Liz Truss rozpoczęła swą rolę premiera od wyjątkowo mocnego uderzenia: ogłoszony słowami Ministra ds. Finansów (kanclerza Kwartenga) tzw. "mini-budżet" zapowiadał rewolucyjne zmiany, opierające się przede wszystkim na zniesieniu najwyższego progu podatkowego dla osób najlepiej zarabiających (więcej o tym tutaj: Cięcia podatkowe).
Proponowany budżet opierał się na zasadzie "Trickle-down economics" , czyli tzw. teorii skapywania: gdzie im więcej pieniędzy w kieszeniach najbogatszych, tym większa szansa, że resztki zaczną skapywać na tych biedniejszych w postaci miejsc pracy, innowacji, poprawy jakości życia. Znana oryginalnie jako teoria "koni i wróbli", gdzie karmienie owsem koni (w nadmiarze) jest bardzo dobre dla pałętających się nieopodal wróbli, które także dzięki temu coś sobie podjedzą.
Jak można się łatwo domyślić, "brytyjskim wróblom" tego typu wyjaśnienia do gustu nie przypadły. Co ciekawe, na "trickle-down economics" suchej nitki nie zostawiają eksperci z dziedziny ekonomii. W grudniu 2020 roku to właśnie w Londynie opublikowano dane, z których jasno wynikało (na podstawie analiz reform podatkowych w 18 krajach na przestrzeni 50 lat), że zmniejszenie obciążeń podatkowych dla najbogatszych nie wiąże się ze wzrostem gospodarczym czy spadkiem bezrobocia, co najwyżej powiększa nierówności dochodowe.
Inne zdanie miała (przynajmniej do ostatniej niedzieli) premier Truss. W wywiadzie telewizyjnym broniła zażarcie tego pomysłu, twierdząc kategorycznie, że zdania nie zmieni: to jedyna słuszna droga do osiągniecia pożądanego tak bardzo wzrostu gospodarczego i ona krytyką przejmować się nie ma zamiaru.
Dzięki temu (oraz interwencji Banku Anglii, który w bezprecedensowej akcji zaczął wykupywać dług rządu brytyjskiego) bardzo szybko odbił się kurs funta. Cynicy sugerują, że warto przyjrzeć się piątkowej imprezie w domu jednego z prominentnych polityków partii Torysów, gdzie spotkali się menadżerowie, finansiści, sponsorzy tej partii, którzy, oczywiście zupełnie przypadkowo i bez związku z ogłoszeniem mini-budżetu przez pana Kwartenga, zarobili fortuny dzięki stawianiu na upadek funta. Na tej imprezie zjawił się zresztą sam Kwarteng, wznosząc radośnie toast szampanem i świętując sukces rządu premier Truss.
Po całym tym zamieszaniu poparcie dla Partii Konserwatywnej w Wlk. Brytanii znacząco spadło do poziomu niespotykanego od lat. W sondażach króluje Partia Pracy, ludzie są wściekli na rosnące koszty życia, ceny żywności, energii, na bałagan i hipokryzję polityków, upadek służby zdrowia. Nawet najwięksi zwolennicy Torysów przyjmują powoli do wiadomości fakt, że następny brytyjski rząd będzie formułował Keir Starmer, lider Labourzystów.
Dziś rusza konferencja, na której Liz Truss spróbuje przekonać swoich partyjnych kolegów, że obrana przez nią droga jest słuszna i przyniesie sukces, zarówno partii, jak i całemu państwu. Swą przemowę rozpoczęła od przypomnienia, jak okropnym miejscem stała się Wlk. Brytania w ostatnich latach, co trzeba zmienić i dlaczego.
Zapomniała przy tym o drobnym szczególe, to właśnie Konserwatyści rządzą w UK od dwunastu lat: ale kto by się takimi drobiazgami przejmował. Obawiam się, że nowa "Żelazna Dama" okazała się w rzeczywistości dość szybko damą z papieru, do tego z papieru o wyjątkowo marnej jakości.
Komentarze
Pokaż komentarze (4)