Jedna z najbogatszych gospodarek świata, w teorii potęga ekonomiczna, militarna, naukowa, światowy lider polityczny itd. dzięki przełomowemu "brexitowi" oraz skutecznej strategii pandemicznej (lockdown/program szczepień) w założeniu miała szybko otrząsnąć się po Covid-owym wstrząsie i szturmem zdobywać świat. Jak to wygląda w praktyce?
No cóż, by odpowiedzieć jak najprościej i najszybciej wystarczy podać przykład powstających jak grzyby po deszczu tzw. "food banków", czyli miejsc, do których mogą udać się ludzie, których nie stać na podstawowe produkty żywnościowe. Ich popularność rośnie z dnia na dzień, zasoby są ograniczone a swoje oddziały mają nawet szpitale: nie po to, by zaopatrzać ubogich pacjentów, lecz pracowników. Tak, dobrze przeczytaliście: rosnące koszty życia, inflacja spowodowały, że pielęgniarki czy innych pracowników NHS (brytyjska służba zdrowia) nie stać na jedzenie.
Stagnacja pensji nie tylko w sektorze publicznym (realny ich spadek, biorąc pod uwagę wskaźnik inflacji) spowodowały, że strajkują nowe grupy zawodowe: listonosze, obsługa techniczna linii telefonicznych/internetu, pracownicy kolei a nawet magazyny Amazona (choć Ci, idealnie obrazujący termin "współczesne niewolnictwo) mają wyjątkowo słabą kartę przetargową.
Prawdziwa katastrofa jednak dopiero nadchodzi: jest to cena energii elektrycznej/gazu. Nie wchodząc w szczegóły, niedawno zmieniono zasady ustalania maksymalnej ceny energii (tzw. cap), w założeniu miało to chronić firmy energetyczne przed bankructwem, w praktyce spowodowały szokujące wzrosty cen dla finalnego konsumenta. Przykładowo, w latach 2019-2020 średnia cena (za rok) wynosiła ok. 1000 funtów, obecnie wzrosła do 1800 funtów, by, wg najnowszych prognoz wzrosnąć do 3500 w październiku i przekroczyć 4000 funtów w styczniu przyszłego roku. Warto wspomnieć, że rosnące ceny idą w parze z rekordowymi zyskami firm energetycznych. Liderzy społeczni ostrzegają, że doprowadzi to do skrajnego ubóstwa ponad miliony gospodarstw domowych, a ludzie zmuszeni będą do wyboru między ogrzewaniem a jedzeniem.
Politycy rządzącej od 12 lat w Wielkiej Brytanii partii Torysów chowają głowę w piasek, zganiając winę za zaistniałą sytuację (niespodzianka), na wojnę na Ukrainie. Premier Borys Johnson udał się na wakacje, uznając, że obecne problemy już jego nie dotyczą, a zajmie się nimi jego następca (Johnson został zmuszony do ustąpienia ponieważ przyłapano go na tym, że wcale się Covida nie bał i w trakcie trwania ścisłego lockdownu imprezował z kolegami i koleżankami z pracy, lekceważąc ustalone przez siebie samego zasady a do tego wytrwale mijał się z prawdą na temat całej tej sytuacji).
Jego ewentualni następcy to Rishi Sunak, który obiecuje, że naprawi błędy polityki fiskalnej/podatkowej poprzedniego ministra ds. finansów (którym był nie kto inny, jak Rishi Sunak właśnie) oraz faworytka Lizz Truss (zmieniająca zdanie średnio co 5 minut polityk, która obiecuje sukces Brexitu, ponieważ 6 lat od czasu referendum to jak widać zbyt mało czasu, a dotychczasowe rozwiązania, które sama wspierała, okazały się błędne).
Niektórzy komentatorzy sceny publicznej nieśmiało próbują wskazywać, że wszyscy płacimy cenę za lockdown/zamknięcie gospodarki, lecz giną one w zalewie covidowego bełkotu, uzupełnionego o szczytne idee walki o klimat i heroicznej walki przeciwko Putinowi (jeden z najbogatszych rosyjskich oligarchów mieszkający w Londynie swojego pieska nazwał kiedyś imieniem Borys, ale to już temat na inny artykuł).
Reasumując, walcząc z chorobą, której średnia wieku wynikłych z jej powodu zgonów okazała się wyższa niż oczekiwana długość życia, zniszczono całkiem sprawnie działający do tej pory organizm państwowy/ekonomiczny. Dorzućmy do tego populistyczne bajki dotyczące opuszczenia UE oraz degrengoladę klasy politycznej i mamy obraz sytuacji, dzięki której rodziny polskich emigrantów w Anglii mogą spojrzeć na swych bliskich z uśmiechem politowania/współczucia.
Można oczywiście stawiać tezę, że właśnie taki jest cel: reset, transfer finansowy od klasy pracującej do elity zarobkowej, zniszczenie klasy średniej i wprowadzenie nowego porządku (na wzór chiński), ale przecież to już wchodzenie na teren zwolenników spiskowej teorii dziejów, a Ci przecież, jak pokazują ostatnie miesiące, zawsze się mylą, prawda?
Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka