( a przynajmniej chce) rozdawać karty w Europie.
Bo jego projekt jest dalekosiężny. Bo mąż Brigitte Macron dąży do rozbicia sojuszu NATO i stworzenia nowej architektury bezpieczeństwa w Europie, opierającej się na współpracy w ramach UE, chociaż tak naprawdę na politycznej (i militarnej)j sile Paryża i Berlina... w partnerstwie z Rosją. Taki układ miałby się stać równorzędnym partnerem do rozmów z USA z jednej strony i Chinami z drugiej. Francja potrzebuje dobrych relacji z Kremlem głównie ze względu na wpływy Rosji w Libii i na Bliskim Wschodzie, czyli na wspomnianym południowym sąsiedztwie. Do tego oczywiście dochodzą interesy gospodarcze. Tak czy siak Emmanuel Macron jest pierwszym zachodnim liderem, który otwarcie zamierza pogrzebać dotychczasową, zasadniczo solidarną politykę Zachodu wobec Rosji. Prezydent Francji chce wspólnie z Władimirem Putinem budować "nową architekturę zaufania i bezpieczeństwa w Europie”. W Fort Bregancon, gdzie Macron przyjął Putina, doszło do ostatecznego przełamania lodów – czego dowodem jest określenie Rosji jako "wielkiego mocarstwa oświeceniowego” i oświadczenie, że w Rosji też jest liberalizm, tyle tylko, że szczególny.
Oczywiście można - i nawet trzeba - dyskutować, czy śmiały projekt Macrona jest w ogóle realny. Moim zdaniem nie - przynajmniej tak długo, jak długo prezydentem USA będzie Trump, ale nasuwa się pytanie, po co Macronowi poprawa relacji z Polską? No właśnie po to, żeby wkurzyć Niemców jeszcze bardziej. Jeżeli Polska choćby po cichu, zadeklaruje nieformalne uznanie francuskiej strefy wpływów ( co na pewno wkurzy Niemców), to możemy zyskać jeśli nie poparcie Francji w naszej unijnej wojnie, to przynajmniej złagodzenie stanowiska Paryża w spornych kwestiach. A że przy okazji porozumień politycznych uda się Macronowi zrobić z Polską dobry interes gospodarczy - to dobrze i przy okazji my też gospodarczo i politycznie możemy skorzystać. Warto jednak pamiętać, że w tej "francuskiej robocie" - niestety - mamy rolę ledwo drugoplanową. Zatem należy bardzo, bardzo uważać, żeby nie wyjść jak Cyprian Zabłocki na mydle.
Bo ta francuska robota jest jak owe mydło... może się rozpuścić.
Inne tematy w dziale Polityka