Suella Braverman w rządzie premier Liz Truss pełniła rolę Home Secretary: niezwykle ważna pozycja ministerialna w Wielkiej Brytanii odpowiedzialna za szeroko rozumiane bezpieczeństwo państwa, ochronę granic i politykę imigracyjną. Pani Braverman jest znana z ostrego podejścia do tematu imigracji, jej marzeniem jest zrealizowanie planu, w którym nielegalni imigranci będą wysyłani do Rwandy (pomysł budzący spore kontrowersje, zarówno pod kątem legalności jak i samych kosztów programu).
Pani Braverman zarys nowych propozycji imigracyjnych próbowała wysłać do Johna Hayes, członka "Common Sense Group", nieformalnej grupy parlamentarzystów Partii Konserwatywnej. Pomyliła się jednak i wiadomość drogą mailową (z prywatnej skrzynki pani minister) trafiła do innego parlamentarzysty o takim samym nazwisku (Hayes).
Wysyłanie ważnych i wrażliwych rządowych informacji nieautoryzowaną drogą przekazywania informacji stanowiło naruszenie ministerialnego kodu (etyki) oraz zasad bezpieczeństwa, pani Braverman została zmuszona do rezygnacji.
Rezygnacja ta odbiła się szerokim echem w Polsce, wielu z komentatorów życia politycznego podawało przykład pani minister jako dowód na wysokie standardy w brytyjskiej polityce, szacunek dla uczciwości i etyki, odpowiedzialności za popełnione, choćby nawet niewielkie, błędy. "W Polsce nie do pomyślenia!": złośliwie zauważano.
Kto został nominowany jako nowy Home Secretary? Nie kto inny jak... Suella Braverman.
Ta decyzja wzbudziła ogromną krytykę w Wielkiej Brytanii, także wśród tych, którzy wiążą z premierowaniem pana Sunaka ogromne nadzieje. Nadzieje bardzo szybko rozwiane.
Polscy "eksperci" od polityki dostali za to kolejną, szybką i bolesną lekcję na temat tego, że nie każda okazja jest dobra do tego, by uderzyć w polityczną opcję za którą się nie przepada. Można bowiem szybko oberwać dość zabawnym rykoszetem.
Komentarze
Pokaż komentarze (22)